Kogo można zapraszać do programów, a kogo nie? Komu wolno udzielać głosu w debacie publicznej, a komu nie? Gdzie kończy się granica wolności słowa? O tym dyskutowali Monika Jaruzelska, Dominika Sitnicka, Łukasz Warzecha i Cezary Łazarewicz na antenie Kanału Zero.
Prowadzący program „Trzecie Śniadanie” Marcin Meller zaprosił publicystów z dwóch „baniek” – z jednej strony wypowiadali się Warzecha i Jaruzelska, z drugiej Łazarewicz i Sitnicka. Punktem wyjścia do rozmowy były programy Jaruzelskiej, która – zdaniem części opinii publicznej – zaprasza „niewłaściwe” osoby i daje im głos.
Oburzona sposobem działalności Jaruzelskiej jest reprezentująca lewą stronę Sitnicka z portalu oko.press. – Nie warto dawać platformy do rozmowy każdemu. Są osoby takie, które posługują się mową nienawiści – warto temu dawać odpór – czy też szerzą różnego rodzaju propagandę, w tym tę bardzo niebezpieczną w kontekście, kiedy mamy wojnę zaraz przy granicy – powiedziała na początku.
Jako przykład podała zaproszenie przez Jaruzelską Wojciecha Olszańskiego, znanego w internecie pod pseudonimem „Jaszczur„. – To osoba niebezpieczna, która grozi ludziom, grozi osobom publicznym, osobom prywatnym. Obejrzałam tę rozmowę i mój główny zarzut jest taki, że pani nie zadaje tam mu pytań, nie konfrontuje go z tym, co on opowiada, a opowiada zupełnie szalone rzeczy. Wiadrami wylewa teorie, że NATO jest agresorem, że Rosja tak naprawdę tylko się broni, że zaraz będziemy mieli wojnę w Polsce, bo Stany Zjednoczone tego chcą. To jest rodzaj propagandy stosowanej przez Rosję, żeby usprawiedliwić tę wojnę – mówiła Sitnicka.
Z takim podejściem nie zgodził się Warzecha. – To są cenzorskie zapędy. Mamy wolność słowa, mogą różne skrajne poglądy funkcjonować, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy – powiedział.
Odnosząc się do zarzutu Sitnickiej, że Jaruzelska nie zadaje konfrontacyjnych pytań, Warzecha powiedział: – Są różne modele dziennikarstwa. Jest model konfrontacyjny w stylu Moniki Olejnik, czyli dziennikarz wchodzi w rolę jednego poglądu, kłóci się ze swoim gościem w imię jedynie słusznej racji. Jest też model bardziej wycofany, który prezentuje Monika Jaruzelska albo który zaprezentował w wywiadzie z Putinem Tucker Carlson. Teraz możemy sobie zadać pytanie: czy ten wywiad powinien się odbyć czy nie? Pani Dominika Sitnicka pewnie powie, że nie, bo straszny dyktator i tak dalej. My się jednak z tego wywiadu dużo dowiedzieliśmy.
Marcin Meller, w imieniu kolegi, którego nazwiska nie wymienił, zapytał Jaruzelską, dlaczego co drugi zapraszany przez nią gość to „naziol”.
Odnosząc się do pytania Mellera oraz wcześniejszych wypowiedzi, Jaruzelska powiedziała: – Trochę mam dosyć tłumaczenia się. Całe życie musiałam tłumaczyć się za gen. Jaruzelskiego, a teraz np. za Grzegorza Brauna czy Jerzego Urbana. Dziennikarstwo, jakie uprawiam, będę nadal uprawiała. Chcę mieć widzów, którzy sami wyciągają wnioski. Mogę więcej mówić, zadawać więcej pytań, kiedy mam gościa, który tego potrzebuje. Jeżeli jednak mam gościa, który lubi monologować, to ja go chcę pokazać jako osobę, która nie jest skłonna do dialogu, tylko monolog jest formą jego wypowiedzi. Staram się być „lustrem” dla gościa, żeby widzowie zobaczyli go w najbardziej naturalnej sytuacji. Żaden człowiek, który jest od razu kontrowany, nie pokaże się do końca. Pokazujemy się wtedy, kiedy dostaniemy na to przestrzeń – podkreśliła.
Ponadto Jaruzelska zwróciła uwagę, że osoby, które zarzucają jej zapraszanie „niewłaściwych” gości – zwróciła się m.in. do siedzącej w studio Sitnickiej – nie zwracają uwagi, że zaraz potem zapraszane są skrajne osoby z drugiej strony.
– Jak był Grzegorz Braun, to następnym gościem był Jarosław Papis-Rozenbaum, z Gminy Żydowskiej w Łodzi. Kiedy jest ktoś o konserwatywnych poglądach związanych z obyczajowością, jako następny pojawia się Bart Staszewski – wskazała Jaruzelska.
– Nikt nie ma pretensji, gdy przychodzą osoby światopoglądowo usytuowane po lewej stronie, prawa strona w jakiś sposób to przyjmuje. A gdy przychodzi Grzegorz Braun, robi się z tego wielka rzecz – dopowiedziała Jaruzelska.
Sitnicka stwierdziła, że nie można zestawiać aktywistów LGBT z Grzegorzem Braunem, bo aktywiści LGBT walczą np. o prawo do zawierania małżeństwo, a Braun chce „gejów batożyć”.
Wtedy wtrącił się Warzecha i zwrócił się do Sitnickiej: – Wie pani, że z konserwatywnego punktu widzenia te osoby, o których mówi pani z takim podziwem, głoszą poglądy skrajne albo trudne do zaakceptowania? To z pani punktu widzenia wygląda to tak, że tego się nie da porównać. Jeżeli pani zdoła wyjść ze swojej bańki, to pani zobaczy, że absolutnie można. To są pewnego rodzaju dwa bieguny, tylko pani się wydaje, że jedni są w centrum, a drudzy są na skraju.
Cała rozmowa do obejrzenia poniżej.