Tbilisi nie dało się zastraszyć i nie ugięło się pod żądaniami Brukseli. Nie uwolniło „więźniów politycznych” uważając, że takich w republice nie ma. Przede wszystkim nie zgodziło się uchylić rozwiązań prawnych broniących tożsamości Gruzji i zakazujących np. działania opozycji za pieniądze zachodnich sponsorów i upowszechniania w Gruzji ideologii LGBT.
Bruksela groziła władzom republiki, że jeżeli tego nie zrobi, to przywróci dla jej mieszkańców reżim wizowy, ale to nie zadziałało. Wprost przeciwnie. Prokuratura nałożyła areszt na rachunki bankowe wszystkich organizacji, które wspomagały uliczne protesty po ostatnich wyborach. Jak wiadomo, opozycja ich nie uznała, ale nie zdołała swoimi działaniami doprowadzić do obalenia władzy. Próba zorganizowania kolorowej rewolucji nie powiodła się.
Nie potwierdziły się informacje, że władze Gruzji, związane z Partią „Gruzińskie Marzenie”, założoną przez Bidzinę Iwaniszwilego, obiorą jednoznacznie prorosyjski kurs. Jak dotąd nie wykonały żadnego gestu wobec Moskwy. Nie nawiązały z nią stosunków dyplomatycznych. Nie przestały też traktować Abchazji i Południowej Osetii za swoje terytoria. Nie dały się jednak wplątać w żadną antyrosyjską awanturę i nie uruchomiły np. drugiego frontu, odciążającego Ukrainę. Nie zerwały też stosunków gospodarczych z Rosją, do której eksportują płody rolne, a także znaczącą część produkowanego przez siebie wina i innych alkoholi: koniaków i wódki. Gruzja z otwartymi rękami przyjmuje u siebie też rosyjskich turystów zarówno latem, jak i zimą. Latem okupują oni czarnomorskie plaże, a zimą górskie narciarskie kurorty. By mogli docierać do Gruzji, władze republiki nie zamknęły przejść granicznych i uruchomiły połączenia lotnicze z Rosją. Traktują kontakty z Rosją w sposób nie ideologiczny, ale handlowy. Tak jak amerykański prezydent Donald Trump traktuje politykę.
Aresztując rachunki organizacji pozarządowych, władze Gruzji wysunęły przeciwko nim szereg zarzutów. Zostały one oskarżone o zakup amunicji dla uczestników starć z policją. Wypłacanie zasiłków rodzinom aresztowanych za zakłócanie porządku, wynajmowanie adwokatów i próby finansowania antypaństwowych wydawnictw wzywających do ulicznych protestów.
Hojnie sponsorowane
Jak poinformowała prokurator Lasza Kotrikadze, władze zablokowały w sumie konta siedmiu organizacji, które w świetle gruzińskiego prawa są najbardziej hojnie sponsorowane zagranicznymi agentami realizującymi ich cele. Należą do nich organizacje o tak niewinnych nazwach, jak Fundacja Społeczeństwa Obywatelskiego, Międzynarodowe Stowarzyszenie na Rzecz Sprawiedliwych Wyborów i Demokracji, Obrońcy Demokracji, Instytut Rozwoju Wolności Informacji, Organizacja Broniąca Praw Kobiet itp.
Stołeczny Sąd w Tbilisi uznał wniosek Prokuratury Generalnej o zablokowanie ich kont. Przeciwko nim toczy się wielowątkowe śledztwo „w sprawie antypaństwowego sabotażu z obciążającymi okolicznościami pomocy ze strony zagranicznych organizacji i mobilizacji finansów w celu poderwania konstytucyjnego porządku i zagrożenia narodowego bezpieczeństwa”. Uczestników protestów prokuratura oskarża m.in. o próbę podpalenia parlamentu, rzucanie w stronę policjantów petardami i koktajlami Mołotowa.
Pomoc pozarządowych organizacji według prokuratury nie była tylko ideowa, ale polegała na bardzo konkretnej pomocy finansowej na zakup przedmiotów, które później zostały wykorzystane przez demonstrantów do walki z policją. Wśród nich prokuratura wymienia m.in. maski, hełmy, okulary chroniące oczy przed gazem łzawiącym itp. Zdaniem prokuratury organizacje pozarządowe naruszyły prawo, płacąc kary za aktywistów, organizujących akcje protestacyjne.
Kopia amerykańskiej ustawy
Organizacje pozarządowe, którym sąd na wniosek prokuratury zablokował konta, zaczęły protestować i zarzucać rządowi, że przeprowadzą represje w „rosyjskim stylu” i dąży do likwidacji w Gruzji społeczeństwa obywatelskiego. Przedstawiciele władz wcale specjalnie się tym nie przejęli. Mer Tbilisi Kacha Kaładze oświadczył, że przedstawiciele organizacji pozarządowych mówią to, co akurat przykażą im z zagranicy sponsorzy, nie ma w tym nic dziwnego, bo są oni zagranicznymi agentami itd. itp.
Władze gruzińskie oświadczyły też, że wprowadzone w Gruzji rozwiązanie prawne, na mocy którego organizacje korzystające z zagranicznej pomocy finansowej muszą się rejestrować jako zagraniczni agenci, jest dosłowną kopią amerykańskiego FARA (Foreign Agents Registration Act.) Gruzińskie władze przypominają, że amerykańskie prawo przewiduje dla organizacji biorących pieniądze z zagranicy, które się nie zarejestrują, poważne konsekwencje. Organizacje takie na jego mocy mogą być zdelegalizowane, a ich członkowie osadzeni w więzieniu nawet na pięć lat.
Opozycja gruzińska ma żal do Unii Europejskiej, że nie udzieliła jej dostatecznego wsparcia. Nie jest ona pewna, czy Unia Europejska nałoży na Tbilisi sankcje i przywróci wizy dla obywateli Gruzji jadących na Zachód. Tbilisi taką groźbą się jakoś nie przejmuje. Ogłosiło, że do rozmów o wstąpieniu Gruzji do Unii Europejskiej wróci za pięć lat, czyli w 2030 r. W obecnej sytuacji taka deklaracja wskazuje, że raczej nie ma ona zamiaru wstępować do UE, chyba że ta organizacja dokona u siebie głębokich zmian i przestanie narzucać lokalnym społecznościom rozwiązania prawne sprzeczne z ich tradycją i kulturą. Zwłaszcza zaś ideologii LGBT.