Szczęść Boże wszystkim Polakom, małym i dużym, bez względu na to, jak przyszli na świat, gdzie i kiedy. Im wszystkim – szczęść Boże! Ale biada wam, szanowni Państwo, przejawiający tutaj, w Sejmie, zaciekłość o charakterze wykraczającym niewątpliwie poza zapał, animusz polityczny.
Ten dzień, kolejny, kiedy ta sprawa (m.in. finansowania in vitro) staje tutaj podniesiona przez was na sztandar tak opacznie przez Was pojmowanej wolności i sprawiedliwości – to jest dzień grozy. Dzień grozy, bo „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. I to zbiorowe kłanianie się na początek tej kadencji, kłanianie się Molochowi, ni mniej, ni więcej – to jest coś, co w ludziach, którzy nie zatracili jeszcze właściwego rozumienia tych spraw, budzi grozę!
Chcę przypomnieć, że był już taki moment w historii ludzkości, Kościoła i nauki, które propaganda lewacka-postępacka na siłę ustawiała publicystycznie na kursie kolizyjnym. Otóż na przełomie lat 80. i 90. poprzedniego stulecia na tapetę wzięta była sprawa komórek macierzystych i dobroczynnych efektów korzystania z nich w rozmaitych terapiach. I pamiętacie Państwo, zwłaszcza ci, w moim wieku, że reklamowano wtedy niewątpliwe zalety tych terapii dla chorych na choroby nieuleczalne i przewlekłe. I tylko jeden mały figielek – te komórki macierzyste były wówczas pozyskiwane jako produkt uboczny przemysłu aborcyjnego. I wówczas cały świat postępacki, np. gazeta z ulicy Czerskiej, był zaangażowany w tę kampanię wmawiania publiczności, że oto Kościół Katolicki stoi na przeszkodzie na drodze do szczęścia ludzkości, do leczenia za pomocą komórek macierzystych chorych na białaczkę, na Alzheimera…
Wtedy był cały świat postępu kontra Jan Paweł II. Jan Paweł II, który grzecznie, elegancko i oględnie, jak to On, stwierdzał niegodziwość tego procederu pozyskiwania komórek macierzystych z małych ludzi mordowanych przez przemysł aborcyjny. I wtedy była to tak jasna konfrontacja między Stolicą Apostolską a waszym światem. I co się stało? Minęło zaledwie parę lat i okazało się, że pozyskiwać komórki macierzyste można również na inne sposoby. Że komórki macierzyste można pozyskiwać, niekoniecznie mordując małych ludzi.
/głos z sali z pytaniem do Brauna czy „biskup mu to mówił”/
Proszę o zanotowanie tego w protokole – w tym amoku, zaiste demoniczny pan poseł woła do mnie, czy biskup mi to mówił. Nie, nie biskup – czytałem w „Gazecie Wyborczej”. Czytałem wtedy, że Kościół, ciemnota, klechy, zacofanie, katolicy przeszkadzają, a przecież tylko dzięki aborcji można te komórki pozyskiwać! Otóż okazało się, że nie tylko. I chwała Bogu – komórki macierzyste są w obiegu i jest długa lista chorób, w których leczeniu bądź łagodzeniu można je wykorzystywać. Ale to był właśnie taki moment, kiedy całe „postępactwo” świata rzucało się na Jana Pawła II, rozszarpywało go medialnie na strzępy, ponieważ upierali się, że niegodziwe procedury i terapie są ludzkości nieodzownie i koniecznie potrzebne. Otóż nie są!
In vitro, wracając z tej historycznej wycieczki do współczesności, niczego nie leczy.
/głos z sali, że Braun nosi okulary, które – w domyśle – też nie leczą/
To, że się pan poseł-minister uparł, a pani poseł za nim powtarza… noszę okulary, tak. Stygmatyzacja i wykluczenie, pani marszałek, skarżę się na mobbing! Napadają tu na okularników. Ale jeżeli już chcemy przyjąć tę figurę, którą wyście wprowadzili do tej debaty, to ja powiem tak: owszem, okulary niczego nie leczą, bo wzroku mi nie przywracają, ale widzi pani – używam okularów, ale nie podniosłem ich z tej sterty oprawek, która leży w Oświęcimiu. Tego nie zrobiłem. Dziękuję bardzo!