Po objawionej na ostatnim „szczycie” UE odmowie przekazania Ukrainie zamrożonych rosyjskich aktywów widać wyraźnie, że entuzjazm wobec dalszego futrowania pieniędzmi tamtejszych parchów-oligarchów zaczyna wygasać. Obok „koalicji chętnych” grupującej przywódców, których podejrzewam o branie łapówek od Ukraińców, powstała „koalicja niechętnych”, której stanowisko najwyraźniej przeważyło.
Wygląda zatem na to, że Ukraina będzie musiała pójść na kompromisy podyktowane przez Amerykanów – bo nie bardzo mi się chce wierzyć, że państwa europejskie ostatecznie zgodzą się na zaciągniecie długu i przekazanie Ukrainie 90 mld euro.
A ponieważ – jak zauważył Napoleon – do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy, to w przypadku ich braku trzeba będzie wojnę zakończyć. Jak to się skończy dla Zełenskiego – to sprawa osobna, bo wyborów prezydenckich na pewno nie wygra, więc będzie zadowolony, jeśli zdąży wyjechać do Izraela, szlakiem przetartym przez Timura Mindycza.
Słowem – miała rację ambasadoressa USA przy NATO, która jeszcze na początku wojny twierdziła, iż najbardziej prawdopodobnym jej zakończeniem, będzie zamrożenie konfliktu.
Ryzyko rozbioru
To jednak rodzi dla Polski pewne ryzyko, ale nie dlatego, że – jak utrzymują nasi Umiłowani – po zamrożeniu konfliktu na Ukrainie Putin runie na Europę – tylko że państwa Europy Środkowej, wśród których najbardziej podskakują, pokrzykują, przytupują i machają rękami mocarstwa bałtyckie – mogą doprowadzić do upragnionej wojny z Rosją, którą Niemcy następnie wykorzystają do ponownego rozbioru Europy. Rządząca obecnie Polską niemiecka agentura takie ukoronowanie swoich starań przyjęłaby z zadowoleniem.
Dopóki bowiem z Polsce rządzi niemiecka agentura perspektywy realizacji projektu Trójmorza, do czego nawiązuje nowa amerykańska strategia bezpieczeństwa, oddalają się w mglistość z uwagi na nieprzejednaną wrogość zarówno obywatela Tuska Donalda i jego vaginetu, jak i Naczelnika Państwa i jego gangu wobec Węgier Wiktora Orbana. Jeśli zatem Amerykanie nie doprowadzą do odpowiedniego ukształtowania sceny politycznej w naszym bantustanie, to będziemy skazani na scenariusz niemiecki.
Czarno to widzę!
A on zaczyna rysować się już w szczegółach. Volksdeutsche Partei nie ukrywa przecież, że rozpoczęcie procesu Grzegorza Brauna przed nienawistnym sądem jest zaledwie wstępem do delegalizacji obydwu Konfederacji, która nastąpi niezwłocznie po obsadzeniu wakatów w Trybunale Konstytucyjnym przez nienawistnych sędziów przewidywalnych.
Nienawistny sąd rejestrowy dostanie natomiast rozkaz blokowania pod każdym pretekstem prób zarejestrowania nowych partii w miejsce zdelegalizowanych.
Dodatkowo Mateusz Morawiecki właśnie doprowadza do neutralizacji PiS, w następstwie czego scenę polityczną naszego bantustanu zdominuje Volksdeutsche Partei, która prostą drogą doprowadzi nas do Generalnej Guberni – bo tylko takiego statusu możemy spodziewać się w ramach IV Rzeszy…