Strona głównaMagazynWojowniczy Macron

Wojowniczy Macron

-

- Reklama -

O tym, że Francuzi nie są zbyt wojowniczy, wiadomo od czasów, kiedy to „nie chcieli umierać za Gdańsk”. Ich prezydent dokonał jednak transformacji i trochę „odleciał”, sugerując po spotkaniu z przywódcami UE, że nie nie jest wykluczone w sprawie Ukrainy nawet wysyłanie tam żołnierzy NATO. Od tej propozycji odcięli się niemal wszyscy obecni na spotkaniu, łącznie z prezydentem RP Andrzejem Dudą. Na Macrona posypały się gromy ze strony opozycji prawicowej i lewicowej.

Z prezydentem nie zgadzają się też sami Francuzi. W sondażu CSA wyszło, że 76 proc. Francuzów sprzeciwia się wysłaniu wojsk francuskich na Ukrainę w kontekście wojny z Rosją. W przypadku francuskich „misji” np. w Afryce liczby te były znacznie bardziej zróżnicowane, co trochę świadczy o „realizmie” tej nacji. Z sondażu CSA wynika, że więcej niż trzech na czterech Francuzów jest zdania, że nie powinno się wysyłać wojsk francuskich żołnierzy na Ukrainie w jej wojnie z Rosją. Jednak warto zauważyć i to, że 23 proc. respondentów uważa, że możliwe jest wysyłanie francuskich żołnierzy na tereny objęte wojną.

Co ciekawe, sprzeciw jest większy wśród mężczyzn. 77 proc. z nich jest przeciw, podczas gdy ten odsetek u kobiet wynosi 75 proc. Różnice są jeszcze bardziej widoczne, gdy analizuje się dane według wieku. Przeciw jest niecałe 70 proc. osób w grupie poniżej 30. roku życia. Za to w przedziale wiekowym od 50 do 64 lat sprzeciw wzrasta aż do 85 proc. Bardziej przeciwni interwencji są wyborcy prawicy (81 proc.). W tym przeciw jest 76 proc. respondentów bliskich centroprawicowym Republikanom i aż 84 proc. sympatyków Zjednoczenia Narodowego. Na lewicy sprzeciw spada do 67 proc. Wśród zwolenników Partii Socjalistycznej nawet do 65 proc. Bardziej pacyfistyczni są Zieloni. Sprzeciw wobec wysłania francuskich wojsk na Ukrainę zgłasza 78 proc. ankietowanych bliskich partii Europe-Écologie-Les Verts (EELV).

Olimpiada w Paryżu

Zagrożenia igrzysk są dość różne. Od terrorystów, po… związkowców. „Strajku w czasie igrzysk nie będzie” – zapewnia Minister Transportu Patrice Vergriete i zapewnia, że „nie wierzy, że robotnicy, pracownicy i związki zawodowe zagrożą wizerunkowi Francji”. Na wszelki wypadek będzie jednak możliwość ściślejszej kontroli prawa do strajku w transporcie.

Strajki są we Francji niemal codziennością, a w przypadku transportu znacznie komplikują życie mieszkańców. Olimpiada może być więc dla syndykatów okazją do dodatkowego szantażu i wymuszenia na władzy kolejnych podwyżek. Dla organizatorów igrzysk w Paryżu byłaby to jednak katastrofa. Wykorzystywanie sytuacji jest dla związków zawodowych czymś naturalnym. Można tu przypomnieć strajk kontrolerów, który poważnie zakłócił ruch pociągów, akurat na rozpoczęcie zimowych ferii w dniach 16-18 lutego.

Obawa o igrzyska spowodowała, że politycy zaczęli podnosić kwestię dodatkowego uregulowania prawa do strajku. Minister transportu Patrice Vergriete nie chce jednak zmieniać prawa gwarantowanego w konstytucji, ale jej wiara w dobrą wolę syndykalistów może się okazać złudna. Minister mówił, że chce związkom „zaufać”, a np. koleje francuskie SNCF to dla niego „część dziedzictwa narodowego” i liczy na „odpowiedzialność ze strony kierownictwa i związków zawodowych”. Dodaje, że „strajk musi być ostatecznością” i dlatego „nie martwi się” o transport podczas igrzysk olimpijskich. Minister Vergriete dodał, że sam wywodzi się „z klasy robotniczej i ani przez chwilę nie wierzy, że robotnicy, pracownicy czy związki zawodowe, zagrożą wizerunkowi Francji, wizerunkowi ich firm w oczach całego świata”. „Strajku nie będzie” – zapewnia.

Jednak nie wszyscy politycy podzielają optymizm Patrice’a Vergriete. Pojawił się nawet projekt ustawy mającej na celu zakazanie strajków np. w dni świąteczne i ferie oraz wakacje szkolne. Senator Republikanów Stéphane Le Rudulier mówił, że letnie Igrzyska Olimpijskie mogą być okazją do „szantażu związków zawodowych wobec władzy wykonawczej”. Z kolei polityk lewicowej formacji Zbuntowana Francja (LFI) deputowana Mathilde Panot wprost zachęcała Francuzów do antyrządowego strajku i to zarówno przed, jak i w trakcie igrzysk olimpijskich…

Większym zagrożeniem jest jednak możliwość aktów terrorystycznych. Okazuje się, że MSW w zabezpieczeniu igrzysk sięga po „inteligentne kamery”. Na razie to precedens, a przymiarka do użycia takich narzędzi inwigilacji miała miejsce podczas koncertu paryskiego Dépêche Mode. I pomyśleć, że jeszcze nie dawno krytykowali za to samo we Francji komunistów z Pekinu.

Igrzyska Olimpijskie Paryż 2024 obsłużą „inteligentne” kamery. Oczywiście z „zastrzeżeniami”, że chodzić będzie tylko o szczególne przypadki i to za każdym razem na mocy dekretu prefektury, „w zależności od ryzyka”. MSW zakłada wdrożenie eksperymentalnie systemu obserwacji na czas igrzysk w Paryżu w 2024 r. Obrazy z kamer będą przetwarzane za pomocą sztucznej inteligencji i mają umożliwić wykrywanie nawet najmniejszych podejrzanych ruchów i działań.

Po raz pierwszy we Francji kamery monitoringu wyposażone w system sztucznej inteligencji, które mają „wzmocnić bezpieczeństwo olimpiady”, były testowane na pełną skalę 3 i 5 marca przy okazji koncertu grupy Dépêche Mode w Paryżu. Podczas tego wydarzenia zostało rozmieszczonych sześć kamer wokół hali widowiskowej Accor-Arena w Bercy. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych podało, że celem było przeprowadzenie szeregu „kalibracji” w celu „oceny zdolności operacyjnych” tego rozwiązania technicznego. Kolejny próg inwigilacji zostaje pokonany, chociaż na razie z pewnymi zastrzeżeniami. Wprowadzono m.in. zakaz „rozpoznawania twarzy”, a użycie systemu będzie dozwolone wyłącznie w ośmiu konkretnych celach, jak np. wykrywanie podejrzanych „ruchów tłumu”, „forsowanie zabezpieczeń”, „podpalenia” czy „obecność nieuprawnionej osoby w obszarze zabronionym”.

Wykorzystywanie „inteligentnych kamer” ma dotyczyć dodatkowo nie całej olimpiady, ale każdorazowego wydarzenia sportowego z nią związanego, na mocy dekretu prefektury w zależności od oceny ryzyka. Z tekstu ustawy wynika, że Minister Spraw Wewnętrznych będzie zobowiązany do „ogólnego informowania społeczeństwa o zastosowaniu algorytmicznego przetwarzania obrazów zebranych za pomocą systemów monitoringu wizyjnego i kamer zainstalowanych na pokładach statków powietrznych”.

Argumenty o pojawieniu się we Francji systemu „Wielkiego Brata” zbyto tym, że sam monitoring na żywo tak wielkiego wydarzenia jest „fizycznie niemożliwy”. Zabezpieczeniem ma też być „brak rozpoznawania twarzy i danych biometrycznych”, a sam system nie zostanie zainstalowany na stałe. Dodatkowo nad jego wykorzystywaniem ma też czuwać powołana 16 lutego niezależna komisja, której przewodniczy Christian Vigouroux, a która ma też mieć w swoim składzie deputowanych, w tym również z opozycji.

MSW zapłaciło za system „algorytmicznego nadzoru wideo” igrzysk czterem firmom 8 milionów euro. W przetargu wyszczególniono także szkolenie „pracowników terenowych”, takich jak funkcjonariusze policji krajowej i miejskiej, żandarmerii, służb bezpieczeństwa SNCF i RATP. Wśród wybranych firm znalazła się grupa Chapsvision specjalizująca się w analizie danych, która oferuje francuską alternatywę dla amerykańskiego giganta Palantir, z którego usług korzysta wiele służb wywiadowczych.

Pozytywny skutek protestów rolniczych

Steki, kiełbaski, boczek – takie nazwy będą zarezerwowane dla steków, kiełbas i boczku, a nie „zastępczych” produktów bezmięsnych. Rozmaite „kiełbaski” jarskie, często na bazie białka grochu lub soi, nie będą mogły być już sprzedawane pod nazwą „kiełbasa”. Nastąpi koniec roślinnych steków, wegańskich kiełbasek, boczku bez mięsa, przynajmniej we Francji.

Rząd opublikował pod koniec lutego nowe rozporządzenie zabraniające używania nazw kojarzących się z produktami pochodzenia zwierzęcego w odniesieniu do tych, które mięsa nie zawierają. To efekt uboczny silnych protestów rolników i hodowców. Ich skala i natężenia spowodowały, że francuski rząd szuka różnych „ustępstw”, by uspokoić nastroje producentów rolnych. Są to często pół-środki, jak odroczenie spłat kredytów rolniczych, ulgi w cenach paliwa, dodatkowe dotacje dla winiarzy. Teraz doszedł zakaz używania nazw potraw mięsnych przez producentów żywności wegańskiej.

Problem protestów rolników pozostaje, chociaż Paryż naciskał też np. w Brukseli na odroczenie ugorowania 4 proc. ziemi. Wprowadzono też pewne zmiany w zakazach używania środków ochronnych. Polityka rządu polega głównie na przekierowywaniu gniewu rolników na „zagraniczną konkurencję” (ma być np. wprowadzony zakaz importu produktów traktowanymi pestycydami zakazanymi we Francji) czy na sieci dystrybucji handlowej (znakowanie produktów francuskich).

Wśród pomysłów powstrzymania gniewu rolników znalazła się też „nieuczciwa konkurencja” żywności wegetariańskiej. Koniec pseudo-szynek, pseudo-boczku i pseudo-kiełbas, trzeba przyjąć akurat z uznaniem. Weganie muszą teraz wymyślać swoje własne nazwy. Mała rzecz, a cieszy, bo przy tej okazji „świat postępu” ponosi porażkę w sferze języka i stosowanej przez lewicę taktyki zmiany znaczeń słów i terminów. Zaczęło się od kiełbasy, ale może przyjdzie pora na nazywanie i innych rzeczy po imieniu?

Niebezpieczna przestrzeń publiczna

W ostatnim roku gwałcili w Paryżu w miejscach publicznych blisko 100 razy. Podobnie było w 2022, ale podobno „profil napastników się zmienił”. Takie dane ujawniła Komenda Główna paryskiej policji.

W 2023 r. w stolicy odnotowano 93 przypadki gwałtu w miejscach publicznych. Liczba ta jest jednak niższa w porównaniu z rokiem 2021, w którym popełniono 104 gwałty. W 2022 r. odnotowano 92 gwałty. Jednak profil napastników znacznie się zmienił. „Dzisiaj w Paryżu są to w dużej części cudzoziemcy, bez legalnego prawa pobytu, z fali niedawnej imigracji, którzy wjechali na terytorium Francji w sposób nielegalny” – mówiła Linda Kebbab, delegat krajowy związku zawodowego policji SGP.

Według badania Krajowego Obserwatorium Przestępczości i Reakcji Karnych (ONDRP) opublikowanego jeszcze w 2016 roku ponad 70 proc. gwałtów ulicznych w stolicy ma miejsce w nocy. Policja skupia się jednak na tzw. „przemocy domowej”. W 2019 r. pojawiła się tzw. ustawa Grenelle w sprawie przemocy domowej, która zakładała m.in. szkolenie funkcjonariuszy w zakresie przyjmowania skarg dotyczących gwałtów. Wprowadzono zmiany ułatwiające składanie skarg, w tym celu powołano nawet platformę internetową „Zatrzymajmy przemoc” (umożliwia zdalną rozmowę z policjantem przed wizytą na na komisariacie). Środki te miały służyć tzw. przemocy domowej, bo gwałt w miejscu publicznym długo był traktowany jako zjawisko marginesowe.

Dane te wskazują, że tylko w Paryżu dochodziło jednak do 2-3 gwałtów tygodniowo. Jednak liczba różnych „napaści na tle seksualnym” w miejscach publicznych stolicy to już 656 przypadków (691 w 2022 r.), czyli prawie dwa przypadki dziennie i liczba ta rośnie.

Defenestracje nadal modne w polityce

Defenestracja, czyli wyrzucenie przez okno, kojarzone jest głównie z czeską Pragą. Tzw. defenestracje praskie miały miejsce w historii trzykrotnie. Nic dziwnego, że ten sposób uprawiania polityki został nawet nazwany „more Bohemico”, ale przyjmuje się i w innych krajach i to do dziś dnia…

Pierwsza defenestracja praska miała miejsce w 1419, w czasie powstania husyckiego i jej ofiarą byli rajcowie-katolicy. Druga defenestracja praska to wyrzucenie z okna zamku na Hradczanach w 1618 roku dwóch cesarskich namiestników. Pomimo upadku z wysokości kilkunastu metrów urzędnikom nic się nie stało… Wreszcie trzecia defenestracja praska to wyrzucenie przez okno przez komunistów ministra spraw zagranicznych Czechosłowacji Jana Masaryka, syna prezydenta Tomasza, który zginął.

Teraz mamy jednak do czynienia także z defenestracją we Francji, do której doszło podczas posiedzenia rady miejskiej w Challes niedaleko Le Mans. Radni sobie spokojnie obradowali, kiedy za oknem rozległa się seria wybuchów petard, która skojarzyła im się z wystrzałami z karabiny maszynowego. Francuscy rajcowie powyskakiwali więc przez okna. Niestety jedna z radnych, 40-letnia kobieta, doznała poważnych złamań i trafiła do szpitala. Pozostałym nic się nie stało. Była to „auto-defenstracja”, która jednak pośrednio pokazuje stan nerwów francuskich polityków.

Śledztwo powierzono żandarmerii z departamentu Sarthe i ma dotyczyć „umyślnej przemocy wobec osób sprawujących władzę publiczną” – jak podała prokuratura z Le Mans. Trochę nie wiadomo, czy radnych chciano postraszyć, czy też miał miejsce zbieg okoliczności. Niedawno z inicjatywy Senatu za takie przestępstwo przemocy m.in. wobec lokalnych radnych znacznie podwyższono kary. Najpierw trzeba jednak sprawców złapać, a we Francji wybuchy petard to akurat niemal codzienność.

Najnowsze