„Dzięki swojej silnej osobowości, prezydent Macron może przekonać Amerykanów o tym, co dzieje się na Ukrainie” – powiedział ambasador RP we Francji na planie programu telewizyjnego „Le Figaro”. Oznajmił, że nie jest zwolennikiem wysłania wojsk lądowych na Ukrainę, ale nadal wierzy w możliwą zmianę stanowiska amerykańskiego, m.in. dzięki „sile perswazji Emmanuela Macrona”.
Macron rzeczywiście wybiera się „za kilka dni” z wizytą do Waszyngtonu. Jednak wypowiedź ambasadora Jana Emeryka Rościszewskiego to dość mocne „wazeliniarstwo” wobec Macrona. Rościszewski został mianowany ambasadorem jeszcze za rządów PiS, ale bez problemu „przenicował swoją marynarkę na drugą stronę i zapewnił sobie dalsze trwanie na placówce.
„Znając trochę prezydenta Macrona, jego silną osobowość, jestem przekonany, że uda nam się, wraz z innymi krajami europejskimi, przekonać Amerykanów o uprzedzeniach, jakie ich administracja może mieć na temat Ukrainy, o roli Zełenskiego, o prowokowaniu wojny…” – mówił mocno „dyplomatycznie” Rościszewski.
Zaproszenie do programu Le Figaro miało też jednak dobrą stronę. Gazeta przypomniała, że „Polska wydaje obecnie 4,6% swojego PKB na obronność” i cytowała ambasadora, że „polska armia chroni nie tylko Polskę, ale także granice Europy i NATO”.
„Le Figaro” dodaje, że „z drugiej strony Francja oskarża państwo graniczące z Białorusią o zbyt niski poziom zakupów europejskiej broni”. Jan Emeryk Rościszewski bił się tu w piersi i mówił, że „sposób, w jaki Polska wypowiedziała kontrakt na śmigłowce Caracal (produkowane przez Airbusa), nie był właściwy”.
Według ambasadora, Warszawa jednak „zrekompensowała” Francji zawód, a np. w południowokoreańskim czołgu K2, „wszystkie elementy optoelektroniczne zostały wyprodukowane przez firmę Safran”. Rościszewski dodał, że „Polska jest dobrym europejskim uczniem” i „nadaje na tych samych falach co prezydent Macron”.