Strona głównaWiadomościPolitykaMentzen zabrał głos po nominacji Konfederacji. Tłumaczy brak prawyborów

Mentzen zabrał głos po nominacji Konfederacji. Tłumaczy brak prawyborów

-

- Reklama -

Ze swojej strony mogę obiecać, że wyborcy Konfederacji nie będą mieli problemu z odróżnieniem mnie od kandydatów PiS i PO, a mój program wyborczy będzie tak bardzo konfederacyjny, jak tylko się da – pisze Sławomir Mentzen, który przez Radę Liderów Konfederacji został wytypowany jako kandydat tego ugrupowania w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Tłumaczy też, dlaczego nie odbędą się zapowiadane wcześniej prawybory.

Sławomir Mentzen opublikował w mediach społecznościowych oświadczenie po nominacji Konfederacji w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Poniżej przytaczamy je w całości.

Bardzo dziękuję Radzie Liderów za okazane zaufanie i podjęcie decyzji, że to ja będę kandydatem Konfederacji w zbliżających się wyborach prezydenckich. To dla mnie wielki zaszczyt, ale i wielka odpowiedzialność. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele zależy od osiągniętego przeze mnie wyniku, więc zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby nie zawieść naszych wyborców.

Brak prawyborów

Wiele osób zawiedzionych jest brakiem prawyborów i decyzją RL (Rady Liderów – red.). Dobrze to rozumiem. Sam bardzo długo byłem zwolennikiem prawyborów. Niestety w polskich warunkach sprawdzają się one dużo gorzej niż w USA. Podstawową różnicą jest frekwencja. Poprzednie prawybory Konfederacji przyciągnęły 7000 głosujących. W aż 9 zjazdach wojewódzkich brało udział nie więcej niż 350 głosujących. Dla porównania, w 2020 roku w prawyborach Demokratów w USA wzięło udział 35 mln osób, a u Republikanów w 2016 roku 31 mln osób.

W prawyborach na Krzysztofa Bosaka zagłosowało około 2500 osób, a w wyborach prezydenckich 1,3 mln głosów. Przy takiej dysproporcji pomiędzy liczbą wyborców a liczbą uczestników prawyborów, nie są one testem na to, kto ma większe poparcie. Są testem na to, kto ma większe zdolności organizacyjne. Do tego, tak niska frekwencja ułatwia wpłynięcie na wynik przez inne partie lub inne zorganizowane grupy. Nawet do mnie dotarły informacje, że niektórzy politycy z największych partii planowali wpływać na wynik naszych prawyborów. Przy ich możliwościach byłoby to niestety zupełnie realne.

Prawybory generują też inne problemy. Poprzednie prawybory Konfederacji zakończyły się rozłamem z Wolnościowcami. Próbowałem też robić prawybory w NN, mające decydować o naszych jedynkach. W większości miast przebiegły spokojnie, ale Legnica skończyła oszustwami, awanturą i podziałami, które trwają do dzisiaj. Mając w pamięci problemy, jakie w sztabie i w naszych strukturach wywołała rywalizacja pomiędzy Ewą Zajączkowską a Krystianem Kamińskim, mogliśmy się spodziewać, że to tylko przedsmak tego, co mogło nas czekać w trakcie prawyborów. Mogły pojawić się podziały, których nie udałoby się już załatać. Utrudniałoby to bardzo dalszą wspólną pracę.

Dalej uważam, ze prawybory są czymś, czego polskiej polityce brakuje. Niestety z wielu powodów, z których najważniejszym jest bardzo niskie realne zainteresowanie udziałem w nich, w Polsce nie działają one tak jak w USA, czego bardzo żałuję.

CZYTAJ TAKŻE: Zdradzony elektorat. Kto boi się prawyborów w Konfederacji?

Osobiście jestem przekonany, że gdyby prawybory się odbyły, to bym je wygrał. Wiem ile tysięcy członków ma moja partia, wiem, jakie poczyniliśmy do prawyborów przez ostatnie miesiące przygotowania, wiem ile głosów bym miał tylko od swoich działaczy, nie licząc sympatyków. Natomiast i tak po prawyborach w Internecie czytalibyśmy, że oszukałem, kupiłem sobie głosy, zwiozłem ludzi autobusami. Tak, zwiózłbym autobusami działaczy NN do miast, gdzie odbywałyby się prawybory, planowaliśmy to zrobić, ale co w tym złego? To nie byłoby oszustwo. Natomiast dokładnie ci sami ludzie, którzy obecnie kwestionują legalność władz Konfederacji, zaczęliby twierdzić, że oszukałem, a prawybory są nieważne, bo w ankietach na Twitterze wychodziło inaczej.

Zdecydowanie wolę być wybrany na kandydata po decyzji Rady Liderów, niż po kilkumiesięcznej wewnętrznej walce, oskarżany o fałszerstwa i oszustwa. Dzięki temu, już niedługo mogę rozpocząć kampanię jako pierwszy kandydat, zamiast czekać z tym pół roku. Władze Konfederacji uznały, że ryzyko prawyborów jest zbyt duże. Rozumiem zawód tych kilku tysięcy naszych sympatyków, którzy chcieli wziąć w nich udział, ale niestety byłaby to dla Konfederacji wizerunkowo bardzo ryzykowna zabawa.

Rezygnacja Krzysztofa Bosaka

Zostaje jeszcze kwestia rezygnacji Krzysztofa Bosaka. Wbrew popularnej na Twitterze teorii spiskowej, nie szantażowałem go rozłamem, czy wyjściem z Konfederacji. Nie planowałem też samodzielnego startu na wypadek przegranej w prawyborach. Do końca proponowałem wybór kandydata przez RL lub prawybory. Decyzja Krzysztofa mnie zaskoczyła, dowiedziałem się o niej z Internetu. Uważam, że była bardzo rozsądna i dojrzała, świadcząca o sporej dalekowzroczności i cierpliwości.

Krzysztof Bosak powinien być jedną z najważniejszych osób w państwie – prezydentem czy marszałkiem sejmu. Ma do tego kwalifikacje, jest też bardzo reprezentacyjny. I myślę, że w ciągu tych 5 czy 10 lat Bosak w końcu zajmie odpowiednie dla siebie stanowisko. Ale żeby tak się stało, nie powinien sobie pozwolić na kolejne wybory, w których jest daleko od drugiej tury. Lepiej dla niego i dla nas wszystkich będzie, jeżeli za 5 lat wystartuje w wyborach prezydenckich z pozycji kogoś, kto tym razem jest bardzo pewny wejścia do drugiej tury, w której może wygrać, niż kogoś, kto ma za sobą już dwa nieudane podejścia.

Mentzen kandyduje po raz pierwszy. I ostatni?

A ja? Jeśli jednak nie zostanę prezydentem w 2025 roku, a wszystko inne pójdzie dobrze, to w 2030 roku będę już tym ministrem finansów i będę bardzo zajęty porządkowaniem finansów państwa i kończeniem upraszczania podatków. Pozostawienie tego dla kandydowania w wyborach prezydenckich będzie jedną z ostatnich rzeczy, który by mi przyszła do głowy.

Kandyduję więc po raz pierwszy i być może ostatni. Wiem, że nie wszyscy są z tego zadowoleni.

Przede mną ponad 9 miesięcy ciężkiej kampanii. Będę miał dużo czasu, żeby spróbować przekonać do swojej kandydatury jak najwięcej osób, zarówno ze środowiska Konfederacji, jak i spoza niego. Mam zamiar włożyć w to dużo pracy, czasu i energii, cała moja uwaga będzie teraz skupiona na tym, aby osiągnąć jak najlepszy wynik. Nie będzie to jednak możliwe bez zaangażowania liderów, działaczy, ale przede wszystkim sympatyków Konfederacji.

Głosowanie będzie dopiero w maju. Na razie nie wiadomo nawet, jacy będą inni kandydaci. Od nikogo nie oczekuję, że będzie mnie popierał w ciemno, przed rozpoczęciem kampanii wyborczej. Każdy wyborca samodzielnie podejmuje decyzje, w zależności od programu wyborczego, wizerunku kandydata czy zupełnie innego kryterium, na kogo odda swój głos. Jeżeli niektórzy wyborcy Konfederacji uznają, że wolą zagłosować na kandydatów PiS czy PO, to mają oczywiście do tego prawo. Ale niech się potem nie dziwią, że w Polsce dalej się nic nie zmienia. Ze swojej strony mogę obiecać, że wyborcy Konfederacji nie będą mieli problemu z odróżnieniem mnie od kandydatów PiS i PO, a mój program wyborczy będzie tak bardzo konfederacyjny, jak tylko się da.

Stoimy po tej samej stronie, wszyscy chcemy, aby Polska była silna, bogata i bezpieczna, aby Polacy byli gospodarzami na swoim terenie, i aby nikt nie mówił nam co mamy myśleć, mówić i w jaki sposób żyć. Przeciwko nam są największe partie polityczne, międzynarodowe korporacje i media. Jesteśmy zbyt słabi, żeby jeszcze walczyć ze sobą, zamiast tylko z nimi.

Niedługo ruszam w trasę wyborczą, mam nadzieję, że się na niej zobaczymy!

Najnowsze