Strona głównaMagazynZłe wieści dla uniofilów

Złe wieści dla uniofilów

-

- Reklama -

Na dwa miesiące przed wyborami sondaże dotyczące wyborów do Parlamentu Europejskiego stają się coraz bardziej ciekawe. Badanie Ifop-Fiducial dla „Le Figaro”, LCI i Sud Radio daje prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) Jordana Bardelli dużą przewagę nad innymi partiami. Sondaże przyznają tej partii 32-33 proc.

Lista RN pilotowana jest przez Jordana Bardellę i ma 32 proc. głosów poparcia oraz dynamikę wzrostową. To najwyższy poziom sondażowy. 89 proc. deklarujących obecnie poparcie narodowców twierdzi, że swoich preferencji nie zmieni. W przypadku partii prezydenckiej „Renesans” taki odsetek „zdecydowanych” wynosi tylko 72 proc. To właśnie lista Renesansu jest na drugim miejscu, ale powodów do zadowolenia Emmanuel Macron raczej nie ma. Listę „macronistów” pilotuje Valérie Hayer i może ona liczyć na 19 proc. głosów. Trzecie miejsce na podium zajmuje podnosząca się z gruzów Partia Socjalistyczna (PS – Place Publique) kierowana przez Raphaëla Glucksmanna. 11 proc. Francuzów twierdzi, że jest gotowa do jej poparcia. Nieoczekiwanie PS stała się liderem lewicowego peletonu, bo reszta nie przekracza wyniku dwucyfrowego.

- Reklama -

Zbuntowana Francja (LFI) otrzymuje zaledwie 7,5 proc., ekolodzy (EELV) – 6,5 proc., lista komunistyczna kierowana przez Léona Deffontainesa ma zaledwie 3 proc. głosów poparcia i może swoich europosłów nie wprowadzić. Słabo prezentuje się też centroprawica i niegdyś silni Republikanie (LR). Ich lista, którą pilotuje François-Xavier Bellamy może liczyć na 7,5 proc., czyli poniżej wyniku z 2019 r. Liderką listy prawicowej „Reconquête!” Zemmoura jest Marion Maréchal Le Pen (siostrzenica Marie). W przypadku jej listy notowania wynoszą 6 proc., co oznacza przekroczenie progu wyborczego.

Niezbyt pomyślne dla uniofilów sondaże uzupełnia też spadek popularności Emmanuela Macrona i jego premiera Gabriela Attala. W sondażu YouGov dla HuffPost z kwietnia, Francuzi dość surowo ocenili politykę obu panów. 74 proc. respondentów uważa, że zwłaszcza źle zarządzają gospodarką. Liczba pozytywnych opinii na temat Macrona wynosiła na początku marca jeszcze 27 proc., w kwietniu jest to 25 proc. Wychodzi na to, że tylko co czwarty Francuz ma pozytywny stosunek do głowy państwa.

Francuzi bardzo krytycznie oceniają też sytuację gospodarczą kraju i sposób zarządzania gospodarką przez rząd. Notowania premiera Attala także spadły o 2 punkty procentowe w porównaniu z sondażem z marca. Obecnie ma 31 proc. pozytywnych ocen, ale od czasu objęcia urzędu szefa rządu stracił 6 punktów procentowych. Sondaż kwietniowy pokazuje, że spada odsetek Francuzów „bez swojego zdania na ten temat”, a rośnie ilość osób z opiniami niepochlebnymi o premierze i rządzie. Odsetek opinii negatywnych przekroczył symboliczną granicę 50 proc. Większość Francuzów pozostaje zwłaszcza bardzo krytyczna wobec zdolności Gabriela Attala do uporządkowania finansów publicznych. Tylko 23 proc. ankietowanych uważa, że Attal będzie w stanie przeprowadzić taką reformę. 74 proc. uważa, że władza wykonawcza źle radzi sobie z zarządzaniem gospodarką. Nawet w szeregach zwolenników prezydenckiej partii Renesans, odsetek zaufania dla rządu wynosi tylko 67 proc.

Izrael coraz bardziej traci poparcie

Bardzo ciekawe byłyby badania stopnia poparcia dla działań Izraela w Gazie w naszym kraju, zwłaszcza po śmierci młodego Polaka, który zginął, niosąc tam pomoc humanitarną. Na Zachodzie w takich badaniach widać tendencję spadku wsparcia dla Izraela, chociaż media mocno cenzurują niektóre wyniki.

We Francji, gdzie mieszka największa w Europie diaspora żydowska, poparcie dla Izraela po krwawym ataku Hamasu z października 2023 roku było spore. Teraz jednak spada. IFOP przeprowadził obecnie takie badania na zlecenie Crif (Rada reprezentacyjna organizacji żydowskich we Francji), co zapewne też miało pewien wpływ na wyniki, które w kwietniu opublikowało pismo „La Tribune du Dimanche”. Okazuje się, że już tylko 56 proc. Francuzów w dalszym ciągu uważa cel, jakim jest wyeliminowanie Hamasu w Gazie, za „uzasadniony”. Po 7 października taki postulat popierało 65 proc. ankietowanych. Francuzi w dalszym ciągu popierają głównie cel wojskowy Izraela w Gazie. 56 proc. z nich uważa ten cel za „uzasadniony”, ale media piszą o „erozji” poparcia. Większość zaczyna już uważać, że winę za konflikt ponosi zarówno Izrael, jak i Hamas. Na pytanie, „kto jest odpowiedzialny za obecną sytuację w Strefie Gazy?” – 59 proc. respondentów odpowiedziało, że „Izrael i Hamas” razem. 61 proc. Francuzów nie czuje ani „sympatii”, ani „antypatii” wobec Izraela.

66 proc. uważa, że zawieszenie broni między Izraelem a Hamasem musi być uzależnione od uwolnienia wszystkich zakładników. 34 proc. popiera bezwarunkowe zawieszenie broni. 72 proc. ankietowanych uważa, że wzrost antysemityzmu we Francji stanowi „poważne zagrożenie dla Francuzów wyznania mojżeszowego i całego społeczeństwa”. 28 proc. uważa raczej, że zjawisko to ma charakter „cykliczny i ograniczony w czasie” i jako takie „nie zagraża społeczeństwu jako całości”.

Nestor francuskiej polityki objęty „reżimem ochrony prawnej”

Były przewodniczący Frontu Narodowego ze względu na podeszły wiek został objęty „ochroną prawną”. Jego interesy będą reprezentowały córki: Marine Marie-Caroline i Yann Le Pen. O tym, że były prezes i założyciel Frontu Narodowego znalazł się „pod ochroną prawną”, poinformował prawicowy polityk i mer Perpignan Louis Aliot na antenie TV BFM. Przypomniał, że Jean-Marie Le Pen w swoim wieku ma prawo być zmęczony i obecnie został objęty systemem ochrony prawnej, a w zarządzaniu jego sprawami uczestniczą dzieci.

To rodzaj częściowego ubezwłasnowolnienia, bo założyciel Frontu Narodowego i nestor francuskiej polityki zachowuje wszystkie swoje prawa. Będzie jednak zwolniony z części odpowiedzialności prawnej. W tym kontekście przypomina się, że Jean-Marie Le Pena czekał proces o „defraudację funduszy europejskich”, z czasów gdy był jeszcze eurodeputowanym. Decyzję tę podjęto ze względu na jego wiek. Le Pen ma obecnie 95 lat. Jego prawnik adwokat François Wagner poinformował, że polityk nie pojawi się na rozprawie, bo nie może już składać zeznań ani uczestniczyć w posiedzeniu.

Decyzję o „ochronie prawnej” podjął na wniosek rodziny lokalny sąd w Puteaux (Hauts-de Seine) po przeprowadzeniu ekspertyzy lekarskiej, która stwierdzała niezdolność emerytowanego polityka Jeana-Marie Le Pena do pewnych czynności. Jean-Marie Louis Le Pen to niezwykle barwna postać francuskiej polityki. Urodził się w Trinité-sur-Mer, był żołnierzem, prawnikiem i politykiem. Założył i przez lata kierował Frontem Narodowym, pięciokrotnie startował na prezydenta, a przez 7 kadencji zasiadał w PE.

W latach 50. wstąpił do Legii Cudzoziemskiej, walczył w Indochinach, po powrocie do kraju działał w ruchu Pierre’a Poujade. Z list jego Unii Obrony Rzemieślników i Kupców (UDCA) Jean-Marie Le Pen w 1956 po raz pierwszy został wybrany posłem Zgromadzenia Narodowego. Zawiesił jednak mandat i jako oficer służb specjalnych wyjechał na wojnę algierską. W 1957 r. objął stanowisko sekretarza generalnego Frontu Narodowego Kombatantów. 5 października 1972 powołał i stanął na czele Frontu Narodowego. W politykę angażowała się jego najbliższa rodzina, chociaż czasami przeciw ojcu. Najstarsza córka Marie-Caroline typowana na przyszłego lidera partii, opuściła szeregi FN wraz z mężem i grupą kilkudziesięciu działaczy w ramach rokoszu Bruno Mégreta. Stery partii przejęła Marine Le Pen, ale i z nią Jean-Marie często się nie zgadzał. W maju 2015 został nawet zawieszony w prawach członka Frontu Narodowego. W działalność polityczną angażuje się również jego wnuczka Marion Maréchal-Le Pen (obecnie w partii Rekonkwista Erica Zemmoura).

Szkoła prywatna jest lepsza od publicznej

W sumie nic dziwnego dla każdego wolnościowego liberała. Ale miło, że podobną opinię ma większość ludności zetatyzowanej Republiki. Według 75 proc. Francuzów szkoła prywatna jest lepsza od szkoły publicznej. Nic dziwnego, że liczba uczniów w prywatnych placówkach (głównie zresztą katolickich), wzrosła we Francji z 16,5 proc. w 2011 r. do 17,6 proc. w 2022 r.

Według sondażu instytutu Odoxa dla BFM Business, 75 proc. Francuzów twierdzi, że edukacja prywatna jest lepsza od publicznej. Ankietowani uważają, że taki system szkolny pozwala uczniom lepiej osiągać sukcesy. Większość chciałaby posyłać swoje dzieci w szkołach prywatnych (54 proc. w porównaniu do 45 proc. preferujących szkoły publiczne), pomimo pewnych dodatkowych kosztów. 52 proc. Francuzów zgadza się także z tym, że szkoły prywatne powinny być dofinansowywane z ich podatków. Państwo wspomaga szkoły prywatne, z którymi podpisało kontrakty, sumą 10 miliardów euro.

W szkołach prywatnych uczy się 2,2 miliona dzieci (dane Trybunału Obrachunkowego z 2023 r.). Takich placówek, w większości katolickich, jest 7,5 tysiąca. W ostatnich latach odsetek ich uczniów wzrasta, z 16,5 proc. w 2011 r. do 17,6 proc. w 2022 r. Lewicowym krytykom w takich szkołach brakuje „różnorodności społecznej”. Lewica wielokrotnie stawiała też postulaty odebrania dotacji finansowych ze strony państwa placówkom religijnym. Takie prywatne szkoły zwalniają jednak najbiedniejszych z czesnego, nie ma tu też kryteriów przyjmowania, np. religijnych, a nawet nie ma obowiązkowej katechezy w szkołach katolickich. Bywa, że szkoły katolickie chętnie wybiera muzułmańska klasa średnia…

Według Sekretariatu Generalnego ds. Edukacji Katolickiej (Sgec) edukacja prywatna pozwala państwu na znaczne oszczędności. „Gdyby państwo miało kształcić wszystkich uczniów szkół prywatnych, musiałoby wydawać o 9 miliardów euro rocznie więcej” – podlicza i przypomina Philippe Delorme, sekretarz generalny Sgec.

Pora na emeryturę?

Od lat obserwuję sobie „Postępy postępu” nad Sekwaną, ale powoli pewne rzeczy zaczynają przerastać moje pojmowanie rzeczy i możliwości logicznej oceny. Powoli wszystko się poplątało, a rozmaite lewicowe odchylenia zapętlają się w taki sposób, że jak mawiali Rosjanie, „bez poł litra nie razbierjosz”. W tym przypadku i „litr” chyba nie wystarczy, może więc pora już powoli szykować się na publicystyczną emeryturę…

W podparyskim Montreuil odbyła się konferencja skrajnej lewicy pod hasłem: „Od Paryża do Gazy: przeciwstawienie się faszyzacji świata”. Na ścianie za prelegentami wisiała sobie „tęczowa” flaga LGBT z umieszczonym po środku sierpem i młotem. „Prezydium” konferencji zasiadało z kolei za stołem przystrojonym transparentem z hasłem: „Trans i pederaści dla Palestyny”. Zdaje się, że „antyfaszystów” już pokręciło tak, że bardziej nie można. Nic dziwnego, że w meandrach procesów zachodzących w mózgach aktywistów współczesnej lewicy można się już zupełnie pogubić.

Konferencja odbywała się 13 kwietnia. Był grill, występy DJ, ale „zaangażowane”, bo „przeciw apartheidowi” oraz dyskusje, „okrągłe stoły” i debaty. Wśród problemów – przewodnik, jak poruszać się po tematach antysemityzmu i antysyjonizmu; jak przeciwstawić się postępowi faszyzmu; omówienie sytuacji w Palestynie itd. Ogłoszenie o tej konferencji ukazało się w kilku poważnych pismach, a zaproszenie umieściła nawet na swoich stronach Unia Studentów Żydowskich we Francji. Wśród organizatorów był też Tsedek (Kolektyw Żydów Dekolonialistów) i Akcja Antyfaszystowska Paris-Banlieue. Być może niektórzy chcieli tych Palestyńczyków dodatkowo skompromitować… Nikomu nie przyszło nawet do głowy nasyłać na konferencję policji, czy kwestionować wynajęcia lokalu tym wariatom. Konferencja odbyła się bez problemów, ale analizę jej treści należy polecić raczej nie politologom, a… psychiatrom.

Najnowsze