Strona głównaMagazynWyciągnięte wnioski i te same błędy. Prawica przed wyborami do Parlamentu Europejskiego

Wyciągnięte wnioski i te same błędy. Prawica przed wyborami do Parlamentu Europejskiego

-

- Reklama -

W wyborach do unijnego Parlamentu wystartują trzy komitety, które można uznać za powiązane ze środowiskiem prawicy wolnościowej. Redaktor naczelny „Najwyższego Czas-u!” Tomasz Sommer stwierdził optymistycznie w swoich mediach społecznościowych, że „to pokaz siły”, którą trzeba „umiejętnie przyłożyć i pokierować”. Wydaje się jednak, iż to pokaz popełnianych po raz kolejny tych samych błędów, których rezultat jest łatwy do przewidzenia.

Do czerwcowych wyborów, które – jak wszystkie poprzednie i każde kolejne – będą najważniejsze od czasu dołączenia naszego urokliwego bantustanu do Unii Europejskiej, zgłosiło się aż czterdzieści komitetów. Ostatecznie listy w całym kraju zarejestrowało jedynie siedem z nich, a kolejne cztery stanęły do walki w pojedynczych okręgach. Wśród tych, na których możliwość zagłosowania będą mieli wszyscy mieszkańcy naszego umęczonego kraju, nie zabrakło rzecz jasna przedstawicieli „bandy czworga”. Poza nią w ogólnopolskie szranki staną aż trzy komitety, których rodowodu można upatrywać w środowisku prawicy wolnościowej. Jednakże niejako w myśl powiedzenia, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść, sceptyczni wobec członkostwa Polski w „wyimaginowanej Wspólnocie” obywatele będą musieli zadowolić się dość marnym wyborem.

Nikt nie jest doskonały

Tylko jeden komitet zmierza do unioparlamentu z jasnym przesłaniem opuszczenia Unii w jej obecnym kształcie. Celem partii Polexit jest „Unia Europejska taka, jaką zaplanowali Ojcowie Założyciele”, a jeśli nie da się jej zreformować, to stworzenie nowej „wraz z innymi europejskimi państwami”. Stanowisko formacji, wyrażone już w samej nazwie, jest esencją podejścia wolnościowego do integracji europejskiej. Problemem dla części wyborców może być jednak to, iż na czele komitetu stoi Stanisław Żółtek. Były europoseł, zapamiętany z Brukseli głównie dzięki memom, mógłby być symbolem zaprzepaszczenia możliwości, jakie środowisko konserwatywno-liberalne zyskało dzięki sukcesowi wyborczemu w 2014 roku. „To jest człowiek, który najlepiej uosabia zmarnowaną szansę Kongresu Nowej Prawicy” – tak o Żółtku pisał w 2020 roku ówczesny poseł Dobromir Sośnierz. Polityk przekonywał, że „o skali klęski KNP przekonał się, dopiero kiedy sam pojechał do Brukseli” i wówczas „chciało mu się zwyczajnie płakać nad tą zmarnowaną szansą”. Choć wówczas lider Polexitu był kontrkandydatem Krzysztofa Bosaka w wyborach prezydenckich, to jedno zdanie z dawnego wpisu Sośnierza dziś pasuje jeszcze lepiej: „Żółtek rzeczywiście wyraża prawilny wolnościowy program, ale 5-letnia kadencja w PE zweryfikowała go niestety negatywnie”.

W Konfederacji, której potencjalni unioposłowie niedługo prawdopodobnie również zostaną poddani weryfikacji, ścierają się co najmniej dwa podejścia do Unii. Mający okazję zobaczyć unijną biurokrację od środka Sośnierz reprezentuje mniejszą część formacji i wprost mówi o braku wiary w możliwość reformy Unii i konieczności opuszczenia tonącej łajby, nim razem z nią pójdziemy na dno. Grzegorz Braun, pomimo ostrej antyunijnej retoryki, w debacie z wiceministrem Andrzejem Szejną, stwierdził, że na otwarcie negocjacji trzeba wszcząć procedurę secesyjną z „eurokołchozu”. Wynika z tego, że polexit nie jest dla lidera Korony opcją numer jeden. Braun dopuszcza opuszczenie Unii, ale wpierw chce dzięki groźbie wyjścia z niej, uzyskać lepszą pozycję negocjacyjną. Kandydaci stojący na nieprzejednanym stanowisku wobec Brukseli zdają się być jedynie wabikiem na antyunijny elektorat podczas zbliżających się wyborów. Narracja czołowych postaci Konfederacji jest bowiem zgoła odmienna i skupia się w haśle: „Unia tak, wypaczenia nie!”, tudzież „chcemy po prostu być w Unii Europejskiej i wolnymi ludźmi”. Podejście ugrupowania, będące egzemplifikacją koniunkturalizmu, wyraził podczas debaty na kanale „Polonia Christiana” Bosak, oznajmiając, że „to, czego będzie chciał Naród, to wykonają”.

Konfederacja nie chce obecnie polexitu, gdyż jest to opcja niepopularna wśród Polaków. Tymczasem Bezpartyjni Samorządowcy – Normalna Polska w Normalnej Europie, w których nazwie przypuszczalnie omyłkowo znalazło się od razu hasło wyborcze, twierdzą, że „zdają sobie sprawę z niemożności przeprowadzenia obecnie PolExitu”. Bezpartyjni nie wyjaśniają, na czym owa niemożność miałaby polegać, a stanowisko komitetu jest o tyle zaskakujące, że w jego ramach o ponowny wybór na unioposła stara się Janusz Korwin-Mikke, od lat powtarzający, że „Unia Europejska musi być zniszczona”. Błędem byłoby jednak uznanie, że koalicja Bezpartyjnych Samorządowców i partii KORWiN nie prezentuje twardego stanowiska. Jego przejawem jest choćby stanowcze i bezkompromisowe zarezerwowanie sobie „prawa doprowadzenia do referendum”. Nietrudno odnieść wrażenie, że wzgardzenie przez Konfederację oraz brak zdolności do samodzielnego startu, wymusiły na nestorze wolnościowców zgniły kompromis.

(Za)dobrze znane twarze

W ramach trzech komitetów o możliwość reprezentowania interesów maluczkich obywateli unijnej prowincji w zamian za skromną pensyjkę ubiega się kilkuset kandydatów, którym los naszego umęczonego kraju leży na sercu. Jako pierwsza i do tej pory jedyna spośród nich z poważną kampanią ruszyła Konfederacja, co nie może dziwić. Wypromowanie mało komu znanych kandydatów, do tego poza ich własnymi okręgami, w których nie mieliby szans na mandat, nie jest w końcu prostą sprawą. Oprócz niezbyt rozpoznawalnych postaci, na „jedynce” wylądował m.in. znany spadochroniarz Stanisław Tyszka. Poseł po wyborczych przygodach na Mazowszu, Podkarpaciu i Pomorzu, tym razem postanowił zawojować Dolny Śląsk i Opolskie, po czym według niepotwierdzonych plotek miałby zostać certyfikowanym obieżyświatem. Za swoimi plecami, oprócz innych parlamentarzystów Konfederacji, ma także znaną z programu „Hotel Paradise” Aleksandrę Kiepurę. Pamiętliwi internauci przypomnieli wywiad, jakiego 28-latka udzieliła przed dwoma laty, kiedy to z budzącym grozę przekonaniem przyznała, że „nie jest jakąś idealistką”, ale liczy się dla niej kasa i władza, a ponadto wyznała, iż nie pije alkoholu, bo do osiemnastego roku życia wypiła go za dużo, ale jedynie czasem bierze narkotyki. Przed nadchodzącymi wyborami Kiepura pomstuje, że „media sprawiają często wrażenie, że zależy im na walce o każdą jednostkę (…) tylko, że w rzeczywistości każdej takiej osobie jak ona, która wygrała walkę o własne życie stawiają znak «Zawróć! Twoja przeszłość Cię wyklucza»”. Być może jeszcze trochę czasu minie, zanim kandydatka Konfederacji do unioparlamentu zda sobie sprawę, że czyny mają swoje konsekwencje i mogą w przyszłości zamknąć niektóre drzwi. Szczególnie kiedy w duszy danej osoby zrodzi się pragnienie, by wejść do polityki i decydować o życiu innych, a – jak przyznała Kiepura – „możliwe, że jej mózg nie działa do końca poprawnie”.

W dwóch okręgach na północnych krańcach Polski listy Konfederacji otwierają aż nadto kontrowersyjni przedstawiciele drużyny Bosaka. Ugrupowanie nie przywiązało szczególnej wagi do krytyki ze strony „twardego elektoratu” i po raz kolejny stręczy wyborcom, tym razem na „jedynce” w zachodniopomorskim i lubuskim, Magdalenę Sosnowską. O kandydatce Ruchu Narodowego zrobiło się głośno przed wyborami do Sejmu, ze względu na jej wpisy w czasie ogłoszonej pandemii, w których wyrażała nadzieję na „odcięcie się od wszelkiej maści antyszczepionkowców”, krytykowała postawę „antymaseczkową”, zaś przyjęcie preparatu nazywała „patriotycznym obowiązkiem”. Również po drugiej stronie naszego urokliwego bantustanu elektorat, szczególnie wolnościowy, będzie miał trudny orzech do zgryzienia. Pierwsze skrzypce w warmińsko-mazurskim oraz podlaskim gra bowiem Piotr Cezary Lisiecki. Narodowiec, w czasie przerzucania odpowiedzialności za słaby wynik ugrupowania w wyborach parlamentarnych 2023 roku na Korwin-Mikkego, snuł rozważania o tym, jak to śmierć nestora wolnościowców w tajemniczych okolicznościach, byłaby „najlepszym, co Korwin-Mikke może zrobić dla Konfederacji”.

Teraz Korwin-Mikke konkuruje na Śląsku, gdzie jego rywalami z Konfederacji są m.in. znany ze sprawności w roznoszeniu ulotek i wieszaniu plakatów, za co chwalił go sam Sławomir Mentzen, Marcin Sypniewski oraz były europoseł Sośnierz. Żona nestora wolnościowców, Dominika, o mandat unioposła walczy w Wielkopolsce, gdzie mierzy się z Anną Bryłką. Na listach wspólnego komitetu Bezpartyjnych Samorządowców i partii KORWiN nie zabrakło także innych głośnych nazwisk minionej kampanii parlamentarnej. W okręgu obejmującym województwa małopolskie oraz świętokrzyskie znalazła się Samuela Torkowska. Przed wyborami do Sejmu ówczesna kandydatka Konfederacji zdradziła, że w Konfederacji „zdania są podzielone”, co do tego, „komu by życzyli zwycięstwa” w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Przez złośliwców zostało to odebrane jako „pocałunek śmierci” dla ugrupowania, a sam Bosak odcinał się od niej, używając „karty modelki”, którą Torkowska była w przeszłości. Z kolei na Podkarpaciu wyborcy będą mogli oddać głos na niedoszłą kandydatkę Paktu Senackiego, Małgorzatę Zych. Przed elekcją w 2023 roku na jaw wyszły jej przebrzydłe poglądy na sprawę wojny na wschodzie. Była „kobieta Konfederacji” najpierw jak ognia unikała nazwania Władimira Putina zbrodniarzem wojennym, następnie wydała stosowne oświadczenie potępiające prezydenta Rosji, lecz ostatecznie i tak straciła rekomendację Polskiego Stronnictwa Ludowego. Finałem kuriozalnego zamieszania były przeprosiny, jakie Zych wystosowała pod adresem Putina, bez których ów prawdopodobnie śmiertelnie by się obraził.

Wyciągnięte wnioski i stare błędy

Na początku kampanii do unioparlamentu spośród ww. komitetów poważnie analizować można jedynie działania Konfederacji. Patrząc na przewagę organizacyjną i finansową formacji, nie należy się temu dziwić. Ugrupowanie wyciągnęło pewne wnioski z parlamentarnej porażki, ale jednocześnie nie przyznało się do niektórych błędów, o których pisałem w książce „Kampania Konfederacji 23. Brudna prawda” i znów jej popełnia.

W przeciwieństwie do wakacyjnych i jesiennych miesięcy, liderzy Konfederacji nie ograniczyli się do kilkunastu wizyt w największych miastach, lecz skupiają się na mniejszych miejscowościach, czasami odwiedzając kilka jednego dnia. Trasa wyborcza jest też lepiej relacjonowana w Internecie, dzięki czemu dociera do większej rzeszy potencjalnych wyborców, co wcale nie było oczywiste kilka miesięcy temu. Ponadto Konfederacja, przynajmniej w głównym nurcie, przyjęła narrację o złej Unii, przez którą Polacy zbiednieją, jednocześnie odżegnując się od polexitu. Takie stanowisko nie może podobać się przeciwnikom członkostwa naszego dość umęczonego kraju w „wyimaginowanej Wspólnocie”, ale przynajmniej stworzono opowieść, którą politycy próbują przekazać obecnym i potencjalnym sympatykom.

Z jeszcze większym rozmachem, niż miało to miejsce jesienią, Konfederacja pozrzucała swych kandydatów ze spadochronem. Mało komu znani Sypniewski i Krystian Kamiński nie wystartują we własnych okręgach, ale zostali umieszczeni na „jedynkach” w znacznie bardziej perspektywicznych, jeśli chodzi o wejście do unioparlamentu, miejscach. Do tego przypomnieć należy wspomnianego Tyszkę oraz Przemysława Wiplera, który tym razem zakotwiczył na Pomorzu. Wybrany z Torunia poseł, podobnie jak m.in. Sosnowska, jest przykładem tego, jak konfederaci rają „twardemu elektoratowi” polityków, których ten nie akceptuje. Z drugiej strony znacznie ograniczono na listach reprezentację „szurów” z prawdziwego zdarzenia, głoszących rozmaite teorie, oderwane od, chociażby płaskiej, ale jednak ziemi.

Przeprowadzany przez pracownię Opinia24 dla TOK FM sondaż pokazuje, że Konfederacja zdecydowanie przekroczy próg wyborczy i wprowadzi kilku unioposłów. Szans na to nie mają natomiast ani Bezpartyjni Samorządowcy z partią KORWiN, ani tym bardziej Polexit. Jeśli majowe notowania się potwierdzą, mniejsze prawicowe komitety mogą co najwyżej urwać Konfederacji kilka punktów procentowych poparcia, co zarówno dla jednych, jak i drugich może zwiastować kolejne wyborcze rozczarowanie.

Najnowsze