Politycy Konfederacji Korony Polskiej na konferencji prasowej ostro skrytykowali wprowadzony 1 października system kaucyjny, nazywając go „sabotażem gospodarczym”. Poseł Włodzimierz Skalik przypomniał, że nowe przepisy są forsowane pod dyktando Unii Europejskiej, a przyjęty w Polsce „model niemiecki” będzie służył głównie interesom niemieckich sieci handlowych. Poseł Roman Fritz dodał, że nowe regulacje to „zabójstwo dla małych firm” i udręka dla zwykłych obywateli.
Skalik nawiązał do niedawnego, wielogodzinnego posiedzenia sejmowej komisji środowiska, na które przybyły „rzesze przedstawicieli środowisk producenckich”. Jego zdaniem, wprowadzone regulacje to fatalny w skutkach projekt, który zniszczy istniejące, dobrze funkcjonujące systemy zbiórki odpadów.
Koszt 37 miliardów za 0,4% poprawy
– Jesteśmy neokolonią, niemiecką neokolonią, która jest eksploatowana do bólu, bo te zyski liczone w miliardach złotych (…) trafią głównie do niemieckich sieci handlowych – stwierdził poseł, wymieniając m.in. Lidl i Kaufland.
Polityk powołał się na raport agencji Deloitte, który mówi o bezcelowości i ogromnych kosztach nowego systemu. – W latach 2028-2034 nastąpi wzrost poziomu recyklingu w porównaniu do obecnego stanu, uwaga, o 0,4%. Jakim kosztem? Okazuje się, że w tym czasie wdrożenie tego systemu i jego eksploatacja będzie kosztowała gospodarkę polską, uwaga, 37 miliardów złotych – wyliczał Skalik.
Podkreślił, że nowe prawo zdewastuje dotychczasowe osiągnięcia, np. małych browarów, które „uzyskały odzysk na poziomie ponad 90%” dla szklanych opakowań zwrotnych. Ucierpią także samorządy, które będą domagać się rekompensat z „upadającego budżetu państwa”.
„Wybór między szubienicą a rozstrzelaniem”
Fritz określił nowe przepisy jako przykład, w którym „socjalizm bohatersko walczy z problemami, które sam sobie stwarza”. W jego ocenie szkodliwe regulacje powstają na poziomie eurokomuny oraz w absurdalnym Ministerstwie Klimatu i Środowiska, które „też jest do likwidacji”. Najmocniej skrytykował jednak wpływ systemu na małe sklepy i codzienne życie Polaków.
– Małe sklepy do 200 metrów kwadratowych mają wybór, ale to jest wybór, proszę państwa, między szubienicą a rozstrzelaniem – mówił Fritz. Jak tłumaczył, właściciele albo będą musieli zainwestować w butelkomat za „minimum 100 tysięcy złotych”, albo stracą klientów na rzecz dużych marketów. – To jest zabójstwo dla małych firm – podsumował.
Opisał również, jak uciążliwy będzie system dla konsumentów, którzy będą musieli chodzić na zakupy z „wielkimi siatami” i czekać w kolejkach, by zwrócić butelki.
Na koniec Fritz zwrócił uwagę na niezamierzone, negatywne skutki dla nawyków ekologicznych. Przewiduje, że skoro butelki PET znikną z domowej segregacji, to żółte pojemniki na plastik opustoszeją. W efekcie inne odpady, np. woreczki foliowe, mogą częściej trafiać do śmieci zmieszanych.
– To jest poziom mentalny, do którego ustawodawca się w ogóle nie odnosi, ale tym to może skutkować. Dajcie sobie spokój z tymi regulacjami, które są antyludzkie, które są po prostu nienormalne i szkodliwe – zaapelował Fritz.