Terminy „Pan” i „Pani” znikają z biletów kupowanych online we francuskich kolejach, czyli SNCF. Firma nie może już zapytać swoich klientów o tożsamość płciową, o czym orzekła tubylcza Rada Stanu. Dodatkowo SNCF zostało skazane na karę 3000 euro, właśnie za zadawanie pytań o płeć pasażerów…
Sprawę przeciw kolejom wniosło „Mousse”, stowarzyszenie na „rzecz praw osób LGBT+”. Wcześniej bilety imienne były wystawiane dla pasażerów ze zwrotem grzecznościowym „Madame” lub „Monsieur”. Jednak Rada Stanu, czyli najwyższy sąd administracyjny, orzekła, że SNCF „nie może wymagać od swoich klientów ujawniania płci”. Taka decyzja zapadła 31 lipca. Stowarzyszeniu Mousse nie spodobało się, że klienci przewoźnika kolejowego, kupując bilety, mieli do wyboru „tylko dwie możliwości: Pani lub Pan”. Argumentowano, że firma nie powinna gromadzić danych, które dotyczą… tożsamości płciowej lub powinna dawać przynajmniej więcej „dodatkowych opcji”, takich jak „osoba neutralna” lub „inna”.
Sędziowie podzielili taką argumentację, nakazując SNCF zapłatę stowarzyszeniu LGBT kwoty 3000 euro. Powołano się tu na orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczące zasady „minimalizacji zbierania danych” i rozporządzenia o ochronie danych (RODO). Rada Stanu dodała, że „przetwarzanie danych dotyczących płci osoby, […] niezbędne do korzystania z usług SNCF Connect, takich jak np. rezerwacja miejsc do leżenia w pociągach lub miejsc w przedziałach zarezerwowanych dla samotnych kobiet, nie uzasadnia wymogu informowania o płci”.
Początki tej idiotycznej decyzji i wyroku zaczęły się od skargi Stowarzyszenia LGBT+ „Mousse” do Francuskiej Krajowej Komisji ds. Technologii Informacyjnych i Swobód Obywatelskich (CNIL). Ta jednak skargę tego typu w marcu 2021 roku odrzuciła. „Mousse” nie złożyło broni i zwróciło się do Rady Stanu, która zdominowana jest ostatnio przez polityków o powiązaniach lewicowych. Przed wydaniem orzeczenia ten najwyższy sąd administracyjny Francji skonsultował się m.in. z kolegami z TSUE. 9 stycznia 2025 r. Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że „jeżeli jedynym celem gromadzenia danych o płci klientów firmy transportowej jest personalizacja przekazów handlowych, nie można tego uznać za konieczne do wykonania umowy między użytkownikiem a firmą”.
To kolejne orzeczenie tego typu, a we Francji istnieje coraz więcej tego typu ustępstw na rzecz lobby LGBT. Wcześniej ustalono np., że inspektorzy podatkowi nie mogą już tytułować swoich listów do klientów zwrotem „Pan” lub „Pani”.
Żandarmeria ingeruje w występy artystyczne
Do niedawna we Francji tzw. „ekspresja artystyczna” nie podlegała żadnej cenzurze. Pod takim hasłem panienki z Femenu pokazywały gołe piersi na ulicy, „artyści” oddawali mocz na katolickie symbole, kpiono z każdej świętości. Do czasu…
Zakres wolności słowa we Francji jest już od jednak ograniczany tzw. „poprawnością polityczną”. Ciężkie życie mają np. komicy, którym już nie wolno zakpić z homoseksualisty, kobiet, a od dawna także z Żydów. Ostatnio występ rzeczywiście kontrowersyjnego artysty Dieudonné został przerwany przez policję w Pas-de-Calais.
Występ satyryka zaplanowany w Dunkierce, ale zakazany dekretem został w ostatniej chwili przełożony. Miał się odbyć w Lestrem (Pas-de-Calais). Na miejscu pojawili się jednak żandarmi, którzy na miejscu doręczyli komikowi anulację występu wydaną przez prefekturę departamentu. Prefekt Pas-de-Calais wydał ekspresowo „natychmiastowy zakaz występu”. Dieudonné był już wielokrotnie karany za „wypowiedzi antysemickie”, „podżeganie do nienawiści rasowej” i „naruszanie godności ludzkiej”, ale obecnie to już niemal „cenzura prewencyjna”.
Ciemnoskóry artysta przez długie lata mógł sobie pozwolić na scenie na znacznie więcej niż jego bladolicy koledzy, ale ten „immunitet” skończył się mu wiele lat temu, kiedy to poruszył tematy dotyczące Żydów. Został uznany za zwolennika „teorii spiskowych” i „negacjonistę Holokaustu”. Uznano, że jego żarty mogą stanowić „poważne zagrożenie zakłócenia porządku publicznego”. Ostatni zakaz występu został mu być doręczony przez żandarmerię już po rozpoczęciu spektaklu. W oświadczeniu przesłanym agencji AFP, ekipa produkcyjna Dieudonné (prawdziwe nazwisko – M’bala M’bala) stwierdza, że „spektakl, który rozpoczął się o godzinie 19:00 w lokalu prywatnym, został siłowo przerwany, a dowódca żandarmerii nakazał Dieudonnému zejść ze sceny, grożąc mu werbalnie”. Ekipa skrytykowała „ewidentne nadużycie władzy” i złożyła po interwencji żandarmów skargę o „utrudnianiu wolności słowa i zgromadzeń”.
Ekscesy lewicowych merów
W Grenoble mer tego miasta Éric Piolle chce ubogacić „bogate getta” białych mieszkańców mieszkaniami socjalnymi. Piolle to polityk Partii Zielonych (EELV) i na taki pomysł wpadł kilka miesięcy przed końcem swojej kadencji. 31 lipca oświadczył, że chce „rozbić bogate białe getta” poprzez tworzenie w zamożnych dzielnicach mieszkań socjalnych i wprowadzenie „różnorodności”. Taka propozycja padła w wywiadzie, którego Zielony polityk udzielił gazecie „Dauphiné Libéré”.
Éric Piolle bronił tam swojej polityki „różnorodności społecznej”. „Staramy się rozbić getta, a zwłaszcza te bogate” – oświadczył mer, argumentując, że „problemem Grenoble są obszary, w których nie ma mieszkań socjalnych”. Opozycja ostro skrytykowała pomysły obecnego mera. Były burmistrz miasta i kandydat opozycji na wybory samorządowe w 2026 roku, Alain Carignon, mówił o „nieprzyzwoitym” pomyśle. Wskazał, że w Grenoble są „dzielnice bezprawia, jak La Villeneuve, charakteryzujące się codziennymi starciami między młodzieżą a organami ścigania” i dodał, że Piolle chce zafundować to samo w spokojniejszych dotąd częściach miasta. W mediach społecznościowych, eurodeputowany Zjednoczenia Narodowego (RN) Aleksander Nikolić, także wyraził oburzenie pomysłami mera i dodał, że „lewica nie rozwiązuje problemów trudnych dzielnic, ale chce je po prostu eksportować na inne części miasta”.
Inny ciekawy epizod miał miejsce w mieście Nantes. Tam merem jest socjalistka Johanna Rolland. Miasto odrzuciło instalację nowych pisuarów, aby… nie dyskryminować kobiet. Poszło o to, że wiele osób w okolicy Quai de la Fosse korzysta podczas załatwienia potrzeb fizjologicznych z otwartej „przestrzeni publicznej”. Odczuwają to okoliczni sklepikarze, którzy domagali się jakiegoś rozwiązania. Stowarzyszenie sklepikarzy z Quai de la Fosse zwróciło się do miasta z prośbą o zainstalowanie tam pisuarów, co zamknęłoby problem zapachu i braku higieny. Sprawa wydawała się prosta, a miasto miało na to środki.
Jak donosi Ouest France, prośby te nie przyniosły skutku, a instalacja nowych pisuarów nie jest planowana, bo takie urządzenia są „dyskryminujące”. Pisuary są „przeznaczone wyłącznie dla mężczyzn, a ich instalacja nie oferuje równościowego rozwiązania dla wszystkich”. Wcześniej w centrum miasta zainstalowano co prawda osiem pisuarów, ale „ponieważ były one przeznaczone wyłącznie dla mężczyzn”, podobnych rozwiązań zaniechano. Metropolia rozważa instalację bardziej „równościowych” publicznych toalet, które spełnią potrzeby „wszystkich grup odbiorców”. Z tym trzeba jednak poczekać. „Tracimy zdrowy rozsądek” – komentował decyzję prezes stowarzyszenia handlowców z Quai de la Fosse i wyrażał wątpliwości, czy takie rozważanie w postaci pisuaru „dyskryminuje kobiety” bardziej niż widok mężczyzny oddającego publicznie mocz z powodu braku takich instalacji?
Odpalił papierosa od znicza przy Grobie Nieznanego Żołnierza
W Paryżu, pod Łukiem Triumfalnym, mężczyzna zapalił sobie papierosa płomieniem ze znicza przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Film przedstawiający mężczyznę idącego po rzeczonym grobie wywołał oburzenie wśród internautów i polityków. Francuska Minister ds. Pamięci i Weteranów zaapelowała o „przykładne sankcje” wobec palacza. Znicz zapalany jest codziennie o zmierzchu. Tymczasem mężczyzna ubrany w białe spodnie dresowe i czarny sweter zbliżył się do grobu, przeszedł nad barierką odpalił papierosa płomieniem, po czym spokojnie odszedł.
Dziesięciosekundowa scena została uchwycona przez turystkę z Łotwy. „Szanujcie naszych zmarłych bohaterów” – napisał Matthieu Valet, europoseł i rzecznik Zjednoczenia Narodowego. „To nie jest zwykły gest, ale obraza pamięci tych, którzy polegli za Francję. Ten płomień nie służy do zapalania papierosa, ale czuwa nad ofiarą milionów naszych żołnierzy” – stwierdziła minister ds. kombatantów Patricia Mirallès. Dodała, że kontaktuje się z prokuraturą w Paryżu, aby upewnić się, że ta osoba zostanie odnaleziona i że zostaną na nią nałożone przykładne sankcje. „Nie możemy bezkarnie lekceważyć pamięci Francji” – napisała.
Rzeczywiście wszczęto śledztwo „w celu zidentyfikowania i aresztowania sprawcy tych czynów”. Zgodnie z artykułem Kodeksu karnego „zbezczeszczenie, w jakikolwiek sposób, grobów, urn lub pomników wzniesionych ku pamięci zmarłych podlega karze do roku więzienia i grzywny w wysokości 15 tys. euro”.
Policja uwinęła się dość szybko. Zatrzymany został bezdomny obywatel Maroka, legalnie przebywający we Francji jeszcze do października 2025 roku. Został zatrzymany na pobliskiej Avenue de la Grande-Armée. Jest dobrze znany policji i ma na koncie 21 przestępstw, w tym kradzieże samochodów, wandalizm, przemoc i „publiczne znieważanie ze względu na rasę”.
Łotyszka, która nagrała scenę, stwierdziła, że mężczyzna „nie wydawał się być pijany ani pod wpływem narkotyków, a wręcz przeciwnie, był wyraźnie świadomy tego, co robi i był z tego dumny…”. Ciekawe, czy ten czyn Marokańczyka jakoś obudzi Francuzów? W „dyskusjach” internetowych można było znaleźć raczej obrońców chuligana, a niektórzy twierdzili, że przecież ów „nieznany żołnierz” był właśnie… Marokańczykiem. W rzeczywistości jest to raczej Francuz.
9 listopada 1920 roku osiem dębowych trumien przewieziono do cytadeli Verdun, do kazamat, gdzie mieszano je kilkakrotnie, aby zachować anonimowość ich pochodzenia. Minister André Maginot wybrał jednego z młodych żołnierzy pełniących wartę honorową, Auguste’a Thina i powierzył mu bukiet białych i czerwonych goździków, by wybrał nimi trumnę. Ta została przeniesiona do Paryża i pochowana pod Łukiem Triumfalnym 28 stycznia 1921 roku.
Znicz został pierwszy raz zapalony 11 listopada 1923 roku, także przez André Maginota, ministra wojny w rządzie prezydenta Alexandre’a Milleranda. Ma skłaniać przechodniów do chwili refleksji, Francuzów do rachunku sumienia i „przypomnienia o cnotach niezbędnych, gdy wzywa obowiązek, honor lub zwykła konieczność”.