Strona głównaMagazynBijatyka na Roissy

Bijatyka na Roissy

-

- Reklama -

Rząd francuski od czasu do czasy dokonuje ekspulsji imigrantów do kraju pochodzenia. Są to często operacje nagłaśniane medialnie, bo dotyczą np. radykalnych imamów. Pod koniec marca wyrzucali z Francji kurdyjskiego komunistę i pasażerowie na lotnisku Roissy moli być mocno zszokowani.

Na to podparyskie lotnisko przybyła bowiem grupa lewicowych demonstrantów, która starała się nie dopuścić kurdyjskiego działacza do repatriacji. Kurd został objęty nakazem opuszczenia terytorium Francji. Kiedy na lotnisko przybyła policja, demonstranci utworzyli „ludzką zaporę”, która miała zapobiec wydaleniu działacza. Szybko doszło do szarpaniny, która przerodziła się w ogólną awanturę. Na nagraniach wideo udostępnianych w sieciach społecznościowych widać, jak demonstranci atakują personel lotniska, a ofiarami są nawet zszokowani tymi wydarzeniami podróżni.

- Reklama -

Filmy udostępniane w sieciach społecznościowych pokazywały niesamowitą przemoc, do której dochodziło na oczach zdziwionych podróżnych. Na zdjęciach widać było aktywistów atakujących i bijących pracowników lotniska, wyrywano też barierki, których używano jako broni. Starcia przeniosły się nawet na płytę lotniska.

Kurd miał odlecieć do Stambułu. Kilka stowarzyszeń i działających we Francji skrajnie lewicowych partii kurdyjskich postanowiło powstrzymać ekstradycję siłą na lotnisku. Grupa demonstrantów wkroczyła tam chroniona przez deputowanych z Francuskiej Partii Komunistycznej. Politycy ci byli agresywni i zaatakowali nawet obecnych na lotnisku członków delegacji… UNESCO.

Funkcjonariusze UNESI (Krajowej Jednostki ds. Ekspulsji) skarżyli się, że ich praca robi się coraz bardziej niebezpieczna, a deportacje coraz częściej kończą się awanturami. Mówią, że tego typu „blokady” na lotniskach to efekt pozostawiania wydalanym osobom „komórek”, przez które wysyłają oni aktywistom lewicowym informacje o np. dokładnej godzinie wyjazdu.

Tym razem zebrani zaatakowali i zablokowali konwój UNESI, ale popełnili… błąd. Lewactwo nigdy nie było specjalnie rozgarnięte. Zaatakowali bowiem konwój, który deportował innego imigranta, a w tym czasie broniony przez nich Kurd został zapakowany do samolotu i spokojnie odleciał do Turcji.

Francja szuka alibi?

Francuski minister sił zbrojnych Sébastien Lecornu poinformował, że francuska broń używana przez armię izraelską ma wyłącznie „charakter defensywny”. Była to odpowiedź na dziennikarskie śledztwo prowadzonego przez „Disclose” i „Marsactu”. Z ich publikacji wynika, że Francja wyraziła jeszcze pod koniec października 2023 roku zgodę m.in. na dostawy do Izraela magazynków do karabinów maszynowych.

Minister Lecornu zapewniał na konferencji prasowej, że francuska licencja wydana na tę dostawę ma klauzulę, która nie daje armii izraelskiej prawa do używania tych komponentów, a jedynie zezwala na „reeksport do krajów trzecich”. Minister dodał także, że inne komponenty dostarczane Izraelowi przez Francję, były wykorzystywane wyłącznie „w systemach czysto obronnych”, jak np. części do systemu „Żelazna Kopuła”, która chroni ten kraj przed rakietami.

W artykule „Disclose” była mowa o tym, że Francja „w tajemnicy” dostarczała części do karabinów maszynowych używanych przez armię izraelską w Gazie, „co jest całkowicie sprzeczne ze zobowiązaniami rządu”. Pokazano zdjęcia i przedstawiono dane m.in. o dostarczeniu z firmy w Marsylii do Izraela, co najmniej 100 000 magazynków. 27 lutego 2024 roku ministerstwo zapewniało, że Francja nie zamierza prowadzić żadnych dostaw części do izraelskiego sprzętu wojskowego. Przyznało jednak, że do niedawna Francja dostarczała takie komponenty, jak m.in. „łożyska kulkowe, szyby pancerne, układy chłodzenia, potencjometry, czujniki”.

Minister Lecornu zapewniał, że były to części do broni, która miała być reeksportowana do krajów trzecich. Dodał, że od 7 października podległe mu służby mają rygorystyczny obowiązek sprawdzania eksportowanych części uzbrojenia. Ta wstrzemięźliwość ministra specjalnie nie dziwi, bo nawet pogłoski o pośrednim udziale w operacji w Gazie, oznaczać może dla Francji, w której mieszka duża mniejszość arabska, spore problemy wewnętrzne.

Schizofrenia historyczna

Szczątki żołnierzy poległych w bitwie pod Diên Bien Phu będą wkrótce repatriowane do Francji. W tym samym czasie parlament przyjmuje uchwałę, która „potępia krwawe i mordercze represje wobec Algierczyków”. Dotyczy to wydarzeń w Paryżu z 17 października 1961 r., kiedy doszło w mieście niemal do rewolty wspieranych przez lewicę pracujących we Francji Arabów i wielkiej demonstracji. Obydwa wydarzenia dotyczą epoki kolonialnej. Z jednej strony jest to sprowadzanie prochów żołnierzy, którzy zginęli za Francję, z drugiej strony potępienie francuskich sił porządkowych, które Francji broniły w kraju.

W marcu 1954 r., we francuskich Indochinach (obecnie Wietnam) rozpoczęła się bitwa pod Diên Bien Phu, podczas której zginęło od 2300 do 4000 francuskich żołnierzy, głównie spadochroniarzy. Siedemdziesiąt lat później ministerstwo Sił Zbrojnych i podlegające mu kierownictwo francuskiego Urzędu do Spraw Kombatantów i Ofiar Wojny ogłosiło, że wkrótce nastąpi repatriacja szczątków sześciu francuskich żołnierzy poległych w tej bitwie. Ekshumacja szczątków odbyła się 26 marca, po tym, jak władze wietnamskie udzieliły zezwolenia. Po sprowadzeniu prochów żołnierzy, Krajowe Biuro ds. Kombatantów i Ofiar Wojny zajmie się próbą ich identyfikacji. Z sześciu repatriowanych, znana jest tożsamość tylko jednego żołnierza, przy którym znaleziono „nieśmiertelnik”. Biuro zakłada, że po identyfikacji szczątki będą mogły być pochowane w grobach rodzinnych, a ci, których nie uda się zidentyfikować, zostaną pochowani we Fréjus, na Cmentarzu Wojennym Wojny w Indochinach. „Ci, którzy polegli dla Francji, zasługują na szacunek. Ani odległość, ani czas nie powinny być przeszkodą” – oświadczyła Patricia Mirallès, Sekretarz Stanu ds. kombatantów.

Bitwa pod Điện Biên Phủ była decydującym starciem I wojny indochińskiej, między wojskami francuskimi a wojskami wietnamskimi. W rejonie Điện Biên Phủ broniło się ok. 20 tys. żołnierzy francuskiego garnizonu. Bitwa trwała od 13 marca 1954 do 7 maja 1954 i zakończyła się klęską armii francuskiej. Był to zarazem schyłek francuskiego imperium kolonialnego i otwarcie tzw. procesu dekolonizacyjnego.

Częścią epopei kolonialnej Francji jest też wojna w Algierii. W jej skład wchodzi masakra z 17 października 1961 r. Po latach parlament postanowił wezwać do uznania tej daty za „Dzień Pamięci”. Uchwała „potępia krwawe i mordercze represje wobec Algierczyków, popełnione pod zwierzchnictwem prefekta policji Maurice’a Papona”. Papon, który był wówczas prefektem, został już potępiony historycznie wcześniej, kiedy okazało się, że w czasie II wojny światowej miał jako urzędnik państwa Vichy udział w deportacjach Żydów. Przypisanie mu jeszcze jednej zbrodni, zapewne ma w zamiarze trochę zmniejszyć odpowiedzialność Republiki.

Jednak samo potępienie rozkazu użycia broni do rozpędzenia demonstracji Algierczyków w centrum Paryża, w środku toczącej się wojny, nie jest tak oczywiste. Zginęło wówczas od siedmiu do 200 demonstrantów, którzy mieli być „nastawieni pokojowo”. Na ulice wyszło około 25 tysięcy Algierczyków, zwolenników Frontu Wyzwolenia Narodowego, który był uznawany za organizację terrorystyczną. Zatrzymano 11 538 osób, a część z nich deportowano do Algierii. Wprowadzono też szeroko represje. Oficjalnie ogłoszono, że zginęły jedynie 3 osoby na skutek zamieszek wywołanych przez samych Algierczyków. Francuskie władze w 1999 roku powołały komisję, która zbadała wydarzenia z 17 października i stwierdziła, że było 48 ofiar.

Przygotowana w tajemnicy demonstracja łamała godzinę policyjną. Warto też wspomnieć o ogólnej atmosferze i atakach Frontu Wyzwolenia Narodowego (FLN), które od kilku miesięcy uderzały głównie w policję. FLN w 1958 roku zdecydowała się rozszerzyć „antykolonialną walkę zbrojną” na Francję kontynentalną. Latem 1961 roku wojna algierska weszła w fazę krytyczną. Trwały negocjacje między rządem francuskim a rządem Tymczasowym Republiki Algierii (GPRA), odgałęzieniem FLN, który chciał wzmocnić nacisk na Paryż. Pod koniec sierpnia FLN, pomimo rozejmu, wznowił z dużą intensywnością ataki na policję. W sierpniu i wrześniu wzrastała liczba zabójstw funkcjonariuszy policji dokonanych przez „komandosów” FLN.

29 sierpnia trzech funkcjonariuszy policji zginęło w wyniku pięciu jednoczesnych ataków w Paryżu. Później, między 29 sierpnia a 3 października, w 33 atakach zginęło 13 funkcjonariuszy policji. Badanie archiwów przez historyka Jean-Paula Bruneta udowodniło np., że ta fala ataków leży u podstaw sekwencji zakończonej represjami policyjnymi z 17 i 18 października, a duża część odpowiedzialności spoczywa na przywódcach paryskiej FLN. Jesienią 1961 roku nastroje policjantów były już mocno radykalne. Aktywiści FLN byli szybko wypuszczani na wolność, sami policjanci zastraszani w miejscach zamieszkania, cierpiały ich rodziny, spotykają się też z objawami wrogości ze strony działaczy lewicy. Atmosfera jest taka, że policja chce wreszcie sama „wymierzyć sprawiedliwość”. Codzienne incydenty zmagają wzajemną nienawiść. W czasie demonstracji decyzję o otwarciu ognia sprowokowały też niepotwierdzone później informacje o atakach Algierczyków z nożami na policję.

Z czasem osąd historyczny wydarzeń paryskich się zmieniał. W 2012 r., z okazji 51. rocznicy demonstracji socjalistyczny prezydent Francji François Hollande „uznał w imieniu Republiki” dzień 16 października za „krwawe represje” i złożył „hołd ofiarom”. Emmanuel Macron oświadczył 17 października 2021 r., że „zbrodnie popełnione 17 października 1961 r. pod zwierzchnictwem Maurice’a Papona są dla Republiki niewybaczalne”. Teraz dochodzi uchwała o ustanowieniu „dnia pamięci”. Projekt przygotowała polityk Zielonych Sabrina Sebaihi i deputowana prezydenckiej partii „Renesens” Julie Delpech. Na świecącej pustką sali „za” zagłosowało 67 deputowanych, przeciw było 11 ze Zjednoczenia Narodowego.

Deputowana Sebaihi gratulowała „głosowanie za historią”, która otwiera teraz drogę do „uznania tej zbrodni kolonialnej za zbrodnię państwową”. Rozrachunki z własną historią są konieczne dla pielęgnacji wartości. Kiedy stają się jednowymiarowe, narodom grozi wykorzenienie. Poza tym, jak pogodzić bajdurzenie deputowanej Sebaihi z szacunkiem dla poległych żołnierzy, których szczątki właśnie wracają z Wietnamu? Wszak w tej retoryce byliby „zbrodniarzami”. Lewicowe odchylenie w interpretacji własnych dziejów ociera się we Francji o schizofrenię.

„Może to przez te nawozy sztuczne…”

Przy idiotyzmach lewicy pozostańmy. Kazimierz Grześkowiak w utworze „Odmieniec” obarczał winą za „odmianę” m.in. nawozy sztuczne. Piosenka miała być satyrą na ciemnotę krajowego chłopa, ale okazuje się prorocza i znacznie wyprzedzająca swoje czasy. Okazuje się, że to, co kojarzono z „chłopską ciemnotą”, jest „awangardą postępu”.

Zacznijmy jednak od fragmentu tekstu samej piosenki: „Chłop jest z morgami i urodziwy/ w rękach mocarny, że istne dziwy/ Jedno go tylko hańbi i plami:/ Czemu nie lata za dziewuchami?/ Może to przez te nawozy sztuczne,/ Może był w szkole zbyt pilnym uczniem,/ Może to wszystko przez te atomy,/ Że wariata mamy!”.

Nieoczekiwanie taką samą diagnozę w sprawie „odmieńców” postawiła czołowa polityk socjalistów w Europie. Chodzi o Francuzkę Ségolène Royal Ségolène Royal, m.in. minister ds. środowiska, kandydatkę Partii Socjalistycznej w wyborach prezydenckich w 2007, byłą „partnerkę” prezydenta Francois Hollande’a. Odniosła się do raportu senackiego w sprawie mody na zmianę płci wśród nieletnich we Francji i wyjaśniła to zjawisko wpływem… nawozów sztucznych. Konkretnie obwinia glifosat służący do niszczenia chwastów, który ma zawierać substancje zaburzające funkcjonowanie układu hormonalnego.

W 2017 roku Europejska Agencja Chemikaliów podtrzymała opinię, że glifosat silnie uszkadza oczy i jest niebezpieczny dla organizmów wodnych, ale wyjaśniała, że badania nie pozwalają sklasyfikować glifosatu jako kancerogennego, mutagennego i środka zagrażającego reprodukcji.

Segolene Royal uznaje, że wpływ tego środka nie jest wystarczająco zbadany i na antenie BFMTV stwierdziła, że ta substancja, zaburzając funkcjonowanie układu hormonalnego, jest odpowiedzialna za wzrost dysforii płciowej wśród nieletnich. „Nie wolno nam zapominać, że wzrost liczby tych przypadków wynika z substancji zaburzających funkcjonowanie układu hormonalnego” – oświadczyła, zapewniając dodatkowo, że powiązanie to zostało „udowodnione”. Jej zdaniem „na obszarach, gdzie masowo stosuje się pestycydy, wiek dojrzewania małych dziewczynek rozpoczyna się czasami w wieku 8–9 lat. No i okazuje się, że trzeba było czekać ponad pół wieku, żeby wyśpiewana przez Kazimierza Grześkowiaka prawda znalazła potwierdzenie w wystąpieniu „postępowej” polityk i to w samej Francji.

Dodajmy, że dyskusja o dysforii płciowej ma miejsce w związku z propozycją Partii Republikanie, która chce złożyć jeszcze w tym półroczu projekt ustawy zakazującej „zmian płci” dla osób nieletnich. Opublikowany kilka dni w wcześniej raport senacki, uznał odpowiedzialność w możliwym krzywdzeniu dzieci zwłaszcza „ideologi transafirmatywnej”, która rozprzestrzeniła się wśród pracowników służby zdrowia. Lewica woli obarczać winą… nawozy sztuczne.

Najnowsze