Władze Gruzji nie ukrywają, że próbują umocnić swoją rolę w regionie. Wspólnie z rządami Azerbejdżanu i Armenii chcą przekształcić Południowy Kaukaz w region pokoju, co umożliwi mu wykorzystanie całego swojego potencjału.
Prezydent Gruzji Micheil Kawelaszwili złożył swoją pierwszą wizytę zagraniczną w Azerbejdżanie. Wkrótce pojedzie również do Armenii. Wcześniej w Tbilisi spotkali się przedstawiciele resortów spraw zagranicznych Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu w randze wiceministrów. Celem spotkania było przyspieszenie procesu pokojowego między Armenią i Azerbejdżanem.
Tbilisi uważa, że dopiero podpisanie trwałego porozumienia pokojowego między tymi dwoma krajami zlikwiduje napięcie na Kaukazie, rzutujące negatywnie na możliwości jego rozwoju. Swoją ofensywą w tym kierunku Tbilisi wysyła sygnał, że w swoich sąsiadach upatruje głównych partnerów i nie chce, by w ten region mieszali się inni, w tym Unia Europejska, myśląca o realizacji tylko swoich interesów w regionie.
Prezydent Gruzji Micheil Kawelaszwili swoją pierwszą wizytę zagraniczną w charakterze głowy państwa złożył w Azerbejdżanie. Gestem tym podkreślił ważność i bliskość relacji obu państw powiązanych od dawna szlakami komunikacyjnymi i transportowymi, tworzącymi swoisty „most równoleżnikowy”, łączący Centralną Azję z Europą. Nie jest tajemnicą, że w trakcie wizyty w Baku gruziński prezydent ze swoim azerskim odpowiednikiem, czyli Ilhamem Alijewem, rozmawiali o podpisaniu porozumienia pokojowego między Azerbejdżanem a Armenią, czym Gruzja jest żywotnie zainteresowana. Zarówno Azerbejdżan, jak i Armenię traktuje jako swoich strategicznych partnerów i utrzymuje z nimi przyjacielskie stosunki.
Napięcie, które się między nimi utrzymuje, zmusza Gruzję do swoistej ekwilibrystyki. W swoich kontaktach, a nawet w wypowiedziach, Tbilisi musi uważać, by nie narazić się bądź Baku, bądź Erewaniowi. Sytuacja ta nie tylko utrudnia, ale uniemożliwia trójstronną współpracę między trzema krajami, a także zacieśnianie między nimi procesów integracyjnych. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Tbilisi dąży do stworzenia na południowym Kaukazie trójstronnego sojuszu gospodarczego i politycznego. By w ogóle o tym mówić, trzeba wcześniej doprowadzić do zawarcia trwałego pokoju między Azerbejdżanem a Armenią.
Namawianie do pokoju
W trakcie swojej wizyty w Baku prezydent Kawelaszwili nie ukrywał, że liczy, iż stanie się to jak najszybciej. Z wypowiedzi azerskich politologów można wnosić, że nie jest wykluczone, że może stać się to bardzo szybko. Biorą też pod uwagę, że takie porozumienie mogłoby być podpisane w Tbilisi. Byłby to niewątpliwie sukces jego władz i sygnał, ze na Południowym Kaukazie zaczyna się nowy proces integracyjny. Jeden z gruzińskich analityków Dawid Kartweliszwili stwierdził w wypowiedzi dla jednej z gazet, że Tbilisi przygotowuje się do nowego porządku w świecie:
„Świat szybko się zmienia. Przyszłość wymaga, by na Południowym Kaukazie powstały nie tylko energetyczne i transportowe korytarze, ale potężne skrzyżowanie łączące Bombaj z Archangielskiem i Tokio z Lizboną. Bez pokoju w naszym regionie nic z tego nie wyjdzie. Dla stworzenia takiego skrzyżowania Gruzja, Armenia i Azerbejdżan powinny zjednoczyć swoje wysiłki, stając ponad swoimi ambicjami i urazami”.
Podejmując się roli pośrednika między Azerbejdżanem a Armenią, władze Gruzji wiedzą, że jeżeli uda im się doprowadzić do zawarcia porozumienia pokojowego między nimi, to znacznie umocnią swoją pozycję w regionie. Niektórzy obserwatorzy sugerują, że Tbilisi chce nawiązać do czasów carskiego imperium, kiedy to ono było stolicą Południowego Kaukazu. Czasy już oczywiście nie te, ale obserwatorzy zgadzają się, że Gruzja najwięcej zyska, jeżeli na Południowym Kaukazie zapanuje pokój.
Okno regionu na Zachód
To ona stanie się oknem transportowym regionu na Zachód. Oczywiście nie wiadomo, czy Tbilisi odniesie sukces. Wielu komentatorów uważa, że nie jest ono w stanie odegrać znaczącej roli jako pośrednik między Azerbejdżanem a Armenią, bo ma za mały potencjał. Jest krajem, który w dużej mierze zależy od Azerbejdżanu i Turcji. Nie da się jednak wykluczyć, że zarówno Baku, jak i Ankara celowo usunęły się nieco w cień, żeby dowartościować Tbilisi i podnieść jego rangę w okresie, gdy Unia Europejska chce nałożyć na nie dyplomatyczny bojkot. Zarówno Turcja, jak i Azerbejdżan nie chcą też, by patronem pokoju na Południowym Kaukazie stała się Unia Europejska. Ankara wiele razy powtarzała, że w tym regionie nie ma ona nic do szukania, a Baku twierdziło, że popieranie Erewania przez Francję nie przyspiesza, ale utrudnia proces pokojowy na Kaukazie. Jest bardzo prawdopodobne, że pokojowa aktywność Gruzji wynika z wcześniejszych uzgodnień z Ankarą. Jest też rzeczą znamienną, że hasło o przekształceniu Południowego Kaukazu w „Skrzyżowanie pokoju” rzucił na IV Tbiliskim Międzynarodowym Forum Jedwabnego Szlaku premier Armenii Nikol Paszynian. Dużo nici zbiega się, co trudno uznać za dzieło przypadku.
Jedno jest pewne – choć formalnie Gruzja pozostaje kandydatem do Unii Europejskiej, to de facto coraz bardziej oddala się od niej. System władzy zbliża zaś Gruzję coraz bardziej do tych, jakie stworzyli w Azerbejdżanie Ilham Alijew, a w Turcji Recep Tayyip Erdoğan. Obaj ci przywódcy są z tego bardzo zadowoleni. Armenia podejmuje co prawda działania na rzecz akcesji do tej organizacji, ale otoczona kordonem sanitarnym, który dopełniła Gruzja, będzie musiała z tego zrezygnować.