Polski samochód elektryczny Izera, według początkowych zapowiedzi PiS-u, miał trafić na rynek nawet w 2024 roku. Dziś wiemy, że projekt został całkowicie porzucony, a mnóstwo pieniędzy zmarnowano. Rząd Tuska nie planuje jednak wyciągać wniosków. O ile z Izery zrezygnował, to pieniądze zmarnuje w inny sposób – dojenie kasy podatników odbędzie się z tytułu „klastra elektromobilności”.
Izerę zapowiadano w lipcu 2020 roku. Wówczas zaprezentowano dwa prototypy: SUV-a oraz hatchbacka. Przewidywano, że polski samochód elektryczny może wejść na rynek już w 2024 roku, a najpóźniej – w 2026 roku.
Jak to w przypadku państwowych projektów zazwyczaj bywa, nic z tego nie wyszło. Pieniędzy natomiast wydano całe mnóstwo. Na działania przygotowawcze niezbędne do przygotowania i uruchomienia produkcji samochodów elektrycznych wydano co najmniej 500 milionów złotych. Z tych pieniędzy i w ciągu tylu lat nie udało się postawić choćby fabryki do produkcji Izery.
Wiadomo już, że rząd Tuska nie będzie kontynuował tego projektu. Nie rezygnuje jednak z możliwości trwonienia pieniędzy na elektromobilność. Jak podaje Interia, w to miejsce Ministerstwo Aktywów Państwowych proponuje „klaster elektromobilności”.
Według zapowiedzi ministra Jaworowskiego, projekt zakłada cztery główne cele gospodarcze: zapewnienie miejsc pracy, transfer technologii, lokalizację łańcucha dostaw oraz obniżenie ryzyka inwestycyjnego. Kluczowe obszary klastra obejmują między innymi budowę marek pojazdów elektrycznych, produkcję samochodów, utworzenie Centrum Badawczo-Rozwojowego oraz rozwój całego ekosystemu elektromobilności.
Brzmi niesamowicie, a czy w wykonaniu państwa okaże się skuteczne? Czas pokaże, ale parafrazując słynny cytat z dużego ekranu – nie wydaje nam się.