George Orwell pisał, iż „polityczne polowanie to teatr”, w którym „każdy gra swoją rolę”. Taki spektakl można było obserwować w Sejmie, kiedy posłowie decydowali, czy nie należałoby uchylić immunitetu Grzegorzowi Braunowi. Co prawda, jak na razie chodziło jedynie o umożliwienie prokuraturze postawienia zarzutów politykowi Konfederacji, ale postronny obserwator mógł odnieść wrażenie, jakby parlamentarzyści – niczym wielka ława przysięgłych – wydawali już wyrok w sprawie niesfornego posła.
Spektakl rozpoczął się 15 stycznia posiedzeniem Komisji Regulaminowej, Spraw Poselskich i Immunitetowych, lecz w związku z nieobecnością przedstawiciela Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która wnioskowała o wyrażenie zgody przez Sejm na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej posła, prace organu przeniesiono na kolejny dzień. Przedstawienie zakończyło się zaś 17 stycznia, kiedy posłowie na sali plenarnej podjęli ostateczną decyzję w sprawie.
Siódemka Brauna
Przyczynkiem do „polowania na Brauna” był wprawdzie tzw. incydent gaśnicowy, lecz lista zarzutów, jakie prokuratura sformułowała wobec posła, okazała się znacznie dłuższa. Prokurator Generalny Adam Bodnar już nazajutrz po wydarzeniach z 12 grudnia poinformował, że wystosował pismo w tej sprawie do Prokuratora Krajowego Dariusza Barskiego. Na początku stycznia Bodnar przyznawał, że w kwestii Brauna „z prokuratorem Barskim są na łączach”. Silne zaangażowanie w sprawę czynnego polityka koalicji październikowej, będącego senatorem oraz ministrem sprawiedliwości, sprawia, iż o działaniach podejmowanych wobec Brauna należy mówić także, a może przede wszystkim, w kontekście politycznym.
We wniosku, jaki do Sejmu skierowała prokuratura, pojawiło się aż siedem zarzutów wobec prezesa Konfederacji Korony Polskiej. W czasie prac komisji nazwano je „dziełami zebranymi” bądź „the best of” posła Brauna. Polityk zdaje się nie mieć sobie nic do zarzucenia, a nawet twierdzi, iż to „wszystko sytuacje, w których miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku”.
Podczas interwencji poselskiej w budynku Narodowego Instytutu Kardiologicznego Braun miał naruszyć nietykalność cielesną byłego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, a także pomawiać go, jakoby ten był pod wpływem alkoholu. Inna sprawa dotyczy uszkodzenia choinki przyozdobionej bombkami z tęczowymi barwami, symbolami stowarzyszeń sędziowskich „Iustitia” oraz „Themis”, a także Unii Europejskiej i Ukrainy. Co ciekawe, wartość szkody wyceniono na ponad 1400 złotych. Kolejna kwestia to przerwanie przez Brauna wykładu prof. Jana Grabowskiego. Poseł Konfederacji miał zniszczyć należące do Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie mienie, którego wartość wyceniono na 3,7 tys. złotych, a ponadto naruszyć mir domowy, ponieważ nie opuścił Instytutu pomimo żądania ze strony dyrektora Milosa Reznika.
Ostatnie dwa zarzuty, jakie prokuratura chce postawić Braunowi, dotyczą grudniowych zdarzeń. Gasząc zapaloną na sejmowym korytarzu chanukiję, polityk miał dopuścić się „publicznego znieważenia grupy ludności z powodu jej przynależności wyznaniowej” oraz „publicznego znieważenia przedmiotu czci religijnej”. Ponadto Braun podobno „naruszył nietykalność cielesną” Magdaleny Gudzińskiej-Adamczyk, która brała udział w uroczystościach i – jak wynika z nagrań – zaatakowała posła, a także spowodował u niej „lekki uszczerbek na zdrowiu pod postacią rozstroju zdrowia psychicznego, ostrej reakcji na stres trwającej nie dłużej niż 7 dni”.
Medialny lincz
Zanim doszło do głosowania nad uchyleniem immunitetu Brauna, na polityku dokonano swoistego medialnego linczu. O ile nie może dziwić, iż wzięli w nim udział przedstawiciele wszystkich formacji „bandy pięciorga”, wykorzystujący okazję do zaatakowania konkurentów, o tyle działania polityków Konfederacji były wprost zadziwiające. Historia polityczna naszego umęczonego kraju nie zna chyba przykładu tak ochoczego odcinania się od własnego posła. Potępienie ze strony ugrupowania dla „tego typu happeningu” zadeklarowała rzecznik partii Ewa Zajączkowska-Hernik. Z kolei wicemarszałek Krzysztof Bosak pomstował, iż Braun „wyrządził ogromną krzywdę wszystkim posłom Konfederacji, nadwyrężając ich dobre imię tym swoim czynem”, a ponadto przyznawał rację decyzji prezydium Sejmu, która ukarała polityka najwyższą możliwą karą.
Szczególną rolę w tych działaniach odegrali przedstawiciele Nowej Nadziei. Goszcząc w „Śniadaniu Rymanowskiego w Polsat News i Interii” Przemysław Wipler zdradził, że Sławomir Mentzen chciał „położyć wniosek o wyrzucenie Brauna z klubu”, ale prezesa Konfederacji Korony Polskiej uratowało ultimatum postawione przez marszałka Hołownię. Na początku stycznia 2024 roku Wipler pojawił się w „Porannej Rozmowie” w RMF FM, gdzie stwierdził między innymi, że Braun zaszkodził „Polsce, Konfederacji, Krzyśkowi Bosakowi, całej ich formacji” i jego zdaniem „powinien zostać usunięty z klubu”. Wspomniany Mentzen lamentował natomiast, iż w wyniku zachowania Brauna Bosak prawdopodobnie straci stanowisko wicemarszałka (do czego ostatecznie nie doszło), a także ocenił, że owo zdarzenie było „daleko idącym działaniem na szkodę ich partii”.
Werdykt zapadł wcześniej
Obrady sejmowej Komisji, podczas której zajmowano się zaopiniowaniem wniosku prokuratury, jasno pokazały, że chodzi jedynie o stworzenie pozorów, gdyż wszyscy podjęli decyzję już wcześniej. Członkowie przytłaczającą większością odrzucili wniosek, aby Komisja wystąpiła do Prokuratury Okręgowej w Warszawie o udostępnienie dokumentacji w sprawie. Owo rozstrzygnięcie dobrze podsumowały słowa posła Prawa i Sprawiedliwości Marka Suskiego, iż „głosował przeciw, bo ma wyrobione zdanie, widział to w mediach”. Wcześniej Bogdan Zdrojewski z Koalicji Obywatelskiej złożył wniosek formalny o zamknięcie dyskusji i przejście do głosowania, co najpewniej powodowane było szczerym odruchem dobrego serca, ponieważ podobno „kontynuacja tej debaty w taki sposób” miała bardziej „szkodzić panu posłowi [Braunowi – przyp. red.]”.
Skoro członkowie Komisji mieli już „wyrobione zdanie” i spieszno im było do zakończenia dyskusji, nie może dziwić, iż nie przemówiła do nich argumentacja Włodzimierza Skalika, ustanowionego jako obrońcę spośród posłów. Odnosząc się do zarzutu, jakoby Braun „zamachnął się na pokrzywdzoną, uderzył w obojczyk”, Skalik oświadczył „po przeanalizowaniu materiałów”, że „taki czyn nie miał miejsca, jest zmyślony”. Odnosząc się do zarzutu, jakoby Braun miał powiedzieć w kierunku Gudzińskiej-Adamczyk: „tacy jak pani to wstyd, nie powinno was być. Pani nie jest kobietą”, Skalik stwierdził, iż „Braun nie powiedział tych słów, to jest kłamstwo, to jest konfabulacja”. W dalszej części swojego wystąpienia poseł wskazywał, że postawione przez prokuraturę zarzuty „nie mają pokrycia w stanie faktycznym”. Ostatecznie Komisja, w głosowaniu tajnym, zdecydowała o zarekomendowaniu uchylenia immunitetu we wszystkich siedmiu sprawach.
Następnego dnia przewodniczący Komisji, Jarosław Urbaniak z Koalicji Obywatelskiej, który dzień wcześniej wykazał się butą i arogancją wobec posłów Konfederacji, przedstawił sprawozdanie, nad którym – zgodnie z regulaminem Sejmu – nie przeprowadzono już dyskusji. Ostatnie słowo należało do „oskarżonego”. Piętnastominutowe przemówienie Brauna zapewne mogłoby wstrząsnąć izbą i odwrócić losy głosowania, gdyby nie to, iż ławy poselskie świeciły pustkami – a jak mówił poseł Konfederacji – „zjednoczony front chanukowo-eurokołchozowo-wojenno-COVIDowy wydał na niego wyrok” już wcześniej. Braun stwierdził, że w „skleconym akcie oskarżenia przypisano mu szereg czynności niebyłych, czynności, które nigdy nie zaistniały, ba, nawet wypowiedzi, które nigdy nie padły”, a także dodał, iż „prokuratura oparła się na konfabulacjach, zmyśleniach”.
Jak można było się spodziewać, los Brauna był już jednak przesądzony. W czasie głosowania na sali wyczuwalna była atmosfera grozy, wzmocniona odczytywaniem przez marszałka rotacyjnego Szymona Hołownię osobno kolejnych punktów z wniosku prokuratury, po których następowało nerwowe oczekiwanie, nim doszło do nieuniknionego. Sejm wyraził zgodę na pociągnięcie posła do odpowiedzialności karnej we wszystkich siedmiu przypadkach. Przeciw uchyleniu immunitetu głosowało jedynie piętnastu posłów Konfederacji oraz – w jednym punkcie – poseł Suski.
Odegrane role
Nietrudno odnieść wrażenie, iż Braun swoim zachowaniem dokonał niemożliwego, a więc zjednoczenia prawie całej klasy politycznej naszego urokliwego bantustanu. Jeszcze nim wniosek prokuratury oficjalnie wpłynął do Sejmu, ostateczne rozstrzygnięcie sprawy immunitetu posła Konfederacji było wiadome. Głosowanie odbyć się musiało, choć powszechnie było wiadomo, że będzie mieć charakter pokazowy, bo wyniki są już świetnie znane. Nie można się zatem dziwić, że ani apele Skalika o zwrócenie wniosku do prokuratury w „celu naprawienia błędów”, ani przestrogi Brauna, iż „Internet widzi, słucha uważnie i zapamięta”, nie przyniosły rezultatu. Do żadnej zmiany w scenariuszu nie doszło i wszyscy popisowo odegrali przewidywane wcześniej role.