Strona głównaMagazynBył bal. Kto ma kaca po wyborach?

Był bal. Kto ma kaca po wyborach?

-

- Reklama -

Chociaż w pierwszej turze wyborów prezydenckich zwyciężył kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski, a tuż za nim uplasował się popierany przez Prawo i Sprawiedliwość Karol Nawrocki, to przez pewien czas karty rozdawał trzeci gracz, czyli kandydat Konfederacji Sławomir Mentzen, który bez zbędnej zwłoki ruszył, by wykorzystać blisko trzy miliony zdobytych głosów. Misterny plan realizowany był z powodzeniem aż do czasu, kiedy mniej doświadczony polityk dał się podejść i wykorzystać starym wygom, przez co w jeden sobotni wieczór stracił wszystko, co zyskał przez kilka poprzednich dni.

Pretendenci, którzy nie przechodzą do dogrywki, wypytywani są zawsze przez wścibskich dziennikarzy, komu przekażą poparcie. Uprzedzając ich ruch, już podczas wieczoru wyborczego Mentzen zapowiedział, że niebawem ogłosi swój plan, a niespełna dwa dni później zaprosił Nawrockiego i Trzaskowskiego do rozmowy na swym kanale, oznajmiając, że to najlepszy sposób na przekonanie do siebie wyborców kandydata Konfederacji. Obecność chyżo potwierdził bezpartyjny kandydat PiS. Prezydent Warszawy miał nieco większy problem z przyjęciem zaproszenia, lecz ostatecznie – choć wyraźnie niechętnie – również Trzaskowski zapowiedział, że pojawi się w Toruniu.

Tyrania Status Quo

Przez kilka pierwszych dni po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów, prezes Nowej Nadziei ze swego całkiem dobrego wyniku (lepszego o 2,73 pp. od rezultatu Konfederacji w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku) wyciągał, ile tylko się dało. Choć w pierwszej turze zdobył dopiero trzecie miejsce, to z marszu stał się najważniejszą postacią i głównym rozgrywającym. Media zaczęły rozpisywać się o tym, że drugą turę wyborów znów wygrywa się w Toruniu, z tym że kiedyś jeżdżono po poparcie do o. Tadeusza Rydzyka, a teraz do Mentzena. Kanał polityka na YouTube, na którym były transmitowane rozmowy, rósł w zawrotnym tempie, a polityczne dyskusje, jakich jeszcze nie było w naszym umęczonym kraju, pokazywały wszystkie największe telewizje. Zapraszając obu pozostających w grze kandydatów, Mentzen zapowiedział, iż przedstawi im do podpisania deklarację zgodną z „oczekiwaniami jego wyborców”, która zawierała osiem punktów:

  1. Nie podpiszę żadnej ustawy, która podnosi Polakom istniejące podatki, składki i opłaty lub wprowadza nowe obciążenia fiskalne.
  2. Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej obrót gotówkowy i będę stał na straży polskiego złotego.
  3. Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej swobodę wyrażania poglądów, zgodnych z polską Konstytucją.
  4. Nie pozwolę na wysłanie polskich żołnierzy na terytorium Ukrainy.
  5. Nie podpiszę ustawy w sprawie ratyfikacji akcesji Ukrainy do NATO.
  6. Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej dostęp Polaków do broni.
  7. Nie zgodzę się na przekazywanie jakichkolwiek kompetencji władz Rzeczypospolitej Polskiej do organów Unii Europejskiej.
  8. Nie podpiszę ratyfikacji żadnych nowych traktatów unijnych osłabiających rolę Polski, na przykład poprzez osłabienie siły głosu lub odebrania Polsce prawa weta.

Jak wyraźnie było widać, punkty przygotowane przez Mentzena nie zobowiązywały kandydatów do żadnych kontrrewolucyjnych rozwiązań, ale sprowadzały się do uznania, że lepiej to już było i nadziei, iż nowy przywódca nie pogorszy sytuacji, co krótko ocenił były polityk Kongresu Nowej Prawicy Krzysztof Szpanelewski, pisząc w swych mediach społecznościowych, że „Deklaracja Toruńska to eufemizm »Tyranii Status Quo«”. Taki kształt zobowiązań Mentzen wyjaśnił podczas konferencji prasowej, stwierdzając, że starał się zbudować osiem punktów, nie umieszczając wśród nich kontrowersyjnych kwestii, które byłyby „dealbreakerem dla jednego z kandydatów”, a z drugiej strony chciał zawrzeć „takie rzeczy, które łatwo będzie zweryfikować, czy ktoś się do tego stosuje, czy też nie”. Lider Konfederacji podkreślił, że „prezydent może dążyć do jakichś rzeczy, ale na koniec dnia dostaje ustawę i albo ją podpisze, albo nie podpisze”.

Dwa podejścia

Zarówno wizyty u Mentzena, jak i narracja stosowana przed drugą turą wyborów, pokazały strategiczne różnice pomiędzy kandydatami. Nawrocki nie dość, że w te pędy ruszył do Torunia i już nazajutrz rozmawiał z politykiem Konfederacji, to jeszcze na samym początku dyskusji bezwstydnie pogryzł rękę, która pchała go do prezydentury i pryncypialnie potępił niektóre działania PiS-u. Szef Instytutu Pamięci Narodowej nie miał także problemu, by podpisać podsunięty mu przez Mentzena dokument, co złośliwcom nasunęło skojarzenia ze sprawnie władającym długopisem prezydentem Andrzejem Dudą. Z kolei podczas debaty w siedzibie telewizji reżimowej, zaczepiony przez Trzaskowskiego o Grzegorza Brauna Nawrocki stanął w obronie wyborców polskiego posła do PE. Bezpartyjny kandydat PiS najpierw przypomniał prezydentowi stolicy, jak podczas debaty „Super Expressu” uciekł od pulpitu podczas wymiany zdań z Braunem, a następnie zarzucił rywalowi, że „zaczyna traktować wyborców Grzegorza Brauna jak element obcy polskiej demokracji i polskiej wspólnoty narodowej”.

Nietrudno było zauważyć, iż Nawrocki, walcząc o głosy dwóch polityków wywodzących się z Konfederacji, chciał pokazać, że z pierwszym z nich przesadnie się nie różni, a wyborców drugiego szanuje i „w jego Polsce (…) będzie miejsce dla wszystkich”. Z kolei sztab Trzaskowskiego ruszył po mobilizację twardego antypisu, odcinając się jednoznacznie od „skrajnej prawicy” i licząc zapewne na podobny efekt, jaki udało się osiągnąć w październiku 2023 r. Widać to było także podczas dyskusji Mentzena z Trzaskowskim, który nie był tak spolegliwy wobec prezesa NN, jak szef IPN-u, ale poszedł na zwarcie i twardo bronił swych poglądów, niekiedy mijając się z prawdą albo zwyczajnie rżnąc głupa, co jednak nie powinno dla nikogo stanowić zaskoczenia, zważywszy, iż mowa o rasowym polityku. Ponadto prezydent Warszawy, chociaż zgodził się z połową punktów, to odmówił ich podpisania, mówiąc: „po co podpisy? Są deklaracje” i podkreślając, że takowe padły podczas wywiadu i będzie można go z nich rozliczać. W strategię Trzaskowskiego przed II turą wpisały się także zdarzenia, do których doszło już po rozmowie, w pubie Mentzena w Toruniu.

Był bal

Wywiadowi przysłuchiwał się w barze minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, do którego po zakończonej rozmowie miał przyjechać Trzaskowski. Dowiedział się o tym Mentzen, którego zapytano, czy do nich dołączy, na co ów się zgodził, ponieważ „jest właścicielem i wypada, żeby tam był”. Kilkunastosekundowe nagranie z tego spotkania, na którym widać jak Mentzen kłania się Sikorskiemu i podaje piwo Trzaskowskiemu, szef MSZ udostępnił w swych mediach społecznościowych, dodając krótki, acz wymowny opis: „Za Polskę która łączy, nie dzieli. #WygraCałaPolska”. Nagranie podał dalej sam premier Donald Tusk, pisząc: „Na zdrowie!”, śmiejąc się zapewne w duchu z tego, jak jego kolegom udało się wykorzystać lidera Konfederacji. Nieprzekonani do Nawrockiego wyborcy, którzy w pierwszej turze zagłosowali na Mentzena, mogli zobaczyć, że nie taki Trzaskowski straszny, jak go malują i skoro można się z nim nawet napić piwa, to może wcale nie trzeba tracić czasu, żeby zagłosować jedynie przeciw niemu.

Wspólne piwo Mentzena z Sikorskim i Trzaskowskim na tydzień przed drugą turą wyborów prezydenckich spotkało się z krytyką, nawet ze strony jego dotychczasowych zwolenników i partyjnych kolegów. Wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak wprost ocenił, że Mentzen popełnił błąd, a w podobnym tonie wypowiedział się Michał Wawer, według którego to „błąd, którego nikt w Konfederacji więcej nie popełni”. Niezwykle ważny poseł Przemysław Wipler napisał w swych mediach społecznościowych z kolei, że „stali bywalcy pubu zachowali się jak trzeba”, czym nawiązał do incydentu, jakim było skandowanie przez grupę klientów w kierunku biesiadujących polityków: „Rafał, Rafał, rzuć monetę, czy dziś jesteś elgiebete”, a także starego, ale wciąż jarego hasła: „byłeś w ZOMO, byłeś w ORMO, teraz jesteś za Platformą”. Prezes partii KORWiN Janusz Korwin-Mikke orzekł z kolei, że nie o taką prawicę walczył, a następnie dodał, iż „naprawdę w to wierzył”, że „mieli wywrócić ten stolik, nie dosiadać się grzecznie i nie dolewać piwska tym, przeciwko którym mieli stanąć”. Pytany o tę sprawę Braun stwierdził natomiast, że „trzeba uważać, z kim się zasiada do kieliszka czy kufelka”, jednocześnie podkreślając, że „kreowanie jakiejś wręcz psychozy wokół sytuacji, która (…) jest normą zakłamanego polskiego życia politycznego, no to jest też popadanie w pewną hipokryzję”.

W obronie własnej

W otoczeniu zdecydowanie przeważały negatywne opinie, wobec czego bronić musiał się sam zainteresowany, który ogłosił, że z Nawrockim też by poszedł piwo, ale ten go nie zaprosił. Dziennikarz Krzysztof Stanowski zgryźliwie odnotował, że „kiedy tylko ktoś powie Mentzenowi, że można się z nim napić piwa, to on nie pyta, w jakim celu? Nie pyta, czy powinien? Nie pyta, czy on sam za moment nie stanie się kampanijnym gadżetem? On pyta: lager czy pszeniczne?”. Mentzen jednak nie odpuszczał i w znacznie dłuższym wpisie wyjaśnił, że w przyszłości „zamierza spotykać się z każdym ważnym politykiem, który będzie chciał się spotkać”, podkreślając, że poszedłby na piwo albo kawę m.in. z Jarosławem Kaczyńskim i Tuskiem, a „jeśli komuś to przeszkadza, to nic na to nie poradzi”. Szybko okazało się, że kolejna okazja na wspólne spożywanie trafi się już niebawem.

Do ataku na Mentzena ruszył bowiem Adam Bielan, który stwierdził, że jeśli ów nie zastopuje wyboru Trzaskowskiego, to „będzie go można rozliczać z każdej decyzji” nowego prezydenta, co spotkało się z ostrym kontratakiem polityka Konfederacji, który stwierdził, że PiS widzi jego ugrupowanie jako przystawkę, „na co nigdy nie mogą liczyć”. Ostatecznie Bielan przeprosił prezesa NN, wobec czego Mentzen w rewanżu zaprosił unioposła PiS-u na piwo, ale już po wyborach, jak gdyby pomimo zapewnień, że nie zrobił nic złego, dotarło do niego, że to nie najlepszy czas na spoufalanie się ze zwalczanym duopolem. Ostatecznie na kilka dni przed drugą turą wyborów prezydenckich polityk zamieścił na swoim kanale na YouTube oświadczenie, w którym podsumował rozmowy przeprowadzone z oboma kandydatami i – zgodnie z przewidywaniami – nie udzielił wprost poparcia żadnemu z nich, ponieważ rzekomo wyborcy „mają swoje rozumy”. Jednocześnie Mentzen stwierdził, że „jeżeli ktoś zgadza się z tymi ośmioma punktami to wybór powinien być oczywisty”, ponieważ jest kandydat, który „swoim podpisem zaświadczył, że będzie się do nich stosował”.

Dwa scenariusze

Na kilka dni przed rozstrzygającym głosowaniem sondaże wskazywały na minimalne różnice, średnio mieszczące się w granicach błędu statystycznego i ciągle nie było wiadomo, kto zdobędzie więcej głosów i przeprowadzi się do budynku przy Krakowskim Przedmieściu. Zwycięstwo Trzaskowskiego oznaczałaby uzyskanie pełni władzy przez uśmiechniętą koalicję, a także konieczność przeprowadzenia wyborów na prezydenta stolicy, w których chciałby podobno wystartować Braun. Porażka włodarza Warszawy byłaby natomiast jego drugą z rzędu prestiżową przegraną w walce o najważniejszy urząd w Polsce i de facto oznaczałaby koniec marzeń o wielkiej karierze politycznej pupilka globalistów. Z kolei zwycięstwo Nawrockiego sprawiło, iż współpraca pomiędzy Kancelarią Premiera i Pałacem Prezydenckim będzie znacznie trudniejsza i ostatecznie może doprowadzić do przeprowadzenia przedterminowych wyborów parlamentarnych. Z kolei porażka szefa IPN-u oznaczałaby dla niego powrót do pracy, ale jedynie na rok, gdyż w 2026 roku kończyło się jego prezesowanie tej instytucji i na ponowny wybór w obecnym układzie nie mógłby liczyć. Niezależnie od ostatecznych wyników wyborów, w których zwyciężył Nawrocki, po drugiej turze politycznego kaca może mieć nie tylko przegrany, ale także kandydat Konfederacji, który przez krótki czas mógł mieć poczucie, że złapał Pana Boga za nogi. Jednocześnie trzeba przyznać rację Mentzenowi, iż „pogłoski o jego śmierci są mocno przesadzone”.

Najnowsze