Strona głównaMagazynNowy rok, nowy premier

Nowy rok, nowy premier

-

- Reklama -

Premier Élisabeth Borne ustąpiła ze stanowiska, na które prezydent Macron powołał Gabriela Attalan, byłego ministra edukacji narodowej. Ma 34 lata i jest najmłodszym szefem rządu w historii V Republiki Francuskiej. Kariera Attala była błyskawiczna, chociaż niektórzy podejrzewają, że nie obyło się bez wsparcia lobby homoseksualnego. Jako minister edukacji zyskał trochę popularności dzięki decyzjom o zakazie noszenia w szkołach islamskich abbaji i zapowiedzi wprowadzenia szkolnych mundurków. W dniu powołania też zaczął spektakularnie, bo od podróży w dotknięty powodzią region Pas-de-Calais.

„Moje gratulacje dla mianowanego premiera, najmłodszego w historii Francji zajmującego to stanowisko” – napisała na Twitterze prezes Europejskiego Banku Centralnego Christine Lagarde i dodała, że „Uosabia on przyszłe pokolenie przywódców politycznych”. Rzeczywiście, gładki i z „metra cięty” Attal to typowy przykład nowej generacji polityków. Opozycja z lewa i prawa już tak zachwycona nie jest. Eric Zemmour, prawicowy polityk i publicysta stwierdził po prostu, że „jeden wyznawca macronizmu zastąpił innego”. „Na co mogą liczyć Francuzi? Na nic” – mówiła z kolei Marine Le Pen. Rzeczywiście, podobieństw z Borne jest sporo. Obydwoje robili kariery z Partii Socjalistycznej, by później wesprzeć LREM Emmanuela Macrona.

Borne była drugą kobietą na tym stanowisku, a Attal jest pierwszym oficjalnie „tęczowym” premierem Republiki. Jest homoseksualistą i żyje w zarejestrowanym związku ze Stephanem Sejourne, też byłym studenckim aktywistą lewicowym, obecnie politykiem obozu prezydenckiego. Sejourne jest eurodeputowanym i szefem frakcji PE Renev. Partner nowego premiera wielokrotnie w PE dał się poznać jako np. krytyk Polski i Węgier. Był współpracownikiem znanego satyra i gwałciciela pokojówek z Sofitela, Dominika Strauss-Kahna. Po wygranej Macrona został z kolei jego doradcą i trafił na listę LREM do PE.

Zapewne można się będzie spodziewać dodatkowej aktywności nowego premiera w krzewieniu ideologii LGBT. Być może jego homoseksualizm był też ważnym argumentem przy wyborze dokonywanym przez prezydenta Emmanuela Macrona. Tak twierdził np. na antenie TV LCI Guillaume Roquette, dyrektor redakcji „Le Figaro”, który mówił, że ta nominacja ma właśnie związek z preferencjami seksualnymi ministra: „Motywacją Emmanuela Macrona do wyboru Gabriela Attala będzie w szczególności jego homoseksualizm (…). Zawsze wyjaśniał, że homoseksualizm jest częścią jego życia i tak było. To jeden z elementów m.in. tego, jaki byłby wybór premiera. Jedną z osi polityki Emmanuela Macrona jest emancypacja i fakt, że każdy musi mieć swobodę wyboru własnego stylu życia, a Gabriel Attal w swoim życiu poprzez swoje wybory i orientację seksualną byłby dla Emmanuela Macrona jednym z symboli realizacji takiego modelu”. Ten fragment wypowiedzi został później z nagrania usunięty… Sam Stéphane Séjourné z „zadowoleniem” przyjął mianowanie Gabriela Attala – „Potrzebujemy jego talentu, aby realizować nasze zobowiązania polityczne”.

Ustępująca Élisabeth Borne była premierem przez 2 lata. Prezydent Macron najwyraźniej uznał, że remanent rządu da szansę na nowe rozdanie, bo rząd nie ma większości w parlamencie. Borne zarzucano chaotyczne działania i była nazywana „Madame 49,3”, co odnosiło się do rozdziału Konstytucji pozwalającego narzucać pewne ustawy poza głosowaniem parlamentu. Przeciw niej złożono też najwięcej wniosków o wotum nieufności wobec premiera w historii V Republiki. Niektórzy twierdzili, że jako polityk już się zużyła. Gabriel Attal odziedziczy po niej niezbyt stabilną sytuację polityczną, m.in. ostre dyskusje i spory wokół ustawy imigracyjnej, o której losie ma rozstrzygnąć Rada Konstytucyjna. „Le Figaro” pisało o złożeniu „ofiary” w postaci premier Borne, co ma zaspokoić „vox populi”. Dla prezydenta wymiana premiera to zawsze szansa na „nowe rozdanie” i poprawienie notowań w postaci efektu „nowego” premiera.

Remanenty noworoczne

Francja wchodząca w Nowy Rok to od lat kraj wysokiego ryzyka. Tradycją nocy św. Sylwestra stało się tu podpalanie samochodów i zamieszki. W 2024 roku Paryż organizuje letnią olimpiadę i temat ten powtarzał się w czasie „świętowania” Sylwestra oraz w przemówieniu noworocznym prezydenta Macrona. Tegoroczny Sylwester był też sprawdzianem bezpieczeństwa dla tak dużej imprezy. Na ulice skierowano w tym roku 90 tys. policjantów i żandarmów, ale sam sprawdzian wypadł średnio.

Życzenia dla Francuzów prezydent składał m.in. na tle flag olimpijskich. Macron wyraził nadzieję w stylu pasującym do kraju dobrego wina, że „rok 2024 będzie francuskim rocznikiem”. Podsumował miniony rok „naznaczony kontynuacją wojny na Ukrainie i wojną Bliskim Wschodzie” i „skierował swoje myśli do rodzin zakładników przetrzymywanych przez Hamas”. Uznał, że Francja jest „niewątpliwie jednym z krajów Zachodu, który podjął najwięcej decyzji i przeprowadził najwięcej reform”. Z zadowoleniem przyjął przyjęcie ustawy imigracyjnej, którą jednak skierował do Rady Państwa. Na użytek rodaków stwierdził, że ustawa umożliwi dalszą „walkę z nielegalną imigracją” i „lepszą integrację tych, którzy mają pozostać na naszej ziemi”.

W sprawie UE Macron stwierdził, że czerwcowe wybory do PE będą „decydujące”, a „Francuzi będą mieli wybór między potwierdzeniem siły naszych liberalnych demokracji a poddaniem się kłamstwom siejącym chaos”, czym nawiązał do rosnących wpływów Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, które pozostaje liderem sondaży w wyborach do PE. Za najważniejsze wydarzenie nadchodzącego roku Macron uznał ponowne otwarcie katedry Notre-Dame de Paris i właśnie organizację igrzysk olimpijskich.

Do olimpiady Paryż 2024 nawiązywał też koncert i pokazy ogni sztucznych dla tłumu zebranego na Polach Elizejskich i pod wieżą Eiffele’a. Policja oceniła, że zebrało się tam od 800 000 do miliona ludzi. Łuk Triumfalny został oświetlony obrazami z motywami igrzysk. Zaraz po finałowym pokazie ogni sztucznych na Pola Elizejskie wkroczyła rzeczywistość. Pojawiła się grupa młodych pro-palestyńskich demonstrantów niosąca flagi palestyńskie. Flagami takimi wymachiwano, wchodząc na wiaty przystanków. Skandowano – „Wolna Palestyna”; „Izrael mordercy”. Policja szybko przypuściła szturm i towarzystwo rozpędziła.

Po 1 stycznia MSW twierdziło, że było „spokojnie i pokojowo”. MSW Gérald Darmanin podał, że w całej Francji zatrzymano tylko 389 osób. Pogratulował sobie, że podczas sylwestrowej nocy „o 19 proc. spadła liczba pożarów pojazdów, strzelanie do policji z fajerwerków spadło rok do roku zaś aż o 80 proc.”. W tym roku rannych zostało też o 40 proc. mniej żandarmów i policjantów (40 rannych funkcjonariuszy). Minister Spraw Wewnętrznych uznał więc, że „początek 2024 roku był spokojny, zwłaszcza w Paryżu”. Spłonęło w całej Francji 745 pojazdów. Dodajmy tu, że w 2023 spalono jednak „tylko” 690 pojazdów, chociaż rzeczywiście zatrzymano 490 osób, czyli trochę więcej niż obecnie. 874 aut płonęło jednak w 2022 roku, w 2020 r. było ich aż 1541, więc jakiś „postęp” jest.

1 stycznia Francuzów zastało też kilka zaprogramowanych zmian. Cena paczki papierosów nad Sekwaną wzrosła o 1 euro, co stanowi niezły prezent dla przemytników i złą wiadomość dla sklepów z tytoniem („tabaków”), które od kilku lat mają problemy z utrzymywaniem rentowności. Papierosy takie jak Chesterfield, L&M International, Philip Morris, a także Marlboro, są obecnie sprzedawane po 12,50 euro za paczkę. Najtańsze papierosy zdrożeją o około 0,5 euro.

Wzrasta za to płaca minimalna, tzw. SMIC, ale tylko o 1,13 proc. Minimalna stawka godzinowa pracy we Francji obecnie wynosi brutto do 11,65 euro (wcześniej 11,52 euro). W przypadku pracy w pełnym wymiarze czasu pracy płaca minimalna wzrośnie o 19,72 euro brutto miesięcznie, czyli o 15,60 euro netto. Emerytury wzrosną o 5,3 proc.

Katastrofy naturalne, ale też zamieszki społeczne takie jak w noc sylwestrową, spowodowały, że wzrosły ceny ubezpieczeń i to znacznie. O 7,3 proc. w przypadku umów indywidualnych i o 9,9 proc. w przypadku obowiązkowych umów zbiorowych. Na poczcie cena „zielonych” znaczków (taryfa ekonomiczna) wzrośnie z 1,16 euro do 1,29 euro. Wzrośnie także cena listów poleconych o 53 centy i o 16 centów na listy międzynarodowe. W trosce o „zdrowie” Francuzów stopniowo będzie wchodzić w życie nowa metoda obliczania zawartości tłuszczu, cukru i soli w produktach (co jest obłożone podatkiem „cukrowym”). Od 1 stycznia 2024 r. każde francuskie gospodarstwo domowe ma mieć „kompostownik” do segregacji śmieci, chociaż media zauważają, że ten obowiązek na razie jest trudny do wyegzekwowania.

Jedyne warte odnotowania „korzyści” dla Francuzów to prawo jazdy dla 17-latków, którzy nie muszą czekać do pełnoletniości, by poprowadzić samodzielnie pojazd oraz zniesienie punktów karnych za niewielkie przekroczenie szybkości. W sumie jednak kij jest znacznie dłuższy niż marchewka…

Ponad 67 milionów mieszkańców Francji

Według najnowszych danych Instytutu Statystyki (NSEE) we Francji mieszka 67 408 000 ludzi. Jednak np. Paryż się trochę wyludnia. INSEE opublikowało 28 grudnia dane na temat ewolucji populacji Francji. Niektóre terytoria, takie jak Martynika, Gwadelupa, a nawet Paryż, tracą mieszkańców. Na dzień 1 stycznia 2021 r. we Francji, z wyłączeniem Majotty, mieszkało 67 408 000 osób. Oznacza to średni wzrost o 0,3 proc. rocznie od 2015 r. Ten wzrost w latach 2010-2015 wynosił jednak więcej, bo 0,5 proc. Badanie potwierdza, że miasta rozrastają się bardziej dynamicznie niż prowincja i wieś.

W latach 2015-2021 liczba ludności na obszarach miejskich rosła dwukrotnie szybciej niż na wszystkich obszarach wiejskich (średnio +0,4 proc. rocznie w porównaniu do +0,2 proc.). Prowincja francuska cierpi z powodu „ujemnego salda przyrostu naturalnego”, a ubytki te zapełnia… migracja. Paryż ma 2,1 miliona mieszkańców, ale oznacza to zmniejszenie się stołecznej populacji o –0,6 proc. Podobnie jest departamentach zamorskich, na Martynice (–0,9 proc.) i Gwadelupie (–0,6 proc.). Straciły też niektóre departamenty. W Mozeli i Górnej Marnie ubyło 0,8 proc. ludności, w Nièvre i Creuse 0,7 proc. W latach 2015-2021 liczba ludności spadała w sumie w 23 departamentach, średnio o co najmniej 0,2 proc. rocznie. Największy przyrost odnotowały departamenty Hérault, Haute Garonne, Loire Atlantique, Żyrondy, Korsyki Południowej i Górnej Sabaudii.

Francuzi o mediach publicznych w Polsce i o naszej gospodarce

AFP, a za nią francuskie media zauważyły, że polskie media publiczne zostały „postawione w stan likwidacji w celu… ułatwienia ich restrukturyzacji”. Relacje z Polski nie ukrywają też specjalnie sympatii dla nowej ekipy rządzącej. „Nowy polski Minister Kultury ogłosił w środę wieczorem, że media publiczne uważane za awangardę byłego populistycznego rządu zostały postawione w stan „likwidacji”. Bartłomiej Sienkiewicz motywował swoją decyzję w szczególności chęcią „zapewnienia funkcjonowania i restrukturyzacji” publicznego radia i telewizji oraz polskiej agencji prasowej PAP oraz „uniknięcia zwolnień pracowników” tych spółek – stwierdzało AFP, powołując się na komunikat prasowy tego ministra.

„Stan likwidacji może zostać w każdej chwili uchylony przez właściciela”, którym jest państwo – napisał Bartłomiej Sienkiewicz. Wyjaśniano, że „decyzja ministra następuje po decyzji polskiego prezydenta Andrzeja Dudy, sojusznika odsuniętych od władzy populistycznych nacjonalistów, o zawetowaniu przyznania dotacji tym mediom, których kadrę kierowniczą właśnie zmienił nowy prorządowy prezes”. Francuskie media podają, że „tuż po dymisji prezesów zawieszono nadawanie publicznego kanału informacyjnego TVP”, a „odsunięci od władzy po październikowych wyborach legislacyjnych populiści protestują przeciwko tym decyzjom, które uważają za »atak na wolność mediów«”.

Francuz dowie się jeszcze, że „w ciągu ośmiu lat sprawowania władzy przez populistyczną partię nacjonalistów media publiczne stały się prawdziwą tubą rządu w Polsce”, a „organizacja Reporterzy bez Granic (RSF) w swoim raporcie za 2020 rok podkreślała, że »w (polskich) mediach publicznych nadal królują wypowiedzi stronnicze i nawoływanie do nienawiści, które przekształciły się w tubę propagandy rządowej«”. Lewicowy dziennik „Liberation” pisał o „depisizacji” mediów. To „trudny manewr, który pozwala ocenić skalę wyzwań stojących przed liberałami”. Jego zdaniem Tusk sięgnął do „praworządnych reform bez konieczności uciekania się do tych samych metod”, co poprzednicy. „Kilka dni po objęciu władzy koalicja pod wodzą Donalda Tuska zamierza przywrócić niezależność mediów publicznych, regularnie oskarżanych o bycie sforą propagandową byłego populistycznego rządu nacjonalistycznego” – dodawał dziennik.

W sumie takie „etykietowanie” to nic nowego. Na Zachodzie nie bawią się w niuanse, nie ma słowa o łamaniu prawa przez nową ekipę czy o tym, że większość mainstreamowych mediów w Polsce wspierała jednak obóz lewicowo-liberalny. PiS jak zwykle zostaje obsadzony w roli „złego luda”, czyli „populistycznych nacjonalistów”. Są to czarno-białe schematy, których poprzednia ekipa nigdy nie przełamała, chociaż się nieudolnie o to starała…

Za to teraz Francuzi konstatują, że lepsze wyniki gospodarcze od ich kraju ma… „nawet Polska” . Przed wyborami parlamentarnymi w Polsce taka konstatacja w zachodnich mediach byłaby niemal niemożliwa. Już można. Portal „Atlantico” powołując się na „The Economist”, stwierdza, że wśród krajów, które w 2023 r. osiągnęły lepsze wyniki gospodarcze od Francji, są „Grecja, Włochy, Portugalia, a nawet Polska”. Chodzi o ranking brytyjskiego „The Economist” dotyczący najlepszych wyników gospodarczych w 2023 r. sporządzony dla 35 krajów na podstawie kilku wskaźników (inflacja, PKB, zatrudnienie i wyniki giełdy, itp.).

W tym rankingu od 2022 r. Grecja kolejny raz zajmuje pierwsze miejsce. Dzieje się to 10 lat po kryzysie i być może łatwiej było się tu odbić od dna. Teraz wzrost gospodarczy Grecji jest jednym z najsolidniejszych w Europie i według Komisji Europejskiej powinien przekroczyć 2 proc. także w nadchodzących latach. Wynik został osiągnięty jednak kosztem bolesnej polityki oszczędności, ale także cyfrowej transformacji gospodarki i zapewnieniu rynkowej konkurencji. Agencje ratingowe usunęły ten kraj z grupy „krajów ryzyka” i pojawili się inwestorzy. Tym bardziej niezadowoleni są Francuzi, których kraj znalazł się na 19. miejscu na 35 sklasyfikowanych. Pocieszają się, że np. Grecja i tak jest biedniejsza niż przed kryzysem z 2010 r., a jej PKB w 2023 r. będzie nadal o około 14 proc. niższy niż w 2009 r. Słabe wyniki Francji tłumaczą też „szczególnym charakterem kryteriów” stosowanych przez „The Economist”. Jeśli chodzi o takie kraje jak Grecja, Portugalia, Polska czy Włochy, mówi się o „zemście” krajów, które uważane były za „słabe ogniwa” UE i poza Polską, także strefy euro. Paryż pociesza się, że 19. miejsce w rankingu OECD wypada i tak lepiej od „oszczędnych” gospodarek np. Holandii i Niemiec (odpowiednio 22. i 27. miejsce).

Najnowsze