Ukraińscy żołnierze molestują kobiety, które służą w tej samej armii w trakcie wojny. Jak przyznają media, na Ukrainie nie ma procedur ani prawnych mechanizmów obronnych w takich sytuacjach, więc państwo uznaje, że to w sumie normalna sprawa.
Na „Onecie” pojawił się tekst nt. molestowania w ukraińskiej armii. Wynika z niego, że problem jest powszechny, a ukraińskie prawo zezwala na takie praktyki.
Sprawa została nagłośniona przez wpis Julii Kobrynovich. Jest ona medykiem bojowym w ukraińskiej armii.
Wskazała ona kilka powodów, dla których kobietom w wojsku jest ciężko. Jako trzeci i ostatni podała, że „ciągle cię molestują”, co „zmienia — może zmienić — twoje życie w wojnę na dwóch frontach”.
Następnie opisała to, czego miała nigdy nikomu dotąd nie powiedzieć.
„Musiałam oddać się jednemu żołnierzowi. Bałam się, że inaczej mnie zgwałci. Być może tak by się stało. W tamtym czasie byłam całkowicie jemu podporządkowana. A przynajmniej tak mi się wydawało” – czytamy we wpisie.
„Potem mój ówczesny dowódca dowiedział się o tym — bo ten chłopak wszystkim o tym opowiadał — i próbował go zabić. Kiedy mu się nie udało, zrobił z niego wyrzutka” – kontynuowała Kobrynovich.
„Musiałam uspokajać przez telefon matkę jednego z żołnierzy, kiedy poinformowano ją, że jej syn zginął. Tydzień wcześniej on próbował mnie zgwałcić. Dowódca (już inny) przeniósł go (taka sobie kara)” – napisała.
„Najgorsze, bo trwało to najdłużej, było to, że mój dowódca (jeszcze kolejny) przez bardzo długi czas mnie molestował. Zabronił mi nosić broń. Zaczęłam nosić przy sobie gaz łzawiący, paralizator i nóż — i unikałam na wszelkie sposoby jego towarzystwa. On opowiadał o mnie bzdury, a potem groził, że zabije mnie na polu walki za to, że mu nie ulegam. Przez wiele miesięcy żyłam w stanie głębokiej odrazy: do armii w ogóle i do siebie. Ponieważ w tym przypadku nie było nikogo »wyższego«, komu mogłabym się poskarżyć. A kiedy go odsunięto, wykończył mnie emocjonalnie i psychicznie, celowo niszcząc moją reputację zawodową” – relacjonowała ukraińska medyczka.
Na Ukrainie głośno też zrobiło się o temacie molestowania po materiale redakcji slidstvo.info w marcu tego roku. Przedstawiono historię innej medyczki, Oksany. Kolega z wojska zabrał ją nad jezioro.
„Po tym, jak już popływał, staliśmy na moście. Ja patrzyłam na wodę, a on mówi, że chce sobie zrobić ze mną zdjęcie. Stanął obok mnie i zaczął się ocierać. Zrozumiałam, że ma erekcję. Wokół nie było nikogo” – czytamy.
Do niczego nie doszło. Wówczas wsiedli oboje do samochodu. Kobieta włączyła nagrywanie wideo. Jak przyznaje redakcja, „już wtedy wiedziała, że z takich sytuacji najczęściej nie są wyciągane konsekwencje”.
Słychać natomiast rozmowę. Oksana pyta, „w czym jest winna”, na co Ukrainiec odpowiada, że „w tym, że jesteś dziewczyną, jesteśmy sobie bardzo bliscy, a ty nie chcesz się ze mną kochać”.
– Nie potrzebuję żadnego szacunku, nie jestem twoim przyjacielem. Na takim etapie następuje już seks, niezależnie od tego, czy tego chcesz, czy nie – mówi Ukrainiec przedstawiony jako Siergiej.
Kobieta poinformowała o sprawie dowódcę. Nie chciała, by przenoszono ją do innej jednostki, co jest powszechną praktyką na Ukrainie. Ponieważ jednak po dwóch miesiącach nic się nie wydarzyło, poinformowała o sprawie media. Dopiero wówczas coś zaczęło się w tej sprawie realnie dziać i wszczęto śledztwo.
„Skarg i anonimowych listów przychodzi do Veteranki sporo, ale skala problemu może być znacznie większa, bo część pokrzywdzonych osób, ze strachu, może nie szukać wsparcia. Nie istnieje nawet instrukcja, co robić w takiej sytuacji. Zdaniem działaczki największym problemem jest brak prawnego mechanizmu, który by chronił ofiarę” – czytamy na „Onecie”.
„Tak, jak w przypadku historii Oksany, jeśli sprawa molestowania dotrze do dowódcy, ten może uznać, że lepiej przenieść kobietę do innej jednostki, niż utracić doświadczonego w bojach żołnierza. I tak — doświadczony żołnierz zostanie na miejscu, a sprawę zatuszuje się przeniesieniem żołnierki w inne miejsce. Szybkie i wygodne wyjście z sytuacji jest jednocześnie nakręcaniem spirali strachu i pogłębianiem się problemu” – przyznaje proukraińska redakcja.
Hanna Demydenko z organizacji Veteranka powiedziała, że teoretycznie „jeśli ofiara dzwoni na gorącą linię Ministerstwa Obrony to jej sprawa, zgodnie z ukraińskim prawem, będzie rozpatrywana do 30 dni”.
– To bardzo długi czas, a ofiara może się bać, że w tym czasie jej zgłoszenie dotrze do dowódcy, który zechce zatuszować sprawę i uchronić doświadczonego żołnierza przed karą. A jeszcze gorzej, jeśli oprawcą jest sam dowódca. Osoba pokrzywdzona może mieć różne wizje tego, co się stanie. A może wyślą mnie w okopy, z których nie wrócę, żeby sprawa nigdzie dalej nie wyszła? – wyjaśniła.
Wskazała też, że ukraińskie wojsko nie prowadzi żadnych statystyk dotyczących molestowania seksualnego kobiet. A gdyby się pojawiły, „to poszybowały natychmiast w górę”.
– Mechanizmu prawnego, chroniącego ofiarę, po prostu nie ma – przyznała Demydenko.