François Bayrou zaczął urzędowanie w roli premiera Francji od historycznie niskiego poparcia. Niższe notowania w historii miał tylko Michel Debré, szef rządu w latach 1959–1962. Z sondażu IFOP wynika, że z nominacji François Bayrou niezadowolonych jest 66 proc. Francuzów. Jego poprzednik Michel Barnier martwił się we wrześniu 2024 roku „tylko” 55 proc. niezadowoleniem. Każdy nowy premier nominowany przez prezydenta Macrona budzi coraz mniej nadziei i coraz więcej obaw. I tak jeszcze wcześniejszy premier Gabriel Attal miał na starcie 46 proc. negatywnych opinii, a jego poprzedniczka Élisabeth Borne 43 proc. Obecnie perspektywa przyspieszonych wyborów wydaje się jedynym rozwiązaniem.
Wygląda też na to, że nowy premier nie może liczyć ani na „efekt nowości”, ani na stabilne poparcie parlamentu. Z jednej strony musi czynić pewne koncesje na rzecz części lewicy, z drugiej brać pod uwagę postulaty Zjednoczenia Narodowego (RN). Barnier, który usiłuje jakoś balansować między parlamentarnymi stronnictwami, przegrał głosowanie w sprawie budżetu, bo przeciw zagłosowała lewica, ale też partia Marine Le Pen. To samo badanie IFOP, co cytowane na początku artykułu, twierdzi, że lekko „w górę” drgnęło prezydentowi. Emmanuel Macron odnotował wzrost miesiąc do miesiąca o dwa punkty procentowe zadowolenia Francuzów. Jest to jednak obecnie poziom zaledwie 24 proc.!
Bayrou i „przepowiednia” Houellebecqa
Trzeba uczciwie powiedzieć, że zmiana na stanowisku premiera Francji jest mocno „kosmetyczna”. François Bayrou, lider MoDemu, czyli Ruchu Demokratycznego od samego początku wspierającego obóz prezydencki, zastąpił Michela Barniera z Partii Republikańskiej. Obydwaj panowie są politykami centrowymi związanymi politycznie z Macronem, chociaż Bayrou ma poglądy bardziej lewicowe, ale równocześnie przyznaje się do np. katolicyzmu!
Wobec kandydatury Bayrou prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN) wykazało się instynktem państwowym i dało Bayrou szansę. Nie opowiada się a priori „nie”, ale to, jak będzie głosować, uzależnia od poszczególnych propozycji nowego premiera. Przypomnijmy, że rząd Barniera upadł, bo nie zgodził się na pełną rewaloryzację emerytur, o co wnioskowała partia Marine Le Pen. Na marginesie wyboru nowego premiera, niektórzy przypominają jednak, że pisarz Michel Houellebecq w swojej profetycznej powieści „Uległość” o przejęciu władzy w kraju przez islamistów już „przepowiedział”, że Bayrou będzie premierem i nie jest to kontekst dla tego polityka zbyt sympatyczny.
W książce „Submission” z 2015 roku, powieściopisarz wyobraził sobie, że „ten stary polityk z Béarnais”, zostaje wyznaczony na premiera przez islamistycznego prezydenta, który doszedł do władzy w 2022 r., dzięki sojuszowi tradycyjnych partii z „Frontem Muzułmańskim”. Michel Houellebecq w swojej politycznej powieści „Uległość” przedstawił obraz postępującej islamizacji Francji. W 2022 r. do władzy miał dojść niejaki Mohammed ben Abbes z partii „Bractwo Muzułmańskie”. Został prezydentem, bo „tradycyjne” partie od lewicy po centrum nie chciały wygranej prawicowego Zjednoczenia Narodowego i poparły muzułmanina. Warunkiem ze strony „partii republikańskich” było właśnie powołanie na premiera, polityka z ich obozu i wyznaczono na niego… François Bayrou.
Pisarz umieścił w książce mocno kpiący portret obecnego premiera: „Stary polityk z Béarnais, pokonany praktycznie we wszystkich wyborach, w których kandydował przez około trzydzieści lat, pracował nad kultywowaniem swojego wizerunku przy współudziale różnych czasopism, gdzie był regularnie fotografowany, wsparty na lasce pasterskiej, ubrany w pelerynę w stylu Justina Bridou, na tle łąk i pól uprawnych, przeważnie w Labourd. W swoich licznych wywiadach starał się promować wizerunek człowieka, który jest stanowczy”. Są i mocniejsze fragmenty o tym, że Bayrou „myśli, że jest Henrykiem IV”, a nawet że jest „idealnie głupi” ze względu na swój charakter: „To, co jest niezwykłe w Bayrou i co czyni go niezastąpionym, to to, że jest całkowicie głupi, jego projekt polityczny zawsze ograniczał się do jego własnego pragnienia dostępu w jakikolwiek sposób do władzy…” Teraz ten prawdziwy, nieliteracki Bayrou dostęp do takiego urzędu otrzymał, chociaż prezydentem nie jest islamista, lecz Macron…
Bayrou i pewna historia z 2002 roku
W 2002 roku Bayrou wystartował w wyborach prezydenckich, jednak w czasie kampanii wyborczej doszło do wydarzenia, które mocno podkopało jego popularność. W czasie pobytu w Strasburgu uderzył w tłumie nastoletniego chłopca w twarz. Sprawa była głośna, a incydent pokazywały media. Śniady chłopiec miał sięgać w tłoku do kieszeni polityka, na co ten zareagował lekkim uderzeniem go i stwierdzeniem – „nie okradniesz mnie”. „Ofiarą” polityka był wówczas niejaki Yacine G. Teraz okazuje się, że to dziecko uderzone przez nowego premiera podczas kampanii prezydenckiej w 2002 r., odsiaduje… karę 10 lat więzienia za handel narkotykami. Zaczynał jednak jako domorosły „kieszonkowiec” od razu od próby okradzenia ważnego polityka.
Yacine miał wówczas jedenaście lat. W maju 2022 r. skazano go już na 10 lat więzienia za handel narkotykami. Dzisiaj to już 31-letni mężczyzna, który otrzymał najsurowszy wyrok z grupy siedmiu mężczyzn i trzech kobiet, którzy stali na czele siatki przemytu migrantów pomiędzy Holandią a Alzacją. Trzydziestolatek został aresztowany w 2021 r. po tym, jak przez kilka lat ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości za handel narkotykami. Nowa sprawa rozszerzyła jego kartotekę kryminalną. Zaczął od kieszeni premiera Bayrou, ale później jego „kariera kryminalna” przyspieszała. W 2012 roku został po raz kolejny skazany przez Sąd Karny w Strasburgu na cztery miesiące więzienia za „przemoc i znieważanie funkcjonariuszy policji”. Do tego momentu miał już na koncie sześć wyroków skazujących, w tym jeden za obrazę sądu, ale jeszcze jako młodociany.
Wszystko zaczęło się jednak od tego, że Yacine G. „spotkał się” z nowym premierem, gdy ten w 2002 prowadził kampanię przed wyborami prezydenckimi w „popularnej” dzielnicy La Meinau. Klaps od kandydata wyraźnie nie podziałał na „kieszonkowca”, ale moment ten uchwyciły kamery telewizji i stał się głośny. Polityk musiał się gęsto tłumaczyć i twierdził, że nie było to „uderzenie”, ale „ojcowski gest dyscyplinujący” małolata. Przyłożył chyba jednak zbyt lekko i jako „ojciec” się niezbyt sprawdził, bo chłopak skręcił i tak na złą drogę. W dzielnicy przylgnął natomiast do niego przydomek „Bayrou”. Obecnie Yacine „Bayrou” przebywa w więzieniu w Strasburgu. Podobno próbował uciec, ale przeskakując wysoki mur w areszcie śledczym w Sarreguemines, uszkodził sobie śledzionę i był o krok od śmierci. Historia jego życia pozwoliła jednak obecnie „rozgrzeszyć” premiera z niezbyt udanego jak na polityka gestu z 2002 roku.
Nieznane oblicze Macrona
Ciekawych rzeczy można było się dowiedzieć ostatnio o prezydencie Macronie. Kilka smakowitych plotek zamieścił dziennik „Le Monde”. „Mały pedał”, „duży pedał” – takie określenia miały krążyć między Macronem, a jego doradcami na temat głównego lokatora Matignon, którym był premier i homoseksualista Gabriel Attal. Siedziba premiera miała też być określana jako „klatka wariatek”. „Le Monde” krytykuje „homofobiczny język”, jakim posługiwali się prezydent Republiki i jego doradcy podczas kilku spotkań w Pałacu Elizejskim, gdy premierem był Gabriel Attal. W rozdziale zatytułowanym „Prezydent i jego sobowtór”, „Le Monde” szczególną uwagę poświęcił językowi prezydenta Republiki, którego miał używać m.in. na wieczornych spotkaniach przy alkoholu z byłym dziennikarzem Bruno Rogerem-Petitem.
Według gazety w Pałacu Elizejskim powstał rodzaj „męskiego klubu”, w którym miała panować „atmosfera koszarowa”. Wieczorem prezydent spotykał się na luzie z doradcami, aby oderwać się od codzienności po wyczerpującym dniu. Według dziennika panowie używali takich zwrotów, jak „mały pedał” i „duży pedał”, „przy japońskiej sake czy szkockiej whisky”. Pałac Elizejski stanowczo zaprzeczył tym doniesieniom, ale wiadomo, że można wierzyć tylko „zdementowanym wiadomościom”. Informacje „Le Monde” oburzyły rzecz jasna stowarzyszenie LGBTQ+.
Na tym jednak nie koniec dziennikarskiego śledztwa „Le Monde”. W kolejny odcinku zaatakowano Macrona za „kontrowersyjne wypowiedzi na temat imigracji”, na co Pałac Elizejski także reagował zaprzeczeniem. Gazeta przypomniała, że w kampanii wyborczej w 2017 r. Emmanuel Macron obiecywał „otwarte społeczeństwo”, w którym „niezależnie od pochodzenia wszyscy mają żyć wspólnie”. „Le Monde” twierdzi, że w wywiadzie prezydenta z października 2019 r., dla magazynu „Valeurs Actuelles”, Macorn używał pejoratywnego słowa „rabzouz” w odniesieniu do Francuzów pochodzących z Maghrebu. Termin ten został usunięty z tekstu wywiadu w czasie jego autoryzacji przez Pałac Elizejski. W 2023 r. Emmanuel Macron wypowiadając się na temat służby zdrowia, miał powiedzieć, że „problemem z izbami przyjęć w tym kraju jest to, że są pełne różnych Mamadou” (synonim imigranta z Afryki). Kiedy minister zdrowia Aurélien Rousseau próbował złagodzić te uwagi, mówiąc , że „to nie najważniejszy problem szpitala”, prezydent miał brnąć dalej, kpiąc: „Tak, tak, wkrótce zobaczysz!”. Takich wypowiedzi miało być więcej. Ciekawe tylko, czy „Le Monde” chce podreperować takimi plotkarskimi artykułami wizerunek prezydenta Macrona, czy też go bardziej popsuć?
Prezydent dostał „bransoletkę”, ale straci inną błyskotkę
Tym razem nie chodzi już o Macrona, ale jego dawnego poprzednika Nicolasa Sarkozyego. Francuski Sąd Kasacyjny odrzucił 18 grudnia apelację Sarkozy’ego w sprawie afery podsłuchowej, co zatwierdza wydany wcześniej wyrok trzech lat więzienia, w tym jednego roku realnego pozbawienia wolności. Sarkozy ma go odbywać w „bransoletce elektronicznej” w domu. Były prezydent Francji zapowiedział jeszcze odwołanie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC).
Bransoletka Sarkozyego specjalnie nie upiększy, a co więcej taka „biżuteria” być może będzie mu musiała zastąpić innego rodzaju ozdoby, w tym Legię Honorową – odznaczenie, które otrzymał w 2007 r. w wysokiej randze Wielkiego Krzyża. Wyrok jest ostateczny i może skutkować cofnięciem 69-letniemu byłemu prezydentowi najwyższego francuskiego odznaczenia. Decyzja sądu stawia Sarkozyego w sytuacji dość niewygodnej.
Zasady Kodeksu Legii Honorowej, Medalu Wojskowego i Narodowego Orderu Zasługi, przewidują cofnięcie tych odznaczeń osobie prawomocnie skazanej z „automatu”. Artykuł 91 Kodeksu stanowi, że „osoby skazane za przestępstwo [oraz] skazane na karę pozbawienia wolności bez zawieszenia na okres równy lub dłuższy niż jeden rok, są wyłączone” z kapituły, a to drugie kryterium dotyczy polityka. W praktyce jednak wdrożenie takiej sankcji może okazać się skomplikowane. Zgodnie z artykułem 106 Kodeksu Legii Honorowej wykluczenie i zawieszenie następuje w drodze dekretu Prezydenta Republiki. Później powinien on być jeszcze opublikowany w Dzienniku Urzędowym. Czy jednak Emmanuel Macron podejmie „niezbędne kroki”, aby zabrać Sarkozyemu odznaczenie? Wątpliwe, chociaż w historii tego odznaczenia, kilka osobistości straciło Legię Honorową w wyniku otrzymania wyroków skazujących. Dotyczy to m.in. Claude Guéanta, byłego ministra spraw wewnętrznych w rządzie Nicolasa Sarkozy’ego Isabelle Balkany, żony byłego mera miasta Levallois-Perret, Patricka Balkany’ego (korupcja) czy Maurice Papona (prefekt skazany za kolaborację w czasie II wojny i pomoc w holocauście). Nicolas Sarkozy byłby też drugim prezydentem Republiki, który stracił Legię. W historii zabrano to odznaczenie już marszałkowi Philippe’owi Pétainowi.