33-letnia „pastorka” Ewangelickiego Kościoła Berlina-Brandenburgii-Śląskich Górnych Łużyc należącego do Kościoła Protestanckiego w Niemczech pochwaliła się „poligamicznym ślubem” z czteroma mężczyznami. Wszyscy pochodzą zza granicy. – Co Bóg miałby przeciwko temu, żeby teraz było ich czterech zamiast dwóch? – pytała Lena Müller w rozmowie z dziennikiem „Neue Osnabrücker Zeitung”.
33-letnia Lena Müller pochwaliła się „poliamorycznym ślubem” z czteroma mężczyznami, który wzięła w czerwcu. Uroczystość miała miejsce podczas „Pop-up wedding festival” w Berlinie. Wydarzenie polega na braniu niby-kościelnego ślubu bez zawierania odpowiedniej umowy cywilno-prawnej, która w świetle prawa państwowego uznawałaby, iż para funkcjonuje jako małżeństwo.
Niedawno sprawę nagłośniły niemieckie media. Wywołało to duże kontrowersje, nie tylko na gruncie religijnym, ale i prawnym. Sama „pastorka” Müller opublikowała zdjęcie ze „ślubu” na Instagramie. Obecnie jednak jest ono usunięte.
„W piątek wieczorem miałam zaszczyt świętować mój pierwszy poliamoryczny ślub z Christopherem i Glorią. Czterech młodych mężczyzn powiedziało sobie 'tak’, świętowało z nami miłość i oddało się pod kolorowe Boże błogosławieństwo” – przekonywała w opisie „pastorka”.
Więcej o wydarzeniu 33-letnia „pastorka” i – jak sama siebie określa – feministka opowiedziała w rozmowie z dziennikiem „Neue Osnabrücker Zeitung”.
– Od razu było widać, że łączy ich ogromna miłość. Dlatego szybko doszliśmy do porozumienia jako zespół: Co Bóg miałby przeciwko temu, żeby teraz było ich czterech zamiast dwóch? – zapytała, co wskazuje, że już wcześniej była tam jakaś forma związku małżeńskiego lub okołomałżeńskiego „z dodatkami”.
Jak się okazuje, „mężowie” to najwyraźniej imigranci, w większości z uboższych krajów. Dwóch z nich to Łotysze, jeden Tajlandczyk i jeden Hiszpan. Kobieta powiedziała, że część z nich znała się od dawna, jednak dopiero w tym roku „nawiązali jakiś rodzaj poliamorycznej relacji”.
Z jednej strony wywołało to kontrowersje na gruncie religijnym. O ile protestanci w Niemczech od lat twierdzą, że są „śluby” homoseksualne i prowadzą takie uroczystości, o tyle nie było dotąd mowy o związkach większej liczby osób. Oczywiście, wiele osób wskazywało, że to do tego doprowadzi, jednak głośnych postulatów dotąd nie przedstawiano.
Z drugiej strony jest problem na gruncie prawnym. Jak w wielu cywilizowanych państwach, poligamia jest zabroniona przez prawo. W Niemczech za posiadanie więcej, niż jednej żony lub męża grozi do trzech lat pozbawienia wolności.
Oczywiście, od czasu przyjęcia nawały obcych nieoficjalnie poligamia jest tolerowana. Wielu z nachodźców bowiem ma wiele żon, gdyż w ich państwach islamskich to normalna sprawa. Ponadto zakaz poligamii ma sens, gdy ogólny poziom moralności jest na jakimkolwiek poziomie, a nie rozwalony, jak we współczesnej Europie. Skoro bowiem można sypiać z kim się chce w dowolnej ilości, to czemu zakazywać formalizowania tego?
Sprawę skomentował protestancki hierarcha nazywany biskupem Berlina Christian Stäblein. Przypomniał, że protestanci „udzielają ślubów tylko parom, które zawarły związek cywilny”, w związku z czym „ślub poliamoryczny” jest nieważny. W oświadczeniu przekazano, że związki i śluby „są formami, które błogosławią dwoje ludzi przez Boga”.
Pan Stäblein zwany biskupem zapewne szczerze wierzy, że praktyka małżeńska pozostanie niezmieniona przy dopuszczalnym postępackim modelu związków. Prawda jest jednak taka, że za najdalej 20 lat jego oświadczenie będzie wskazywane jako przykład „nietolerancji” oraz „faszyzmu”.

