We Francji ważne decyzje dla Republiki zapadają czasami większością jednego głosu. Tak było u zarania Republiki ze skazaniem na śmierć króla Ludwika XVI, tak stało się ostatnio z nominacją nowego szefa Rady Konstytucyjnej, progresywnego socjalisty Ferranda. Czy różnica jednego głosu przy tak ważnych decyzjach to dowód na siłę demokracji, czy też na jej przypadkowość i słabość?
Takie pytania rodzi nominacja Richarda Ferranda na stanowisko przewodniczącego Rady Konstytucyjnej. Był to kandydat Emmanuela Macrona, za którym w połączonej komisji Senatu i izby niższej padło 59 głosów (próg trzech piątych), ale 58 parlamentarzystów zagłosowało przeciw. W sumie wystarczyłby jeden dodatkowy głos, aby wykluczyć kandydata Macrona z wyścigu o to ważne stanowisko.
Nie jest to jednak żadne zwycięstwo demokracji, ale wynik zakulisowych gier i układów. Okazało się, że kilku posłów prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN) wstrzymało się od głosu, co uratowało kandydata Macrona. Deputowana skrajnie lewicowej Zbuntowanej Francji (LFI) Mathilde Panot, oskarżyła natychmiast Richarda Ferranda, że jest „sponsorowany” przez partię Marine Le Pen.
We Francji nie po raz pierwszy o tak ważnych sprawach zadecydował właśnie jeden głos. Zaczęło się od egzekucji Ludwika XVI w 1793 r. W Konwencie zasiadał m.in. jego kuzyn, książę Orleanu, o przydomku „Philippe-Égalité”, który uznał swojego kuzyna winnym „spisku przeciwko wolności publicznej i ataku na ogólne bezpieczeństwo państwa” i zagłosował za jego śmiercią 17 stycznia 1793 r. W sumie na 720 deputowanych, 361 opowiedziało się za zgilotynowaniem Króla, co stało się cztery dni później na obecnym Place de la Concorde w Paryżu.
Jednym głosem powstała także „Republika Francuska”. W styczniu 1875 przegłosowano taki ustrój i zapis w konstytucji w trakcie wojny francusko-pruskiej także jednym głosem. Kłótnie między orleanistami i legitymistami, spowodowały, że nadzieje na powrót monarchii projekt restauracji upadł. Za „republiką” zagłosowała część… skłóconych rojalistów.
Także w wieku XXI decydował już jeden głos. W 2008 w taki sposób została przyjęta ostatnia „reforma konstytucyjna” zgłoszona przez prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. Do zmiany tekstu z 1958 r. wymagana była większość trzech piątych głosów, udało się ją osiągnąć przewagą jednego głosu (539 za, 357 przeciw) na 896 oddanych głosów. Przeciw była cała lewica, ale wyłamał się z tego obozu Jack Lang, wówczas poseł Partii Socjalistycznej z Pas-de-Calais. Wygrana w systemie demokratycznym jednym głosem mogłoby by być pięknym przykładem tej zasady, ale każde z tych głosowań pokazuje, że tak naprawdę, za wynikiem stała korupcja i przekupstwo polityczne…
Źródło: Le Figaro