W jednym z niedawnych wideokomentarzy Łukasz Warzecha odniósł się do obowiązującej w Polsce ciszy wyborczej. Publicysta wskazał na szereg absurdów.
Warzecha przyznał, że cisza wyborcza „doprowadza go do szału”. – Ta cisza wyborcza jest instytucją kompletnie bezsensowną. Ona zresztą nigdy nie miała sensu w takiej postaci, w jakiej w Polsce została przyjęta, natomiast dzisiaj, czyli w czasach rozwiniętych technologii, mediów społecznościowych, ona nie ma sensu już absolutnie w ogóle – ocenił.
– Można wyobrazić sobie bardzo wiele kazusów, które sprawiają, że cisza wyborcza właśnie objawia cały swój nonsens. Mam taki ulubiony swój przykład, tzn. co w sytuacji, kiedy ktoś będzie wpisywał agitacyjne teksty na Facebooku – który przecież siedziby swojej nie ma w Polsce i nie podlega jako żywo polskiemu prawu jako portal społecznościowy – siedząc jednocześnie nie w Polsce, ale 20 m od granicy z Polską w kawiarni w czeskim Cieszynie, będąc Polakiem. I co wtedy? Jak na coś takiego zareaguje Państwowa Komisja Wyborcza? – pytał.
– Oczywiście, takich nonsensów, wynikających z ciszy wyborczej, jest mnóstwo. Jeżeli np. mają Państwo wybory uzupełniające, co się przecież zdarza, do Senatu albo do samorządu, to też przecież jest cisza wyborcza, która obowiązuje w danym okręgu wyborczym, czyli mogą Państwo stanąć bezpośrednio za tablicą, która np. oznacza wjazd do miejscowości, jeżeli tam jest ten okręg wyborczy i tam już Państwo mogą agitować, ale w samej miejscowości Państwo nie mogą agitować – wskazał.
– Tak, jak powiedziałem, jest to kompletny nonsens, przy czym polskie przepisy są pod tym względem wyjątkowo restrykcyjne – zaznaczył Warzecha.
Jak podkreślił, „mediów społecznościowych nie da się kontrolować”. – Przypomnę, że nawet pojawiały się swego czasu, jeszcze w tym starym układzie Komisji Wyborczej, takie interpretacje – całkiem serio – (…) że polubienie przez prywatną osobę wpisu, który jest wpisem kandydata albo który jest wpisem na rzecz partii już oznacza złamanie ciszy wyborczej – wskazał.
– Nie widzę żadnego uzasadnienia, poza takim bardzo ogólnym, mglistym i kompletnie nielogicznym (…). Pojawiają się, najogólniej rzecz biorąc, dwa uzasadnienia. Pierwsze mówi o tym, że cisza wyborcza jest potrzebna dlatego żeby nie pojawiło się bezpośrednio przed wyborami coś, co może na nie wpłynąć, jakaś forma agitacji (…) No dobrze, ale to coś się może zdarzyć w piątek przed północą – zauważył.
Zdaniem Warzechy, „brak ciszy wyborczej dawałby szansę ewentualnie zaatakowanym komitetom wyborczym na to, żeby się jeszcze, nawet w trakcie głosowania, odnieść do jakiejś sprawy”.
– Drugi argument, nawet chyba bardziej bezsensowny, to jest ten, że wyborca potrzebuje czasu na refleksję. Ale właściwie dlaczego wyborca ma potrzebować czasu na refleksję zapewnianego mu przez państwo? Czy wyborca jest takim idiotą, że on sam sobie tego czasu na refleksję – jeżeli go potrzebuje – nie jest w stanie zapewnić? Że on sam nie jest w stanie wyłączyć radia, pójść sobie na spacer do lasu, wyłączyć telewizora, nie słuchać, nie czytać tego, co się pojawia w Internecie? Czy naprawdę politycy mają wyborców za takich idiotów? No chyba tak – skwitował.
– Być może jest tak, że duża część wyborców faktycznie mogłaby zostać nazwana, powiedzmy to delikatnie, osobami niedokonującymi wyboru ze specjalnym namysłem. Ale przecież my w demokracji nie mamy takiego kryterium. Nikt nie powiedział, że wyborca ma głosować, namyśliwszy się jakoś głęboko wcześniej nad tym, na kogo głosuje. Nie ma takiego obowiązku – podsumował.
– Poza tym, jeżeli zwolennicy ciszy wyborczej twierdzą, że chodzi o to, żeby wyborca nie podjął decyzji pod wpływem emocji, to też jest to absurd, ponieważ wyborca może podjąć decyzję pod wpływem emocji, których dozna w piątek o godz. 23.30, bo np. wtedy obejrzy sobie w Internecie jakieś świeże ogłoszenie wyborcze albo też może doznać tych emocji pod wpływem rozmowy z sąsiadką w niedzielę przed pójściem na głosowanie – dodał Warzecha.
– Oczywiste jest, że cisza wyborcza nikogo od żadnych emocji nie odcina. Jest to jedna wielka fikcja – skwitował publicysta.