Strona głównaMagazynEuro-socjalizm postępuje

Euro-socjalizm postępuje

-

- Reklama -

W coraz bardziej „postępowych” i „klimatycznych” Niemczech stopniowo pogłębia się kryzys gospodarczy i imigracyjno-społeczny. A co za tym idzie – także kryzys budżetowo-finansowy. Jednym z głównych objawów tych kryzysów są styczniowe protesty rolników i innych grup. Pomimo powyższego i kiepskich perspektyw „płace minimalne”, zasiłki i inne wydatki „socjalne” znów wzrosły lub wzrosną za kilka miesięcy.

Niemieccy politycy i urzędnicy zapewne zapamiętają na długo silne i liczne uliczne protesty niemieckich rolników – przeprowadzone 8-9 stycznia i później. A także strajki kolejowych maszynistów i części kolejarzy (z 10-12 stycznia). Kilkadziesiąt tysięcy rolniczych ciągników i innych pojazdów (ponoć około 100 tysięcy) przejechało przez kilkadziesiąt dużych miast i dróg. Liczbę aktywnych uczestników demonstracji policja oszacowała na łącznie około 130 tys. Doszło do kilkuset blokad na drogach i do wielkich utrudnień w ruchu w niemal wszystkich landach. Najsilniejsze protesty odbyły się w Dolnej Saksonii i Brandenburgii. Rolnicy domagali się między innymi utrzymania i w tym roku dotychczasowych ulg podatkowych oraz zasadniczej zmiany polityki rządu wobec rolnictwa. W tym odejścia od gnębiącej ich od kilku lat absurdalnej, niezmiernie kosztownej i niszczącej nie tylko rolników unijnej i niemieckiej „polityki ochrony klimatu” i „walki z globalnym ociepleniem” – skutkującej już od roku 2021 ogromnymi wzrostami cen energii, transportu, nawozów, żywności i większości produktów przemysłowych. Jedno z głównych haseł protestu rolników brzmiało: „Grün und Rot machen Deutschland tot”, tzn. rządzący „Zieloni i SPD zabijają [wykańczają] Niemcy”. Przewodniczący Niemieckiego Związku Rolników, 62-letni Joachim Rukwied, po raz kolejny zaapelował do lewicowego rządu o całkowite wycofanie planu budżetowych cięć w sektorze rolnym. A rząd chciał m.in. skasowania dotychczasowych dopłat do rolniczych paliw i obłożenia wyższym podatkiem zakupów wszelkich maszyn i urządzeń rolniczych (w intencji rządu te cięcia podatkowych ulg i dopłat mają mu pomóc w załataniu „klimatycznej dziury budżetowej”, którą spowodował sam rząd swoją szaloną „polityką klimatyczną”, energetyczną itd.). Z kolei szef Niemieckiego Stowarzyszenia Producentów Mleka (BDM) Karsten Hansen wskazał, że problemy są o wiele głębsze niż te podatkowe ulgi i dopłaty, które rząd chce skasować: „Już od dawna chodzi o coś więcej niż ceny oleju napędowego i korzystne opodatkowanie kupowanych przez rolników maszyn i pojazdów” – wyjaśniał dziennikarzom. Dodał: to jest „protest przeciwko przysłowiowej kropli, która przelała czarę goryczy” rolników. Richtig! 9 stycznia okazało się, że mimo utrudnień na drogach, protesty rolników spotkały się z dużym poparciem społecznym. Z sondażu instytutu Insa wynikało, że aż 70 proc. ankietowanych obywateli popierało te protesty.

Ogólnokrajowy tydzień protestów rolników miał zakończyć się wielką demonstracją w Berlinie – 15 stycznia. Dziennik „Handelsblatt” stwierdził więc m.in.: „Burzliwe protesty rolników mogą okazać się tylko przedsmakiem tego, co  dopiero nadejdzie […] Rok 2024 może być najtrudniejszym rokiem i sprawdzianem dla Republiki Federalnej w jej 75-letniej historii”. Natomiast maszyniści kolejowi i niektórzy kolejarze żądali poprawy finansowych i regulaminowych warunków ich pracy – też mocno nadwyrężonych przez politykę kolejnych władz RFN i UE, w tym przez wywołaną przez te władze inflację i drożyznę. Domagają się przede wszystkim krótszego czasu pracy dla tysięcy tzw. pracowników zmianowych – ale przy utrzymaniu ich pełnego wynagrodzenia. Sehr schön und sozialistisch!

Dalsze forsowanie OZE i problemy

Główną przyczyną obecnego rządowego planu budżetowych cięć i oszczędności, a co za tym idzie, protestów rolników i innych grup zawodowych, jest od kilku lat szalona polityka energetyczna i „klimatyczna” lewicowych władz Niemiec, Francji, Niderlandów i UE – uzasadniana bardzo wątpliwą i absurdalną ideologią rzekomej konieczności „ochrony klimatu”. Politycy, urzędnicy i największe media RFN, ubzdurały sobie i wzięły na cel już w latach 2010-2011, a nawet wcześniej, że nowoczesna gospodarka, w tym energetyka i transport, mogą być zasilane prądem pochodzącym niemal wyłącznie z wiatraków, solarów, wodorów i innych takich źródeł „neutralnych klimatycznie”. Pobudowali więc tysiące ogromnie kosztownych elektrowni wiatrowych itp. i równocześnie zamknęli już istniejące i dość tanie elektrownie węglowe i atomowe – sprawne i stabilne w dostawach energii. Przez te kilkanaście lat „utopili” setki miliardów euro (zabranych wcześniej podatnikom) w nierentowne wiatraki i solary, których część obecnie trzeba już rozbierać, wywozić i złomować – po raptem ok. 20-24-letnim okresie ich technicznej sprawności i przydatności do użycia. A to oznacza kolejne wielkie koszty – dla podatników.

Od kilkunastu lat niemieckie firmy i gospodarstwa domowe płaciły za tę radosną ideologiczną zabawę kilkunastu tysięcy lewaków i kilkudziesięciu wielkich mediów mocno zawyżonymi rachunkami za energię elektryczną – żeby tylko dotować rzekomo wspaniałe i niezawodne ww. „Odnawialne Źródła Energii” (OZE). W efekcie tej ideologiczno-neokomunistycznej, bo szalonej i niezmiernie kosztownej zabawy, w roku 2022 Niemcy wyprodukowały w sumie mniej energii elektrycznej niż 20-21 lat wcześniej. Łączna produkcja z mocno dotowanych solarów i wiatrowych turbin dała w owym roku raptem ok. 32,5 proc. wszystkich wykorzystanych dostaw energii. A w tym samym roku 2022 jeszcze prawie 32 proc. całej niemieckiej energii elektrycznej pochodziło z węgla – tak mocno zwalczanego przez „zielonych” euro-komunistów z unijnej Brukseli, Paryża, Berlina czy Hagi.

Jednym z najbardziej negatywnych skutków tej niezmiernie kosztownej i fatalnej polityki jest stopniowe kurczenie się w Niemczech i innych krajach UE powierzchni gruntów rolnych. Bo rządy Niemiec, Holandii i innych państw euro-kołchozu forsują i wspierają (na koszt podatników) rozwój tej tzw. energetyki odnawialnej na wszelkich dostępnych im gruntach – czyli w ogromnej większości na dawnych i obecnych gruntach rolnych, które różne firmy (dotowane przez rządy) wykupują pod swoje „farmy” wiatrowe i inne za wielkie pieniądze. Więc w konsekwencji też rolnicy muszą płacić coraz więcej za dzierżawy i kupno ziemi rolnej. Bo zwykle muszą płacić za ziemię więcej niż mocno dotowani przez rządy „inwestorzy” z branży OZE. A grunty dzierżawione czy wykupione przez tych inwestorów są już niestety na dziesiątki lat stracone dla rolnictwa i produkcji żywności.

Kolejne podwyżki zasiłków i „minimalnych płac”

W cieniu tych silnych protestów i strajków okazało się, że w kolejnym nowym roku znów wzrosła w Niemczech, podobnie jak rok i dwa lata wcześniej, wysokość większości zasiłków i świadczeń „socjalnych”. Od 1 stycznia tzw. minimalna płaca godzinowa wzrosła z ubiegłorocznych 12 euro brutto do 12,41 euro. Ten wzrost płacy dotyczy nie tylko głównego miejsca pracy – podlegającego obowiązkowemu haraczowi na niemiecki ZUS, ale także popularnego zatrudnienia w tzw. minimalnym wymiarze godzin (Minijob). W przypadku tego „minimalnego” zatrudnienia, prawnie ograniczonego do 70 dni pracy w skali roku, dopuszczalna górna granica zarobków wzrosła „aż” o 18 euro – z 520 do 538 euro miesięcznie. Wunderbar!

Jednak w systemie niemieckiego socjalizmu niektóre branże mają swoje własne „płace minimalne”, które są wyższe niż stawka ogólnie obowiązująca. Od 1 stycznia wzrosły więc płace m.in. dekarzy, sprzątaczek płci wszelakich oraz tych zatrudnionych w branży elektrycznej. A malarze i lakiernicy oraz monterzy rusztowań mają otrzymać podwyżki pensji w kwietniu i październiku. Od stycznia wzrosło także minimalne wynagrodzenie dla młodych i uczących się zawodu. W okresie pierwszego roku nauki ich wynagrodzenie nie może być niższe niż 649 euro, w drugim roku nie niższe niż 766 euro, a w trzecim ma wynosić co najmniej 876 euro.

Lewicowy rząd RFN przeforsował także wyższe świadczenia dla osób otrzymujących tzw. zasiłek socjalny lub obywatelski (Bürgergeld). Dla osób samotnych jego stawka wzrosła aż o 61 euro – do 563 euro miesięcznie. Na młodzież w wieku 14-17 lat przysługuje teraz 471 euro (zamiast dotychczasowych 420 euro), na dzieci do szóstego roku życia 357 euro, a na dzieci w wieku 6-13 lat – 390 euro. Oficjalnie podano, że w całych Niemczech ten „zasiłek obywatelski” pobiera już około 5,5 miliona osób. Super!

Z kolei około 21 milionów emerytów i rencistów może spodziewać się podwyżki świadczeń o ok. 3,5 proc. Jednak ostateczna decyzja w sprawie waloryzacji rent i emerytur ma zapaść dopiero wiosną – ze względu na jeszcze nie uchwalony budżet RFN. W tym roku ma także wzrosnąć kwota wolna od podatku dochodowego i granica dochodu, do której nie trzeba płacić podatku. Dla osób samotnych ta kwota wzrośnie z dotychczasowych 10 908 euro do 11 604 euro, a dla małżeństw do 23 208 euro. Gut! Ponadto z poziomu 6024 do 6384 euro wzrośnie także zwolniona z podatku kwota na dziecko. W przypadku rodziców rozwiedzionych ma to być połowa tej sumy (wg KNA i dw.com).

W związku z tymi i innymi wciąż rosnącymi wydatkami budżetu RFN, budżetów 16 landów i tysięcy gmin, obciążonych też kosztami utrzymywania ok. 4 milionów niepracujących imigrantów i uciekinierów z dalekich krajów, w tym ponad miliona niepracujących uciekinierów z Ukrainy, ciągle rośnie zadłużenie RFN. Rośnie, podobnie jak jeszcze znacznie większe zadłużenie masońsko-socjalistycznej republiki francuskiej, włoskiej, Hiszpanii i innych rządzonych od lat przez lewicę i już upadających państw Unii Europejskiej. Zadłużenie RFN już przekracza 67 proc. PKB, w przypadku republiki francuskiej dochodzi do 114 proc. PKB, a włoskiej do 150 proc. produktu krajowego. Sehr schlimm! To bardzo źle przede wszystkim dla dzieci i wnuków obecnie pracujących Włochów czy Francuzów, którzy to ogromne zadłużenie kiedyś będą musieli spłacić.

Jakby tego kryzysu zadłużenia było mało, na początku stycznia br. nadeszła kolejna hiobowa wieść. Bo badanie uniwersytetu w Kolonii przeprowadzone w grudniu na zlecenia dziennika „Handelsblatt” stwierdziło, że na przeprowadzenie w Niemczech planowanej przez władze RFN i UE „energetycznej transformacji” (Energiewende) trzeba będzie wydać dodatkowo ponad 60 miliardów euro do roku 2030. Dlaczego aż tak wiele? Bo od czasu radosnego zaplanowania przez SPD, Zielonych i innych euro-socjalistów i komunistów tej transformacji i całego „zielonego ładu”, a więc w okresie ostatnich 3-4 lat, znacznie wzrosły nie tylko koszty energii, ale też koszty pracy, transportu, surowców itd. Badacze z Kolonii oszacowali więc, że cała Energiewende będzie kosztować niemal dwa razy więcej, niż to szacowano i planowano w latach 2019-2020. Większą część z tych dodatkowych ponad 60 miliardów euro mają pochłonąć wielkie państwowe dopłaty do budowy nowych elektrowni „rezerwowych”, w tym przede wszystkim „klimatycznie neutralnych” i bardzo drogich elektrowni „wodorowych” i wiatrowych. Budów i elektrowni ekonomicznie nieopłacalnych, ale rzekomo koniecznych. Bo do roku 2030 mają być zlikwidowane wszystkie jeszcze działające elektrownie węglowe i większość tych gazowych (wg jungefreiheit.de). Wunderbar!

Najnowsze