Philippe Karsenty, przedstawiciel amerykańskich Republikanów we Francji, mówi, że „zwycięstwo Donalda Trumpa, przedstawiane we francuskich i amerykańskich mediach jako społeczna trauma, tak naprawdę oznacza wyzwolenie Stanów Zjednoczonych po czterech latach administracji Demokratów”.
Karsenty był ostatnio pożądanym gościem mediów francuskich, które ciągle nie mogą się pogodzić z wygraną Republikanina. On sam na wybory pojechał do Los Angeles w Kalifornii, „ulubionego stanu Demokratów”, gdzie jednak nie znalazł traumy, ale „spotykał tylko ludzi szczęśliwych, z uśmiechami na twarzach, z dala od Ameryki zmierzającej w stronę najciemniejszych godzin historii”.
Republikanin kpi, że jakoś nie widać tłoku na lotniskach w USA i „żadna gwiazda nie spieszy się z prośbą o azyl polityczny we Francji”. „Daleko nam do apokaliptycznej wizji opisywanej przez niektóre media na wypadek zwycięstwa Trumpa” – dodaje.
Bardziej na poważnie, Karsenty zwraca uwagę na „krzywdę”, jaką wyrządziły sobie same niektóre „dominujące” media. Strasząc Trumpem i sięgając nawet po argumentację „ad Hitlerum”, zostały zmarginalizowane i „nikt już im nie wierzy”. Trump to „ludowa fala przeciwko kłamstwom establishmentu”. „Duże” kanały TV zostały w dużej mierze przyćmione „przez media alternatywne, których jest tu mnóstwo”.
Republikanin z USA przypomina też swoje boje na kanałach TV francuskich: „w czasie 9-miesięcznej kampanii odwiedziłem studia France Info, CNews, BFMTV, Arte, próbując przekazywać proste fakty, ale było to często przerywane przez dziennikarzy-aktywistów, którzy na fakty się obrażali i byli wściekli”. 6 listopada 2024 r. rankiem, już w dniu wyboru Donalda Trumpa, amerykański gość został zakneblowany w BFM przez dziennikarzy, którzy nazywali kandydata Republikanów „przestępcą” i „seksistą”. Wypowiedzi Amerykanina cenzurowano także w stacji France 5.
Nic dziwnego, że twierdzi on, że „we Francji także panuje antytrumpizm”. Dwa tygodnie przed wyborem Donalda Trumpa, kiedy jego zwycięstwo stawało się coraz wyraźniejsze, w studiu francuskiej TV o wyborach dyskutowało 6 „specjalistów”, z których każdy był „przeciw” Republikaninowi, a dodatkowo „rozpowszechniano o nim fałszywe informacje”.
Oceniając przekazy większości francuskich mediów, przedstawiciel Partii Republikańskiej w USA twierdzi, że „według tego przekazu Amerykanie wybrali niebezpiecznego szaleńca, który ryzykuje podpaleniem planety”. „W tej kampanii słowa traciły znaczenie” – dodaje – „a dziennikarze tradycyjnych mediów upajali się nawzajem czytając teksty kolegów i wierząc we własne kłamstwa”.
Karsenty zwraca uwagę, że ostatnie wybory w USA pozwoliły obalić sztucznie wykreowane „autorytety moralne”. „W reakcji na kłamstwa wypowiadane pod adresem Donalda Trumpa i pochwały kierowane pod adresem Kamali Harris, często powtarzałem we francuskiej telewizji, że wystarczy posłuchać kandydata Demokratów przemawiającego w oryginalnym języku, aby zdać sobie sprawę, że ta nie zostanie wybrana” – dodaje Amerykanin z Paryża i stwierdza, że „Kamala Harris była skrzyżowaniem Anne Hidalgo i Sandrine Rousseau” (skarjnie lewicowych polityków francuskich).
Na koniec cytuje słynne zdanie Abrahama Lincolna: „Możesz oszukiwać wielu ludzi przez cały czas, ale nie możesz oszukiwać wszystkich przez cały czas”. Ilość progresywnych ekscesów przeszła w tym przypadku w jakość. Nawet Demokraci nie zdzierżyli już dalszego mnożenia „płci”, umieszczania dystrybutorów tamponów w toaletach dla chłopców, czy udziału w zawodach sportowych kobiet rosłych mężczyzn nazywających siebie kobietami, „nie zapominając o zatrudnianiu narzuconym według kryteriów rasowych lub związanych z orientacją seksualną”.
Nie działa już też straszenia katastrofą ekologiczną, które przez lata powodowało stres wśród amerykańskiej młodzieży. Najważniejsze było jednak przełożenie lewicowych wariactw na ekonomię, inflację ,wzrost cen produktów. To miało ostatecznie przekonać Amerykanów do wybory prezydenta Trumpa. „Kiedy przyleciałem do Stanów Zjednoczonych po wyborze Donalda Trumpa, miałem poczucie wyzwolenia po złym koszmarze” – kończy francuski Republikanin swoją analizę zamieszczoną w tygodniku „Valeurs”.