Wolnościowcy wygrali wybory w Austrii, ale mogą nie utworzyć rządu. W tym kraju także pojawiły się apele o utworzenie „kordonu sanitarnego” przeciw „skrajnej prawicy”. Ta metoda ma krótkie nogi pokazuje, że w rzeczywistości dotychczasowe podziały na „prawicę” i „lewicę” były mydleniem oczu wyborców. W rzeczywistości chodzi o utrzymanie się przy władzy tych samych elit.
W wyborach parlamentarnych pierwsze miejsce zajęła prawicowa FPOe z wynikiem 28,8 proc. głosów. Na drugim miejscu znalazła się rządząca do tej pory konserwatywna Austriacka Partia Ludowa (OeVP) – 26,3 proc. Do parlamentu dostały się jeszcze Socjaldemokratyczna Partia Austrii (SPOe) – 21,1 proc., Nowa Austria i Forum Liberalne (NEOS) – 9,2 proc. oraz Zieloni (Gruene) – 8,3 proc. „Konserwatystom” bliżej jednak do socjaldemokratów, niż do prawicy.
Wszystko wskazuje na to, że kanclerzem pozostanie lider OeVP Karl Nehammer. 1 października poparła go jego partia i dała mandat do negocjacji z innymi siłami politycznymi w celu utworzenia koalicji. Podczas głosowania Kanclerz uzyskał „jednomyślne wotum zaufania” Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP).
Austriacka Partia Wolności (FPÖ) została wyznaczana przez Zielonego prezydenta Alexandra Van der Bellena do tworzenia rządu, ale jej eurosceptyczny przywódca Herbert Kickl, będzie miał trudności ze znalezieniem partnerów. Prawdopodobnie szefem rządu pozostanie Karl Nehammer, który mógłby się dogadać z socjaldemokratami (SPÖ, 21,1%) i liberałami (NEOS, 9,1%).
Źródło: AFP/ Le Figaro