Miło mi moich Czytelników poinformować, że właśnie ukazała się moja 34. książka „Papieże, cesarze i królowie. Średniowieczna geneza naszej polityki” (dostępna na sklep-niezalezna.pl). Wykorzystując gościnne dla mnie łamy „Ncz!”, chciałbym napisać, dlaczego polecam ją nie tylko tym Czytelnikom, którzy zainteresowani są mediewistyką, lecz także tym, których interesuje współczesna geopolityka, stosunki międzynarodowe i problematyka Unii Europejskiej.
Do politologicznego spojrzenia na Średniowiecze i średniowieczną myśl polityczną przed laty zupełnie nieświadomie zachęcił mnie jeden z kolegów-profesorów po przeczytaniu mojej książki profesorskiej „Teokracja papieska 1073–1378”, mówiąc mi, że dla niego jako dla politologa była to praca bardzo interesująca, opisująca, „jak to się wszystko zaczęło, jak powstał nasz świat polityczny”. I rzeczywiście, nasz świat polityczny powstał właśnie w Średniowieczu, nawet jeśli nie jesteśmy dziś tej prawdy świadomi. To, czemu poświęciłem moją nową książeczkę, to spór o integrację europejską, który rozpoczął się właśnie wtedy. Dlatego też we wstępie napisałem:
„Gdy będą Państwo czytać tę książkę, prosiłbym abyście systematycznie zwracali uwagę na analogie i ciągłość rozmaitych koncepcji politycznych: 1) średniowieczny uniwersalizm Kościoła wciąż żyje, trwa i istnieje, gdy tylko zobaczymy gorliwość, z jaką od Piusa XII przez Jana Pawła II aż po Franciszka kolejni papieże popierają integrację europejską, łudząc się, że w ten sposób raz jeszcze powstanie zjednoczona i chrześcijańska Europa; 2) średniowieczna idea cesarska cały czas żyje zmutowana w ideę zjednoczenia Europy na czele ze wspólnym ośrodkiem władzy w postaci Komisji Europejskiej, a szczególnie symbolizuje ją Niemka będącą szefową tej komisji: Ursula von der Leyen, autentycznie uważająca się za imperatorkę tego kontynentalnego super-państwa; 3) średniowieczna idea monarchii narodowej, przekształcona w XIX wieku w zasadę państwa narodowego, jest nadal żywa i aktualna, a wyrażają ją ci eurosceptyczni politycy i intelektualiści, którzy sprzeciwiają się pomysłowi neocesarskiej imperialnej Europy w postaci scentralizowanej Unii Europejskiej”.
Tak, proszę Państwa, od ponad tysiąca lat debatujemy, jakby to powiedział Carl Schmitt, o „przestrzennej organizacji” naszego kontynentu, obracając się pomiędzy ideą państwa narodowego (w okresie średniowiecznym tzw. monarcha narodowa) a ideą imperium, którego podstawą miałby być prymat albo polityki (cesarstwo), albo chrześcijańskiego uniwersalizmu (papiestwo). Postępująca na naszych oczach destrukcja państwa narodowego i erozja chrześcijaństwa powodują, że mamy teraz czas przewagi idei imperialnej, z tą różnicą, że zamiast Karolingów, Ottonów lub Staufów, mamy kajzerin w postaci Frau von der Leyen.
Z moich analiz wyłania się smutny dla katolików i patriotów obraz Kościoła katolickiego, który nigdy nie popierał idei suwerennych państw, a jeśli to czynił, to tylko okazyjnie, aby osłabić skonfliktowane z nim imperium. Dlaczego Kościół staje po stronie integracji europejskiej, a przeciwko państwom narodowym? Dlatego że jako całość nie myśli narodowo, lecz uniwersalistycznie i bez najmniejszego wahania poświęca interesy państw na rzecz interesu kościelnego. Pośród duchownych pokutuje cały czas myśl sformułowana w późnej Starożytności przez Orygenesa, że Cesarstwo Rzymskie musi podbić cały świat, aby tym łatwiej go schrystianizować. Jakkolwiek dzisiejszy Rzym, czyli Bruksela i dzisiejszy cesarz, czyli Komisja Europejska, już dawno zatraciły swój chrześcijański charakter i stały się centrum antychrześcijańskiej rewolucji, to idea ta dalej pokutuje pośród duchowieństwa. Wystarczy posłuchać, co o Unii Europejskiej mówił Jan Paweł II, co na ten temat opowiadają nasi biskupi. Słynny już kardynał Ryś (jak mówi Grzegorz Braun: „Ryś w owczej skórze”) chrześcijański uniwersalizm ze Średniowiecza kompletnie zlaicyzował się w kosmopolityzm o charakterze wielokulturowym i wieloreligijnym, myląc Christianitas z wolnomularskim ideałem kosmopolitycznej i światowej l’Humanité.
W istocie mamy dzisiaj powrót do ideału cesarskiego, gdy Kościół został całkowicie podporządkowany cesarstwu (tzw. Reichskirche), stając się tubą propagandową doktryny imperialnej. Ta zresztą wbrew pozorom nie aż tak wiele zmieniła się od Średniowiecza. Kajzerin von der Leyen, propagując pogłębienie integracji europejskiej, ciągle używa ulubionego argumentu nadwornych ideologów imperialnych, a mianowicie Marsyliusza z Padwy i Dantego Alighieri: imperium zjednoczy świat, a dzięki temu nastanie pokój i nie będzie w Europie już nigdy wojen. Z perspektywy doktryny imperialnej Putin i Rosja to nowy Saladyn i Arabowie zagrażający Europie i jej praworządności, która to idea zastąpiła chrześcijaństwo. W historii wszystko już było.
Jeśli chcą Państwo zgłębić genezę współczesnej dyskusji o integracji europejskiej, to zapraszam do lektury mojej książki. Zapraszam do jej lektury także wszystkich tych, których interesuje Średniowiecze i jego myśl polityczna.
„Papieże, cesarze i królowie. Średniowieczna geneza naszej polityki”, Fundacja Instytut Badawczy Pro Vita Bona, Warszawa 2025, stron 186.