Joe Biden wypadł fatalnie w debacie prezydenckiej, a w Stanach Zjednoczonych coraz śmielej mówi się o wymianie kandydata na ostatniej prostej. Czy to w ogóle możliwe? W Polsce przerabialiśmy podobny scenariusz, gdy Małgorzata Kidawa-Błońska została wymieniona na Rafała Trzaskowskiego w 2020 roku.
W powszechnej opinii czwartkowa debata przedwyborcza między urzędującym prezydentem USA Joe Biden a byłym prezydentem Donaldem Trumpem w telewizji CNN potoczyła się, delikatnie mówiąc, niekorzystnie dla Bidena.
Amerykanista z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu prof. Michał Urbańczyk uważa, że na finalną ocenę debaty trzeba zaczekać na wyniki sondaży, zwłaszcza stanowych, a nie ogólnokrajowych. – Najistotniejsza będzie opinia publiczna z tych stanów, w których różnice poparcia obu kandydatów są niewielkie, a o wyniku elekcji może zadecydować kilka czy kilkanaście tysięcy głosów – podkreślił.
W Stanach Zjednoczonych wśród Demokratów coraz częściej podnoszone są głosy, że Bidena należy na ostatniej prostej wymienić na innego kandydata. Według Urbańczyka, choć formalnie to możliwe, to w praktyce jest już na to za późno.
– Zmiana kandydata jest formalnie możliwa, ale ten proces jest regulowany przez kombinację zasad partyjnych i praw obowiązujących w poszczególnych stanach. Są zobowiązania delegatów: Biden zdobył poparcie 95 proc. delegatów w prawyborach i są oni zobowiązani do poparcia go na konwencji. Do tego dochodzi fakt, że USA są państwem federalnym i każdy ze stanów inaczej reguluje kwestię zmiany kandydatów w wyborach. Obowiązują w nich różne terminy i odmienne procedury wycofania i zastąpienia kandydata – wyjaśnił prof. Urbańczyk.
W rezultacie, „nawet gdyby konwencja Partii Demokratycznej nominowała innego kandydata, to nie gwarantuje to automatycznie, że na karcie do głosowania we wszystkich stanach pojawiłoby się jego nazwisko” – uważa ekspert.
– Każdy stan ma własne zasady i terminy umieszczania nazwisk kandydatów. Teoretycznie w jednym stanie na karcie mogłyby widnieć nazwiska Trumpa i Bidena, a w innym – Trumpa i np. Smitha. Trzeba też pamiętać, że wszelkie zawirowania prawne w tych wyborach będą mogły służyć do podważenia ostatecznego wyniku. I jeśli Trump wybory przegra, z pewnością będzie je wykorzystywał – zauważył prof. Urbańczyk.
– Sytuacja Demokratów jest nie do pozazdroszczenia, skoro na kilka miesięcy przed wyborami zastanawiamy się, czy jest jeszcze możliwa zamiana kandydata. I wrócę do pierwszego stwierdzenia: Demokraci są sami sobie winni – spuentował ekspert.
Wybory prezydenckie w USA odbędą się w listopadzie 2024 r.