Sercem każdego przełomu w sztucznej inteligencji, zwiększania zasięgu pojazdów elektrycznych lub systemu naprowadzania rakiet hipersonicznych, jest krzem. Większość wiodących na świecie technologii chipów pochodzi z USA. Stamtąd wywodzą się takie spółki projektujące najnowsze chipy, jak Intel, AMD, Qualcomm. Z kolei tajwański TSMC produkuje większość zaawansowanych układów. Za to Chiny są największym rynkiem zbytu dla komponentów elektronicznych i wykazują coraz większą chęć samodzielnego wytwarzania coraz większej liczby chipów, z których korzystają.
To działanie CHRL sprawiło, że to właśnie ta branża stała się „oczkiem w głowie” dla Waszyngtonu, który stara się ograniczyć wzrost gospodarczy swojego azjatyckiego rywala. Ze swojej strony Pekin przeznaczył miliardy na wysiłki mające na celu zbudowanie własnego przemysłu półprzewodników i zmniejszenie swojej zależności od USA. Jednocześnie Stany Zjednoczone i Europa przeznaczają ogromne sumy na przywrócenie fizycznej produkcji chipów na własnych lub sojuszniczych terytoriach.
To, co zaczęło się od obaw związanych z szybkim postępem technologicznym Chin, przerodziło się w panikę na pełną skalę podczas pandemii, gdy niedobory chipów uwydatniły znaczenie tych maleńkich urządzeń dla bezpieczeństwa gospodarczego USA i Europy. Stawką jest teraz wszystko: od ożywienia amerykańskiego i europejskiego przemysłu technologicznego poprzez zapewnienie przewagi w wykorzystaniu sztucznej inteligencji po równowagę pokojową w Cieśninie Tajwańskiej.
Państwa pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej przeznaczyły już prawie 81 miliardów dolarów na wytworzenie półprzewodników nowej generacji, zaostrzając globalną rywalizację z Chinami. To pierwsza fala środków o łącznej wartości blisko 380 miliardów dolarów przeznaczonych przez rządy na całym świecie dla takich firm, jak Intel Corp. i Taiwan Semiconductor Manufacturing Co. Dlaczego akurat te spółki? Ponieważ są one najbliższe wycofania swojej produkcji z Chin i Tajwanu. Intel już ma nieźle geograficznie zdywersyfikowaną sieć fabryk – jest obecny zarówno w USA, jak i Europie, i sporo się mówi o nowych inwestycjach w Magdeburgu oraz pod Wrocławiem. Z kolei TSMC redukuje zatrudnienie w Chinach i na Tajwanie i szykuje się do przeniesienia części produkcji na teren USA.
Póki co zarówno USA, jak i Europa, zareagowały wyjątkowo szybko i bez zbędnej biurokracji. Na grafice 1 kolorem pomarańczowym wskazane są środki już wydane na rozwój półprzewodników, szarym – planowane.
Jak widać, zarówno w USA, jak i w Europie, już poczyniono pierwsze wydatki, by wspomóc półprzewodnikową branżę. Chiny przygotowują się do przebicia kwot swoich zachodnich konkurentów. Patrząc na tę grafikę, być może rzuciło Wam się w oczy już dokonane wsparcie dla malutkiej Holandii – z czego ono wynika?
ASML – w oku cyklonu
Gdy 1984 roku Martin van den Brink, młody holenderski inżynier, dołączył do nowo utworzonego przedsięwzięcia w cichym zakątku Holandii, nie wiedział, że za około 40 lat działalność tej firmy będzie tak kluczowa dla wartego 580 miliardów dolarów przemysłu półprzewodników i że stanie się epicentrum wojny chipowej między USA i Chinami.
ASML Holding NV, w którym Van den Brink jest obecnie dyrektorem ds. technologii, jest praktycznie jedynym wytwórcą i właścicielem kluczowego sprzętu potrzebnego do wytwarzania najnowocześniejszych procesorów. Dzięki wysokiej klasy maszynom od ASML można projektować i wytwarzać chipy znajdujące zastosowanie w najnowocześniejszej broni, komputerach i urządzeniach korzystających ze sztucznej inteligencji. ASML jest obecnie traktowany jako infrastruktura krytyczna dla bezpieczeństwa narodowego USA i stał się celem szpiegostwa przemysłowego Chin.
W ciągu prawie czterdziestu lat ASML zmienił się z małego gracza konkurującego z takimi (dziś już trochę zapomnianymi) firmami, jak Nikon czy Canon, w jedynego na świecie producenta bardzo wysokiej klasy sprzętu do litografii półprzewodnikowej. Monopol ASML w tej dziedzinie uczynił ją najcenniejszą europejską firmą technologiczną, z kapitalizacją rynkową przekraczającą 247 miliardów dolarów – ponad dwukrotnie większą niż jej klient Intel Corp. Jej przychody w przeciągu ostatniej dekady wzrosły niemal trzykrotnie (wykres 1) i to pomimo że spółce ogranicza się możliwość sprzedaży swoich rozwiązań w Państwie Środka.
Pozbawiona możliwości sprzedaży wielu swoich najwyższej klasy maszyn w Chinach i będąca ofiarą licznych kradzieży danych, ASML robi jedyną rzecz, jaką może, aby utrzymać swoją niepodważalną przewagę – buduje coraz bardziej wyrafinowane maszyny. Jej kolejne urządzenie, mniej więcej wielkości typowego apartamentu w Amsterdamie, ma trafić na rynki w 2025 r. Przy cenie ponad 380 milionów dolarów (to więcej niż np. kosztuje Boeing 787 Dreamliner), będzie w stanie wytrawiać wzory na waflach krzemowych z dokładnością do 2nm (dla kontekstu – szerokość helisy DNA w komórkach naszych ciał wynosi 2,5 nm, a przeciętny wirus ma ok. 14 nm, a mrówka od 3 do 5 milionów nm).
Już znacznie wyprzedzając swoich rywali ASML nadal upewnia się, że nikt nie będzie w stanie zrobić tego, co oni w dającej się przewidzieć przyszłości. Nieobecność na rynku chińskim rekompensuje sobie zleceniami od takich potęg, jak Tajwan Semiconductor Manufacturing, Samsung Electronics czy Intel – zwróćcie uwagę, że to firmy z USA oraz sojuszniczej Korei Południowej i Tajwanu.
Osobno wspomniałem o ASML, dlatego że wskazywaliśmy na independentrader.pl, na jej potencjał, już ponad rok temu i nadal uważamy, że ma świetne perspektywy do dalszego rozwoju i wzrostu notowań.
Kto wygrywa?
I pojawia się proste pytanie – kto wygrywa ten wyścig: USA, Chiny, czy może Europa? Nie ma prostej odpowiedzi, bo zawsze w tego typu rywalizacji dezinformacja stoi na naprawdę wysokim poziomie. Dane oficjalne to wierzchołek góry lodowej, a tylko takimi dysponujemy. Zwolennicy chińskiej dominacji będą twierdzić, że Chiny już zostawiły resztę świata w tyle, tylko się do tego nie przyznają. Zwolennicy Anglosasów zgodnie twierdzą, że Chiny są w stanie produkować masę półprzewodników, ale nie tych najbardziej zaawansowanych technologicznie. Kto ma rację? Nie wiem, ale nie trafia do mnie argument, że Chiny coś tam ukrywają. Przecież równie dobrze swój prawdziwy potencjał mogą trzymać dla siebie również rządy USA i państw europejskich. Chiny nie mają monopolu na „ukrywanie”.
Żeby jednak chociaż spróbować ocenić, kto wygrywa ten technologiczny wyścig zbrojeń, posłużyłem się prostą metodą (i tu się pochwalę – nikogo nie naśladuję, sam na to wpadłem). Sprawdziłem, ile jest chińskich konstrukcji na liście 500 najszybszych superkomputerów, która jest prowadzona od 1993 roku. Gdybyście śledzili tę listę rok do roku, to zauważylibyście, że w pierwszej dziesiątce niemal zawsze znajdowały się 2 lub nawet 3 chińskie maszyny. Obecnie nie ma ani jednej. Pierwsze trzy miejsca zajmują superkomputery z USA, potem pojawiają się konstrukcje europejskie.
I co jeszcze bardziej ciekawe, w 2020 roku chińskie konstrukcje stanowiły ponad 45 proc. maszyn obecnych w tym zestawieniu, a obecnie jest to jedynie kilkanaście procent. Swój udział natomiast nieprzerwanie podnoszą konstrukcje z USA i Europy.
Być może to nie jest odpowiedź, kto w tej wojnie na półprzewodniki wygrywa, ale jednak jest to jakaś wskazówka…
IndependentTrader.pl ma na celu m.in. edukację finansową; pokazuje międzynarodowe finanse w szerokim spektrum, tak aby pomóc zrozumieć współzależności pomiędzy rynkami.