Od maja br. rząd Niemiec coraz silniej wspiera władzę i armię kijowskiej Ukrainy – wbrew woli i wbrew interesom wyraźnej większości niemieckiego społeczeństwa.
Największy niemiecki producent broni otwiera największą w Europie fabrykę pocisków artyleryjskich – tych kalibru 155 mm, które są najważniejsze dla armii kijowskiej Ukrainy. A rząd RFN nadal zaopatruje zbankrutowane ukraińskie władze w Kijowie kolejnymi i coraz większymi „pakietami” miliardów euro i coraz liczniejszym sprzętem wojskowym i innym. Rządowy Berlin szykuje też powrót Niemiec do obowiązkowego poboru do wojska.
27 sierpnia w Unterlüss w Dolnej Saksonii niemiecki koncern zbrojeniowy Rheinmetall otworzył największą w Europie fabrykę artyleryjskiej amunicji. Jej budowa i przygotowanie do produkcji trwały tylko 14 miesięcy. Szef tego koncernu Armin Papperger, podczas uroczystego otwarcia fabryki, w którym uczestniczyli także minister obrony RFN Borys Pistorius, federalny minister finansów Lars Klingbeil oraz sekretarz generalny NATO Marek Rutte zapowiedział, że produkcja pocisków artyleryjskich kalibru 155 mm ma być stopniowo zwiększana. Do roku 2027 ma osiągnąć poziom około 350 tys. sztuk rocznie i ma być przeznaczona przede wszystkim dla „obrony Ukrainy”. A minister Pistorius podkreślił, że ww. pociski odgrywają „kluczową rolę” w obronie Ukrainy i są tam używane codziennie w ilości po kilka tysięcy sztuk dziennie, więc „zapotrzebowanie na nie jest ogromne” i „Ukrainie trzeba zapewnić stałe dostawy” tej amunicji.
Ponadto też „Bundeswehra musi uzupełniać swoje magazyny” (w dużej mierze opróżnione z tej i innej amunicji w latach 2022–2024). Z kolei sekretarz generalny NATO i były premier Holandii Rutte w swoim wystąpieniu w Unterlüss zwrócił uwagę, że „teraz podobny postęp musi nastąpić także w przypadku innych systemów uzbrojenia – takich jak czołgi czy rakiety”. Bo „nie ma czasu na odpoczynek”, gdyż obecna konfrontacja z Rosją „to bitwa, którą musimy wygrać i którą wygramy”, oznajmił Rutte (wg DPA).
Oprócz słów powyższych, zapewne najważniejsza jest zapowiedź koncernu Rheinmetall, że także w innych jego fabrykach produkcja amunicji artyleryjskiej będzie zwiększana – do roku 2027 roczna produkcja tej amunicji ma osiągnąć co najmniej 1,5 miliona sztuk, czyli około dwukrotnie więcej niż obecnie. Rheinmetall podał też, iż w nowy zakład w Unterlüss oraz w nową fabrykę silników rakietowych, która „ma ruszyć w przyszłym roku”, koncern zainwestował już ponad 500 milionów euro. Ponadto Rheinmetall zamierza też znacznie zwiększyć produkcję bojowych wozów piechoty Puma (wg DPA). Super!
Rzeka wsparcia…
Przy tej okazji okazało się też, że niemiecki eksport broni był w zeszłym roku najwyższy w historii. Niemiecka prasa podała bowiem, że eksport uzbrojenia osiągnął w roku 2024 rekordową wartość aż 12,83 mld euro (w roku 2023 było to 11,71 mld euro), a jego największą część stanowiły pojazdy gąsiennicowe i kołowe. Głównym odbiorcą broni z niemieckich fabryk była oczywiście kijowska Ukraina, której Niemcy przekazali w roku 2024 aż ponad 64 proc. całego zatwierdzonego eksportu niemieckiej broni (wg ARD).
Ukraińcy dostali z Niemiec w samym ubiegłym roku broń o wartości aż 8,15 mld euro, w tym m.in. 306 bojowych wozów opancerzonych, 316 rakiet i systemów rakietowych, 78 czołgów i 11 systemów artyleryjskich dużego kalibru. Już w czerwcu br. niemiecka prasa podawała, że suma niemieckiej pomocy wojskowej, materiałowej i finansowej dla kijowskiej Ukrainy przekroczyła poziom aż 34 miliardów euro (!) – w okresie od marca 2022 r. do maja br. Zapewne do września br. ta suma zbliży się już do 40 miliardów euro.
…także z UE
Powyższa polityka rządu RFN współgra z tegoroczną, już mocno pro-ukraińską polityką rządowego Paryża i z wręcz prowojenną polityką rządowego Londynu (od lutego 2022 r.) oraz części władz UE i niektórych rządów państw UE, jak np. rządów Danii, Holandii, Estonii czy Litwy. Świadectwem tego są między innymi coraz liczniejsze wypowiedzi polityków niemieckich, brytyjskich i innych na rzecz jeszcze większego niż dotychczas wspierania władz kijowskiej Ukrainy.
Np. 31 sierpnia przewodnicząca Komisji UE Urszula von der Leyen, cytowana przez „The Financial Times”, wypowiedziała się po raz kolejny na rzecz rozmieszczenia europejskich wojsk lądowych na Ukrainie – po ewentualnym osiągnięciu zawieszenia broni na froncie ukraińsko-rosyjskim. Szefowa komisarzy UE stwierdziła między innymi, że europejskie rządy już „pracują nad dość konkretnymi planami na rzecz potencjalnego rozmieszczenia wojsk na Ukrainie w ramach gwarancji bezpieczeństwa (dla władz w Kijowie)”. Sehr schön und demokratisch!
Jednak tego samego dnia kanclerz rządu Niemiec Fryderyk Merz powiedział w rozmowie z telewizją ZDF, że „w obecnych okolicznościach temat (europejskich) wojsk lądowych na Ukrainie nie jest przedmiotem dyskusji”. Za bieżący priorytet kanclerz uznał dalsze „wspieranie ukraińskiej armii”, gdyż „zdaję sobie sprawę, że ta wojna może trwać jeszcze długo”. Dodał, że ta wojna „nie może zakończyć się kapitulacją Ukrainy” (wg PAP). Jawohl!
Tu należy przypomnieć, że jednak 13 dni wcześniej w Waszyngtonie, tuż po spotkaniu z prezydentem USA Donaldem Trumpem i przywódcami pięciu państw Europy, Merz powiedział dziennikarzom wyraźnie o „gotowości” rządu RFN do wysłania niemieckich żołnierzy na Ukrainę.
Niemcy na wojnę?
Należy jednak pamiętać, że w obliczu narastających problemów gospodarczych i budżetowych RFN i nieuchronnej konieczności niepopularnych cięć części wydatków na tzw. cele socjalne i inne – najdalej od przyszłego roku, kanclerz i jego ministrowie nie mogą sobie pozwolić na otwarte i stanowcze forsowanie projektów dotyczących wysyłania niemieckich wojsk za granicę. A tym bardziej na Ukrainę i przeciw Rosji, co w niemieckim społeczeństwie jest szczególnie niepopularne. O uczestnictwie niemieckich żołnierzy w jakichkolwiek akcjach i zadaniach za granicą decyduje Bundestag. W związku z tym rząd RFN już od końca maja br. stara się dość delikatnie, ale systematycznie, przekonywać niemiecką opinię publiczną o zasadności wysłania niektórych jednostek Bundeswehry na Ukrainę – choć dopiero po zawieszeniu broni na tamtejszych frontach.
Od czerwca br. Berlin koncentruje się jednak przede wszystkim na wspieraniu wojsk Kijowa poprzez zakupy nowoczesnego sprzętu wojskowego w USA oraz na dostarczaniu niemieckich komponentów do produkcji uzbrojenia na Ukrainie. Np. w sierpniu rząd RFN zapowiedział sfinansowanie zakupu dla ukraińskiej armii drugiego „pakietu” amunicji i sprzętu wojskowego ze Stanów Zjednoczonych – o wartości ponad 500 mln dolarów.
A 25 sierpnia podczas wizyty w Kijowie minister Klingbeil zadeklarował gotowość władz RFN do silniejszego rozwijania współpracy firm zbrojeniowych z Niemiec i Ukrainy. I zadeklarował dalsze wielomiliardowe wsparcie Niemiec dla władz w Kijowie. – Będziemy wspierać Ukrainę kwotą 9 miliardów euro rocznie – powiedział wiceszef rządu Niemiec i lider SPD (wg dw.com). Wunderbar!
W Niemczech w sierpniu br. zaczęły też pojawiać się spekulacje i opinie krytyków polityki władz Niemiec i UE (w opiniach internetowych), że rządowi RFN i władzom UE w gruncie rzeczy chodzi jednak przede wszystkim o zbieranie funduszy i nowych podatków na nową „politykę bezpieczeństwa” UE, w tym na przyszłą wojnę z Rosją – zapewne najpóźniej w roku 2030 lub 2031. Stąd też i wstępne i już realizowane plany rządu RFN i władz UE dotyczące podwyżek różnych podatków – przy jednoczesnym systematycznym obniżaniu poziomu emerytur w razie wcześniejszego przechodzenia na emeryturę i w innych przypadkach. A także wstępne plany rządu w Berlinie dotyczące ilościowego ograniczenia sutego i niezmiernie kosztownego dla podatników „zasiłku obywatelskiego” (Bürgergeld). Zasiłku pobieranego w sierpniu br. już przez ponad 5,5 miliona mieszkańców Niemiec, w tym przez ponad 3 miliony cudzoziemców różnych kategorii.
Brak poparcia
Jak wspomniałem, większość pytanych Niemców – ponad 56 procent, sprzeciwia się jednak skierowaniu jakichkolwiek jednostek Bundeswehry na Ukrainę. Według badania instytutu INSA z 21 sierpnia, ten projekt popiera tylko 28 proc. ankietowanych. Odrzucają go w wyraźnej większości elektoraty wszystkich parlamentarnych partii – poza zwolennikami rzekomo „pokojowych” Zielonych. Najwięcej przeciwników ww. projektu jest wśród zwolenników konserwatywno-wolnościowej Alternatywy dla Niemiec (ponad 87 proc.). Badani mieszkańcy 11 landów zachodnich są bardziej otwarci na ten ryzykowny projekt rządu, a ci z byłej NRD są temu w ogromnej większości zdecydowanie przeciwni. Podobnie jak w kwestii całej pomocy dla Ukrainy – nie tylko tej wojskowej.
Temat wysłania niemieckich wojsk nad Dniepr czy do Donbasu wzbudza więc w Niemczech od miesięcy wiele sporów i kontrowersji. Wydaje się, że większość działaczy CDU i bawarskiej CSU popiera w tej kwestii stanowisko swego kanclerza Merza. Ale uczestniczeniu Niemiec w przyszłych tzw. gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy (postulowanych zgodnie przez Londyn, Paryż i władze UE) zdecydowanie sprzeciwia się np. wieloletni premier Saksonii z CDU Michał Kretschmer. A także wielu innych polityków CDU i bawarskiej CSU. Z kolei wśród polityków SPD stanowisko kanclerza Merza podzielają m.in. wicekanclerz i minister finansów Lars Klingbeil oraz minister obrony Borys Pistorius.
Jednak politycy lewego skrzydła SPD są temu przeciwni i postulują, żeby w razie potrzeby na Ukrainę skierowano nie jakąkolwiek wojskową „misję europejską”, lecz siły ONZ lub OBWE. Ten pogląd podziela też partia Lewica. A „narodowa” Alternatywa dla Niemiec oczywiście kategorycznie sprzeciwia się wysłaniu na Ukrainę choćby paru tysięcy żołnierzy Bundeswehry. Euro-komunistyczni Zieloni unikają w tej kwestii jednoznacznych deklaracji, ale silnie popierają postulaty europejskich „gwarancji bezpieczeństwa” dla rządowego Kijowa.
Wydaje się więc, że bez znacząco większego niż obecnie społecznego poparcia rząd RFN będzie miał duży problem z uzyskaniem prawnie niezbędnej zgody Bundestagu na wysłanie tysięcy żołnierzy na Ukrainę czy w ogóle za granicę. Problem tym większy, że miliony Niemców jeszcze dobrze pamiętają ogromne, wielomiliardowe niemieckie koszty i traumy związane z „misją pokojową” Bundeswehry w Afganistanie w latach 2002–2021 – na polecenie ówczesnych władz USA i NATO. Pamiętają także 60 ofiar śmiertelnych i kilkuset poważnie rannych niemieckich żołnierzy i urzędników – ówczesnych ważnych pomocników amerykańskich i brytyjskich okupantów Afganistanu.