Strona głównaMagazynIdziemy na wojnę?

Idziemy na wojnę?

-

- Reklama -

Donald Tusk, za zgodą Andrzeja Dudy, podpisał z Wołodymyrem Zełenskim umowę o wsparciu wojskowym. To ogromny krok do wepchnięcia Polski w wojnę z Rosją. Wojnę, z której strona Polska wyjdzie jako główny przegrany.

„Umówiliśmy się też (…) na sformowanie i szkolenie na terenie Polski ukraińskiego legionu. Będzie to nowa formacja złożona z ochotników, która na wzór ukraińsko-polsko-litewskiej brygady mogłaby umożliwić obywatelom Ukrainy, znajdującym się na terenie Polski, wzięcie udziału w obronie Ukrainy – przekazał ukraiński prezydent.

- Reklama -

– Legion ukraiński przeszedłby szkolenie w Polsce, zostałby wyposażony i uzbrojony. Każdy obywatel Ukrainy, który zdecyduje się wstąpić do legionu, będzie mógł podpisać kontrakt z siłami zbrojnymi Ukrainy” – tak na specjalnej konferencji prasowej w Warszawie we wtorek, 9 lipca, mówił prezydent Ukrainy.

Zełenski przyjechał do Polski, aby podpisać specjalną umowę „o wsparciu wojskowym”. Podpisaniu umowy towarzyszył medialny rozgłos. Spotkanie szefów obu państw i parafowanie umowy było „na żywo” pokazywane przez najważniejsze stacje telewizyjne i relacjonowane przez korespondentów zagranicznych w Polsce.

Wypowiedzi Tuska pełne pustosłowia miały zaś zamydlić oczy opinii publicznej i odciągnąć jej uwagę od faktycznych zapisów. A te są dla Polski zapowiedzią zagłady.

Sojusz z Putinem?

Czy prezydent Wołodymyr Zełenski jest rosyjskim agentem? Takie pytanie nasuwa się samoistnie po wspomnianej konferencji prasowej. Zełenski powiedział coś, czego – logicznie rzecz biorąc – nie powinien był mówić. Szczegóły wojskowego porozumienia są ścisłą tajemnicą i nie wolno o nich mówić, zwłaszcza na konferencjach prasowych. O ile z reguły porozumieniom międzynarodowym, zwłaszcza w sferze bezpieczeństwa państwa, towarzyszą tromtadrackie wypowiedzi pełne pustosłowia, o tyle w tym przypadku mieliśmy do czynienia z wyjątkiem. Zełenski bowiem powiedział konkretnie, jakie są zapisy umowy.

Czy była to ze strony Zełenskiego głupota, czy błąd? Nic z tych rzeczy. Analiza sytuacji pokazuje, że była to cyniczna gra, która miała jeszcze bardziej wciągnąć Polskę do wojny. Zełenski wiedział (bo nie mógł nie wiedzieć), że jego wypowiedź natychmiast zostanie odnotowana na Kremlu i wywoła jego reakcję – w tym przypadku przeciwko Polsce. A po co Zełenskiemu kolejne polsko rosyjskie zwarcie? Właśnie po to, aby jeszcze bardziej skłócić Polaków i Rosjan, by wciągnąć nas w wojnę przeciwko Rosji.

Zachowanie Zełenskiego jest więc racjonalne (z jego punktu widzenia), ale… skrajnie antypolskie. Dlatego nasuwa się pytanie numer 2: czy jego zachowanie na konferencji prasowej było uzgodnione ze stroną polską? Jeśli nie – świadczy to o jego lekceważeniu Polaków i skłania do wniosku, że umowa powinna być wypowiedziana ze skutkiem natychmiastowym. Jeśli tak – oznacza to, że rząd polski składa się z zakompleksionych frajerów, których od jakichkolwiek decyzji w sprawach ważnych należy jak najszybciej odsunąć.

Osobiście wydaje mi się, że sedno sprawy leży gdzie indziej: Zełenski swoją wypowiedź uzgadniał, ale ze stroną… amerykańską, która obwieściła stronie polskiej, jak ma być. To kolejny dowód na to, że w sprawie wojny za naszą wschodnią granicą jesteśmy pionkiem rozgrywanym na geopolitycznej szachownicy.

Szkolenie Legionu

Prezydent Wołodymyr Zełenski podzielił się z Polakami wiadomością, że podpisana umowa przewiduje m.in. „współpracę w zakresie ochrony infrastruktury krytycznej, obrony cywilnej, działalności wywiadowczej i cyberbezpieczeństwa”. To wszystko są ogólniki. Konkrety są gdzie indziej. Z umowy wynika, że na terenie Polski ma zostać stworzony i przeszkolony ukraiński legion ochotniczy składający się z obywateli tego państwa mieszkających w Polsce.

Taki Legion ma zostać wysłany potem na Ukrainę do walki przeciwko rosyjskim wojskom. Polska ma za własne pieniądze stworzyć taki legion, wyszkolić go i uzbroić. Wszystko po to, aby każdy, kto chce wziąć udział w wojnie na wschodniej Ukrainie, mógł zdobyć przeszkolenie i trafić na front.

Co oznacza de facto taka zapowiedź? To oznacza ni mniej ni więcej, tylko tyle, że Polska staje się już formalnie uczestnikiem wojny ukraińsko-rosyjskiej. We wtorek, 9 lipca, zrobiliśmy ogromny krok w stronę zaangażowania Polski w wojnę z Rosją. Co z tego wynika?

Po pierwsze to, że wystawiliśmy się na cel rosyjskich rakiet. Od wtorku, 9 lipca, Władimir Putin ma świetny pretekst do uderzania w Polskę rakietami.

Po drugie właśnie wysforowaliśmy się naprzód jako amerykański harcownik do ataku przeciwko Rosji, co może wywołać jej reakcję geopolityczną. NATO stoi na stanowisku, że Rosja nie może wygrać wojny na Ukrainie, a Ukraina nie może jej przegrać. NATO, w którym główny głos mają Amerykanie, przyjęło politykę wyczekiwania. NATO nie może wesprzeć skutecznie walczącej Ukrainy bronią, bo… nie ma takich zapasów broni. NATO nie jest w stanie wesprzeć skutecznie Ukrainy amunicją, bo nie ma takich zasobów amunicji (mówimy o 3 milionach pocisków artyleryjskich). NATO jako sojusz nie jest zainteresowane wysyłaniem wojsk na Ukrainę, bo groziłoby to III wojną światową prowadzoną przeciwko państwu, które ma ponad 2,5 tysiąca głowic jądrowych. Wreszcie NATO też samo nie wie, w którą stronę pójdzie.

W listopadzie w USA odbędą się wybory prezydenckie, które najprawdopodobniej wygra Donald Trump, a on ma inne niż dotychczas spojrzenie na sprawę NATO. W sytuacji niepewności NATO więc – jako całość – nie pójdzie na konfrontację z Rosją, bo oznaczałoby to wojnę na niespotykaną dotąd skalę. Jednak główny rozgrywający w NATO – prezydent USA – może być głównym beneficjentem tego, że kolejne inicjatywy wojskowe przyjmują poszczególni członkowie NATO.

Zwiększanie stawki

NATO zawsze może wyprzeć się tego, że jako całość angażowało się zbrojnie we wsparcie Ukrainy. NATO (artykuł 5) ma obowiązek bronić kraju członkowskiego tylko w wypadku, gdy zostanie on napadnięty przez państwo trzecie (Rosję). NATO nie ma jednak obowiązku bronić członka, który z własnej woli wda się w konflikt jako strona napadająca. A do tego właśnie zmierza Polska, podpisując kolejne porozumienia z Ukrainą.

Wystawienie Polski do konfrontacji z Rosją jest dla NATO bardzo wygodne, ponieważ można wówczas Polskę traktować jako pionka na szachownicy geopolitycznej. Po wyborze Donalda Trumpa, amerykańska administracja będzie mogła negocjować warunki pokojowe na Ukrainie, ale amerykańska administracja będzie miała na względzie przede wszystkim dobro USA, a nie Polski, a dobro USA – czyli interesy USA – to obecnie poskromienie rosnących ambicji imperialnych Chin.

Sojusznikiem Chin jest i Rosja prowadząca wojnę z Ukrainą, i Północna Korea zagrażająca głównym amerykańskim sojusznikom w Dalekiej Azji, czyli Japonii i Północnej Korei. W interesie USA jest więc osłabianie chińskiego potencjału imperialistycznego, a perspektywa wyjęcia z niego rosyjskiego puzzla jest bardzo atrakcyjna. Dla racjonalnie myślącego o polityce Władimira Putina polityka to gra interesów. A interesy Federacji Rosyjskiej koncentrują się przede wszystkim na krajach dawnego ZSRR i tzw. „bliskiej zagranicy”.

W scenariuszu budowania nowej rzeczywistości geopolitycznej, w której Amerykanie zechcą poskromić dominację Chin i zapobiec ich próbom przejęcia ich roli światowego hegemona, w negocjacjach z Rosją główną kartą przetargową stanie się właśnie Ukraina. Putin może zdecydować się na wariant braku poparcia dla Chin w rywalizacji z USA w zamian za przejęcie kontroli nad Ukrainą w sposób przez siebie uzgodniony (co może oznaczać przedstawiane niedawno propozycje pokojowe, ale może też oznaczać dalsze roszczenia terytorialne). Sposobem na pozyskanie przychylności Putina i Rosji w wielkiej geopolitycznej konfrontacji może też być zapewnienie mu wolnej ręki w Europie Wschodniej.

W tej sytuacji, w nowym geopolitycznym rozdaniu Polska zostałaby pozostawiona sama sobie na łaskę i niełaskę Putina. A Putin natychmiast wyrównałby rachunki z krajem, który wspierał walcząca Ukrainę i oficjalnie o tym wszystkim mówił. Czarny scenariusz zakłada, że Donald Trump wyprowadzi USA z NATO i skoncentruje się na walce o amerykańską dominację w Dalekiej Azji, zostawiając Europę Środkowo-Wschodnią na talerzu rosyjskiego czekisty. A wówczas tromtadrackie zapowiedzi o wgniataniu Putina w ziemię zweryfikuje brutalna rzeczywistość. Jakkolwiek miałoby być – każdy wariant tego scenariusza jest dla Polski niepokojący.

Najnowsze