Ferrari chowa elektryczne plany wysoko na półkę. Klienci zdecydowanie wolą samochody spalinowe. Włoski gigant motoryzacji, wobec braku popytu, zapowiedział, że przesuwa o kilka lat premierę swojego drugiego elektrycznego samochodu.
Włoska legenda z Maranello właśnie dała lekcję realizmu całej branży motoryzacyjnej. Ferrari przesunęło premierę swojego drugiego modelu elektrycznego z 2026 na 2029 rok. Powód? Prozaiczny – klienci po prostu nie są zainteresowani.
To szczególnie ironiczne w czasach, gdy politycy na całym świecie wieszczą koniec ery spalinowej i malują wizje przyszłości pełnej elektrycznych, rzekomo ekologicznych pojazdów. Tymczasem nawet najbardziej zamożni klienci, którzy teoretycznie powinni być pierwszymi adaptatorami nowych technologii, głosują portfelami przeciwko elektrycznej rewolucji.
Ferrari oficjalnie komentuje sprawę z typową dla siebie dyplomatyczną powściągliwością. „Nigdy nie składaliśmy żadnych oświadczeń dotyczących drugiego elektrycznego Ferrari” – napisano w komunikacie.
To elegancki sposób na powiedzenie „nie ma popytu, nie ma produktu” – zasada, która najwyraźniej umknęła uwadze planistów klimatycznych.
Firma z Maranello nie rezygnuje jednak całkowicie z elektryfikacji. Pierwszy w pełni elektryczny model nadal ma zostać wprowadzony pod koniec tego roku, a dostawy rozpoczną się w październiku 2026. Z nieoficjalnych informacji wynika, że będzie to „duży” samochód, ale nie SUV. Zainteresowanie pierwszym modelem jest jednak tak małe, że od razu odwleczono premierę drugiego modelu. Na razie o kilka lat, ale niewykluczone, że Ferrari z kolejnego elektryka zrezygnuje definitywnie.