Leszek Szymowski opublikował post na temat wznowienia sprawy morderstwa Jaroszewiczów w 1992 roku. Bardzo krytycznie ocenił podejście prokuratury i system sprawiedliwości.
Dziennikarz śledczy Leszek Szymowski na Facebooku opisał nowy wątek w sprawie Jaroszewiczów.
„Apolityczna Prokuratura Okręgowa w Krakowie wysłała do niezawisłego sądu w Warszawie apelację od wyroku, który uniewinnił trzech oskarżonych o zabójstwo Jaroszewicza. Prokuratorzy uznają, że dopadli sprawców i chcą ich zamknąć na lata w więzieniu. Zamiast przyjąć pierwszą, w pełni zasłużoną, porażkę, prokuratura rozpaczliwie chce się skompromitować po raz drugi” – napisał Szymowski.
Następnie dodał, że prokuratura ustaliła, iż „trzej krakowscy gangsterzy spontanicznie postanowili pojechać do Warszawy i obrobić kogoś bogatego”.
„Wsiedli więc w pociąg i pojechali do stolicy, na Dworzec Główny, który wtedy już nie funkcjonował (od lat 70 głównym dworcem jest Dworzec Centralny). Tam wsiedli w kolejkę podmiejską i dojechali do Anina na ulicę Zorzy, choć ani wtedy ani dziś nie docierał tam podmiejski pociąg. Spośród wielu willi wybrali akurat tą, nie wiadomo dlaczego” – czytamy na Facebooku.
„Udało się im jednak zrobić to tak dobrze, że akurat znaleźli się na miejscu kilka godzin po tym, jak spod willi zniknął ostatni ochroniarz Biura Ochrony Rządu. Próbowali się włamać i wtedy zauważyli dwie porzucone drabiny, po których weszli do łazienki, w której otwarte było okno, potem na podłodze znaleźli porzucony pistolet, poszli więc dalej i znaleźli Jaroszewicza, który w salonie oglądał telewizję. Skrępowali go więc a później zabili brutalnie” – kontynuował.
Następnie zachęcił do spojrzenia na to „oczami Jaroszewicza – starszego, schorowanego człowieka, który w ostatnich tygodniach życia bardzo bał się o siebie i strachem tym dzielił się z najbliższymi”.
„Spodziewając się zagrożenia, występował o ochronę BOR ale mu jej nie przedłużono. Miał więc – zapewne w geście protestu – pozostawić otwarte okno w łazience, dwie drabiny, po których można było się tam wspiąć i pistolet na podłodze, aby można go było zastraszyć” – napisał dziennikarz śledczy.
„Inaczej mówiąc: jest to rekordowa wręcz bzdura. Bzdura, przy której bledną inne 'wynalazki’ polskiej apolitycznej prokuratury np. samouprowadzenie się Olewnika, szef policji zastrzelony przez złodzieja samochodowego, który nie miał pistoletu i nie umiał strzelać albo wicepremier PRL Sekuła, który trzykrotnie do siebie strzelał w brzuch i za każdym razem śmiertelnie” – ocenił Leszek Szymowski.
Następnie ocenił jako „dziwne” to, że „ktoś miał odwagę pod taką bzdurą się podpisać”.
„Jeszcze bardziej dziwne, że nie umie przyjąć oczywistej porażki i brnie w zaparte, kompromitując siebie, urząd i państwo” – podsumował Leszek Szymowski.