Dziennikarze, by zarobić, ze wszystkiego muszą zrobić sensację. Mega sensacje. Więc przesadzają. Manierę tę przejęli publicyści (kilka razy sam się na tym przyłapałem!), politycy… Niedługo sędziowie zaczną wydawać wyroki za „Największe przestępstwo stulecia!”.
Właśnie czytam, że p. Donald Trump odniósł druzgocące zwycięstwo nad p. Kamalą Devą Harris. Zwycięstwo wręcz powalające, nienotowane. Notujemy: 76 mln głosów do 73 mln, w liczbie elektorów 312 : 226. Tymczasem w 1980 śp. Ronald Reagan otrzymał prawie 44 mln głosów, wobec ponad 35 mln dla p. Kubusia Cartera (właśnie skończył 100 lat i oddał głos na p. Harris) i 5,7 mln dla Andersona. W Kolegium Elektorskim głosowało na Niego 489 elektorów, podczas gdy na demokratę – 49. Trzeba przy tym pamiętać, że Reagan miał program znacznie wyrazistszy niż p. Trump! Chodziło o pokonanie p. Cartera – i zmiecenie całej lewackiej ideologii z czasów jeszcze śp. Lyndona Johnsona (który, jak nieraz pisałem, zostałby wyrzucony z PZPR za lewicowe odchylenie…).
I pokonał. Bardzo wyraźnie.
A w 1984 Jego przeciwnikiem z ramienia demokratów był śp. Walter „Fritz” Mondale. W głosowaniu powszechnym urzędujący prezydent uzyskał ponad 54 mln głosów przy ponad 37 milionach dla Mondale’a. W Kolegium Elektorów Reagan otrzymał 525 głosów wobec 13 dla kandydata Demokratów.
Nie chce mi się sprawdzać, ale chyba śp. gen. Dwight „Ike” Eisenhower miał jeszcze lepsze wyniki.
(Tu ilustracja histerii: po klęsce wyborczej p. Kamali Harris śp. Antoni Nephew z Minnesoty zabił żonę, b. żonę i 2 z nimi synów – po czym popełnił samobójstwo, bo „pod Trumpem nie będzie życia”).
Takich przypadków było kilka. Nie przypominam sobie, by ktoś popełnił samobójstwo po zwycięstwie strasznego militaruysty Eisenhowera.
Oczywiście po klęsce Hitlera dr Józef Goebbels zabił żonę i 6 dzieci. Ale to nie była histeria, tylko wyrachowana decyzja oparta o słuszne założenie, że Alianci rozpoczną denazyfikację, której ofiarami byłaby ich rodzina – a Goebbelsowie nie chcieliby, by ich dzieci wychowano na anty-hitlerowców.
Wracamy do teraźniejszości. Niektórzy nadal pamiętają epidemię CoViDu. Zmarło 7 mln ludzi. Pamiętacie tę histerię dziennikarzy, urzędników i polityków, która udzieliła się i Ludowi Bożemu. Tymczasem w 1948 na grypę „hiszpankę” zmarło prawie 90 mln osób – a nikt nie robił paniki, lockdownów i nie zabraniał wstępu do lasów. Przy tym w 1948 było nas 2 mld, a w 2021 – 8 miliardów!
Oczywiście tę histerię rozpętywała świadomie Big Pharma przy pomocy fellow travellers typu p. Marka Zuckerberga – ale przecież nie przekupili oni wszystkich!
Czytam dziś w Sieci na rozmaitych portalach paramedycznych, co robić, gdy się podejrzewa, że ma się CoViD? Można iść do pracy, dobrze jest nosić maseczkę, można pójść do lekarza, ale najprawdopodobniej sam przejdzie… A co było w trakcie tej „plandemii”? Izolowano całe domy, całe rodziny – a nieszczęśników porywali okutani całkowicie sanitariusze, wieźli do szpitala i wrzucali pod respirator, który ofiarę najczęściej wykańczał.
Przy okazji przypominam, że, moim zdaniem, ludziom, którzy stali za wybuchem tej epidemii, nie wszystko poszło tak, jak miało. Epidemia wybuchła za wcześnie, ludzie się uodpornili. Jest jednak inna hipoteza – oparta o zasadę: Is fecit, cui prodest…
Otóż: komu przyniosła korzyść epidemia CoViDu? Rządom państw beznadziejnie zadłużonych. Otóż wydatki na opiekę lekarską stanowią około 1/3 budżetu – natomiast 90 proc. kosztów leczenia generuje obywatel na emeryturze. Zwłaszcza cierpiący na choroby przewlekłe. A kogo zabijał wirus SARS? Osoby po 60-tce, cierpiący na choroby przewlekłe. Natomiast cierpiących na serce czy nowotwór zabijano, rezerwując wszystkie szpitale dla chorych na CoViD…
Gdyby wirus wymordował wszystkich po 60-tce, piętnastokrotnie zmniejszyłyby się wydatki na medycynę. I to może tłumaczyć tę operację. Zresztą ludzi jest podobno za dużo.
W tej chwili nadal rozkręcane są podobne histerie. Np. transgender. 10 lat temu nawet do głowy by mi nie przyszło, że normalne dziecko może chcieć sobie poobcinać różne kawałki świadczące o ich płci biologicznej – i dać się przerobić na zdefektowany egzemplarz płci przeciwnej. Gdyby rocznie w Polsce zwariowałoby tak dwoje dzieci, to by to było bardzo dużo. Dziś są to setki lub więcej. Tu musi być sączona jakaś trucizna – może podprogowe bodźce w jakimś Netflixie? Ta epidemia miałaby dwa cele: naruszyć fundamenty „patriarchalnego społeczeństwa” – no, i dać zarobić „lekarzom” przeprowadzającym te nieludzkie operacje.
Kolejna histeria – klimatyczna. Tu trudno znaleźć ludzi, którzy za tym stoją. Najbardziej racjonalnym wydaje mi się przypuszczenie, że stoi za tym grupa miliarderów znających eksperyment Calhouna z myszami – a ich celem jest świadome obniżenie poziomu życia ludzi, by nie wyginęli z dobrostanu tak jak owe myszy. Żadnego innego racjonalnego wyjaśnienia poza świadomą chęcią obniżenia poziom życia (nie tylko z tego powodu zresztą) nie znajduję.
I znów: ludzie wpadają w histerię i np. nie chcą mieć dzieci, bo każde dziecko to ileś tam ton CO2 – co przyspieszy kres ludzkości. Przepiękną ilustracją są przedstawiciele „Ostatniego Pokolenia” głoszący, że wszyscy wymrzemy z braku wody – i robiący to podczas trwającej powodzi!
To, że ludzie głupieją, to oczywiste: państwowa szkoła, telewizja, socjalizm… Ale co innego jest ogłupienie – a co innego wariactwo. I to trudno mi wytłumaczyć.
Jako cybernetyk mogę przyjąć, że starzejący się system (czyli nasza cywilizacja) popada w drgawki – temu tłumaczeniu brakuje jednak materialnego zaczepienia się. Aż prosi się, by sięgnąć do wyjaśnień poza-naturalnych. Ale to już nie moja działka!