Liberałowie z FDP próbują – być może przede wszystkim ze względów wyborczo-propagandowych – wymusić na swoich rządzących „partnerach” z lewicy dość liczne zmiany w polityce budżetowej i gospodarczej.
Z powodu rosnących od lat wydatków władz Niemiec na wszelakie zasiłki, dopłaty i inne „świadczenia socjalne”, na „politykę klimatyczną” i wprowadzanie „Zielonego Ładu”, na kilka milionów uciekinierów z Azji, Afryki, Albanii, Bośni czy Ukrainy, których trzeba utrzymywać, a także z powodu rosnących wydatków na inne cele, rośnie wielka finansowa „luka” w budżecie RFN. Tegoroczny brak środków w tym budżecie na same wydatki już wcześniej uchwalone i zatwierdzone jest szacowany na co najmniej 21 miliardów euro. W związku z tym już od lutego br. rosną międzypartyjne i polityczne napięcia w rządzącej Niemcami koalicji trzech partii, w tym dwóch zdecydowanie lewicowych – SPD i Zielonych.
Te napięcia zaostrzył nowy plan współrządzącej FDP – dotyczący zmian polityki gospodarczej rządu RFN. A także ożywienia niemieckiej gospodarki, która już kilkanaście miesięcy temu zastygła w stagnacji, a od jesieni ub. roku stopniowo brnie w recesję. Demo-liberałowie i ich nadal młody wieloletni szef – obecnie 44-letni Christian Lindner, federalny minister finansów, już od ponad roku żądają licznych budżetowych oszczędności. Chcą m.in. ograniczenia części wydatków „socjalnych” i urzędowych, zmniejszenia finansowych i prawnych obciążeń firm produkcyjnych, budowlanych i transportowych, a także zwiększenia wydatków na zmniejszenie ciągle rosnących kosztów dużej części firm przemysłowych i innych. I oczywiście na konieczne inwestycje infrastrukturalne i energetyczne.
Swój 12-punktowy plan naprawy budżetu i zmiany polityki gospodarczej liberałowie z FDP przedstawili 22 kwietnia – na pięć dni przed programową konferencją tej partii. Największe sprzeciwy i protesty działaczy i publicystów SPD i Zielonych budzą te postulaty FDP, żeby generalnie ograniczyć środki i wydatki na niektóre zasiłki i cele „socjalne”. Szczególne oburzenie socjalistów i „zielonych” rządzących, i innych, budzi postulat dotyczący obniżenia o 30 procent wysokości głównego zasiłku dla „bezrobotnych” i innych kategorii, tj. tzw. Bürgergeld – dla tych, którzy nadal odrzucają kolejne oferowane im stanowiska pracy.
Projekt kar obejmuje też możliwość „całkowitego skreślenia wszelkich zasiłków” dla osoby notorycznie odmawiającej podjęcia pracy. FDP postuluje też zlikwidowanie możliwości tzw. emerytury od 63-go roku życia – przysługującej osobom posiadającym „wyjątkowo długi” staż ubezpieczeniowy, tj. co najmniej 45-letni. A także pewne ograniczenia i racjonalizacje wydatków budżetu na politykę imigracyjną i tę „klimatyczną”. Demo-liberałowie żądają np. skasowania do zera dotychczasowych ogromnych subwencji rządu do tzw. OZE, a przede wszystkim do urządzeń solarnych i wiatraków. Liderzy tej partii uważają, że te „odnawialne źródła energii”, skoro dotowano je w ogromnej skali od roku 2011 i skoro są takie wspaniałe i rzekomo „tanie”, to już powinny same się utrzymywać. Już bez ogromnych dotacji na koszt ogółu podatników, jak to się dzieje w Niemczech (i innych krajach euro-kołchozu).
W związku z tymi i innymi postulatami FDP, bawarski dziennik „Münchner Merkur”, mający prawie milion stałych czytelników, napisał: przedstawiając ten dwunastopunktowy plan, „FDP przekroczyła [polityczny] Rubikon”. Bo „po tym ambitnym planie wyjścia z gospodarczego kryzysu, dla liberałów już nie ma drogi powrotu [do zgodnego współrządzenia z socjalistami z SPD i euro-bolszewickimi Zielonymi]. Ponieważ już każde pojedyncze żądanie – spośród tych kilkunastu żądań FDP – byłoby dla SPD i Zielonych wystarczającym powodem do zerwania rządowej koalicji. Różnice poglądów liberałów oraz Zielonych i SPD są już nie do przezwyciężenia […]. Nie ma tu już miejsca na jakiś międzypartyjny kompromis, który wszystkim z koalicji pozwoliłby zachować twarz”. Gut!
Czy ministrowie z FDP wyjdą z rządu?
Kilku polityków i doradców SPD uznało ww. plan liberałów za „deklarację wystąpienia z koalicji”. Czy jednak w najbliższych miesiącach dojdzie faktycznie do wyjścia polityków FDP z rządzącej Niemcami od grudnia 2021 r. koalicji ww. trzech partii? Mimo wszystko dziś, tj. 26 kwietnia, wydaje się to jeszcze wątpliwe. Między innymi dlatego, że do dnia terminowych wyborów do Bundestagu, planowanych na koniec września przyszłego roku, jest jeszcze prawie 17 miesięcy. A gdyby do przedterminowych wyborów do Bundestagu doszło w tym roku, to niezbyt popularna, bo dość wolnościowa i rozsądna FDP, miałaby zapewne wielkie trudności z przekroczeniem pięcioprocentowego wyborczego progu.
W zgodnych wynikach ankietowych badań trzech czołowych instytutów (INSA, Forsa i Emnid), opublikowanych w dniach 19-23 kwietnia br., FDP osiągała zaledwie po 5 proc. wyborczego poparcia. A np. CDU/CSU miała w tych badaniach 30-31 proc., opozycyjna Alternatywa dla Niemiec (AfD) już tylko 18-18,5 proc., SPD 15-16 proc., a euro-bolszewiccy Zieloni 12-14 proc. Natomiast w badaniu renomowanego instytutu Allensbach, opublikowanym 26 kwietnia, CDU/CSU miała aż 32,5 proc. ankietowych głosów, AfD zaledwie 16 proc., rządząca SPD też 16 proc., Zieloni 15 proc. a FDP 6 proc.
Pewne jest natomiast to, że dalsze forsowanie ww. postulatów FDP pogorszy i tak już złą atmosferę w trójpartyjnej rządowej koalicji. Kwestia najważniejsza: czy w razie odmowy SPD i Zielonych realizacji choćby kilku ww. i innych postulatów FDP, co wydaje się niemal całkiem pewne, minister Christian Lindner i jego partyjni koledzy opuszczą rząd? Przypuszczalnie jednak nie opuszczą, bo ryzyko ich porażki w razie przedterminowych wyborów do Bundestagu wydaje się zbyt duże. Tym bardziej, że 26 kwietnia Bundestag, na wniosek FDP (poparty przez posłów SPD i Zielonych) niespodziewanie przyjął nowelizację ustawy dot. „ochrony klimatu”.
Po kilkumiesięcznych dyskusjach poselskie kluby rządowej koalicji zdecydowały się ją złagodzić – przede wszystkim dla branż transportowej i budowlanej, które i tak od dawna nie spełniały wymagań i limitów dot. dozwolonej emisji straszliwych „gazów cieplarnianych” itd. Nowa ustawa znosi dotychczas obowiązujące górne limity emisji tych gazów dla kilku sektorów gospodarki. Wunderbar! Ale ta ustawa musi jeszcze zostać przyjęta przez Bundesrat – izbę rządów 16 landów.
Na zaostrzanie sporów szefów rządzących partii ma też wpływ niedawne rozpoczęcie projektowania i negocjowania budżetu na rok 2025. SPD i Zieloni jak zwykle chcą zawieszenia konstytucyjnego hamulca długu i dozwolonego poziomu zadłużenia, jak to już robili w latach 2021-2022. Ale FDP jest temu stanowczo przeciwna i upiera się, że od stycznia 2025 r. wszystkie ministerstwa i urzędy muszą wreszcie zacząć oszczędzać. Jej eksperci szacują bowiem, że nawet bez większych wydatków na modernizację i budowę infrastruktury w budżecie RFN i tak zabraknie na przyszły rok co najmniej 25-30 mld euro.
Niemiecka prasa oczywiście orientuje się w tych sporach i szacunkach, więc w podsumowaniu komentarza na temat planu FDP lewicowy dziennik „Kölner Stadt-Anzeiger” napisał: „Od miesięcy spekuluje się, że przewodniczący FDP Christian Lindner i jego ludzie opuszczą koalicję. On sam tego nie dementuje. To w okresie najtrudniejszego od lat kryzysu międzynarodowego jest właściwie nieodpowiedzialne. Z kolei kanclerz rządu nie ma na tyle siły, żeby przywrócić swojego ministra finansów do ponownej zgodnej pracy z całym zespołem ministrów. To są ponure perspektywy”. Richtig!
Liczba bankructw firm na rekordowym poziomie
Z kwietniowego raportu Instytutu Badań nad Gospodarką (IWH) wynika, że nigdy wcześniej od czasu rozpoczęcia takich badań w styczniu 2016 r. nie odnotowano w Niemczech więcej bankructw przedsiębiorstw niż w pierwszym kwartale br. Podobno wyjątkowo wiele wniosków o upadłość złożyły firmy budowlane. W samym marcu wniosek o niewypłacalność złożyło w całym kraju w sumie aż 1297 firm małych i dużych. W porównaniu do lutego br. oznacza to wzrost o kolejne ok. 9 procent, bo wtedy odnotowano 1193 przypadków upadłości.
W raporcie stwierdzono także, że wynik z marca br. jest też aż „o 35 procent wyższy niż w marcu 2023 r. i o około 30 procent wyższy od średniej w marcu w latach 2016-2019”. Super! Oto jeden z co najmniej kilku katastrofalnych efektów absurdalnej i szalonej, czyli euro-komunistycznej niemieckiej i unijnej „polityki klimatycznej”, „zielonej”, „socjalnej” itd.
W opinii ekspertów ww. Instytutu, w tym m.in. Steffena Müllera, głównymi przyczynami upadków niemieckich przedsiębiorstw są znacznie zwiększone koszty ich działalności. W tym przede wszystkim znacznie wyższe koszty energii, która zaczęła mocno drożeć już w sierpniu i wrześniu 2021 r. [a to był ewidentny skutek polityki „ochrony klimatu”]. A także wyższe stopy procentowe i znacznie wyższe niż 2-3 lata temu koszty pracy. Ponadto niemieckim firmom coraz bardziej brakuje wykwalifikowanej siły roboczej. Większość niewypłacalności firm i ich upadłości dotyczy w sumie sektora nieruchomości i budownictwa.
W porównaniu do roku 2020, liczba bankructw w sektorze nieruchomości i budownictwa mieszkaniowego wzrosła ponad dwukrotnie. W przemyśle badacze z IWH odnotowali „nieduży” wzrost liczby firm upadłych – o 5 procent. Natomiast np. w sektorze transportu i logistyki liczba przedsiębiorstw niewypłacalnych spadła aż o 8 procent w porównaniu z pierwszym kwartałem roku 2020 (wg DPA). Sehr schön und europäisch!