Po niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego głos zabrał Przemysław Wipler. Z ust posła Konfederacji padły wymowne słowa.
– Nie startowałbym, gdyby było ryzyko, że wezmę mandat – oświadczył w rozmowie z Interią Wipler, który rzeczywiście europosłem nie został.
Polityk kandydował z okręgu nr 1 – obejmującego woj. pomorskie. – Umiem liczyć. W wyborach do Parlamentu Europejskiego chciałem budować i wzmacniać listę. Wziąłem jeden z najgorszych okręgów, pomorski, bo jeden z najmniejszych. Ordynacja do europarlamentu jest bardzo niesprawiedliwa – powiedział.
– Ci, którzy startują z małych okręgów, wspierają koleżanki i kolegów z większych okręgów. Taka była nasza rola – dodał. Wipler zaznaczył, że aby mógł on objąć mandat z tego okręgu, Konfederacja musiałaby zdobyć 16-18 proc. w skali całego kraju.
Wipler podkreślił też, że „ma z czego wydawać”, więc mógł sobie pozwolić na prowadzenie kampanii wyborczej. – Jestem w takiej sytuacji osobistej, że nie dla pieniędzy wróciłem do polityki. Miałem je poza polityką – stwierdził.
Poseł zapewniał, że „chce pracować nad legislacją”, do polityki wrócił, „żeby pracować w Sejmie”.
– Zmieni nam się klub, będziemy mieć nowych posłów w miejsce tych, którzy zostaną europosłami. Czeka nas nowe otwarcie – wskazał.
Przypomnijmy, że mandat europosła obejmie Grzegorz Braun, który zdobył najwięcej głosów wśród kandydatów Konfederacji – 113 tys. Ławy sejmowe opuści też Stanisław Tyszka.
Sośnierz traci „pewny” mandat. Braun jedzie do eurokołchozu. PKW podała oficjalne wyniki