Od lat alarmuję, że nasze sądownictwo jest w ruinie. Poza „Najwyższym CZAS!”-em pisałem o tym i w „Rzeczpospolitej”. Z zerowym skutkiem. „Rzepa” uczciwie relacjonowała moje wypowiedzi:
– „Sytuacja w wymiarze sprawiedliwości jest już nie do naprawienia” – mówił w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem Janusz Korwin-Mikke, poseł Konfederacji, przewodniczący partii KORWiN (luty 2020) „Ktoś nie wykona wyroku sądu – i będzie wojna”. Na pytanie, czy w takiej sytuacji rząd wyprowadzi wojsko na ulicę, Korwin-Mikke odparł, że ma nadzieję, iż wojsko „zrobi wtedy zamach stanu i samo weźmie władzę”. – „I wsadzi polityków do kryminału. Należy się to i władzy, i opozycji” – mówił. Poseł Konfederacji przekonywał też, że w kwestii zmian w wymiarze sprawiedliwości „nikt – łącznie z sędziami – nie ma pojęcia, o co chodzi”.
Z gorzką satysfakcją donoszę, że pisałem o tym tak (obszerne fragmenty):
(…) Stoję po stronie niezawisłości sędziowskiej – i będę stał, choćby po tej samej stronie stali nie tylko esbecy, ale i sam Lucyfer. Wierzę bowiem nie tylko, że „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej” – ale też, że Państwo Prawa jest najlepszym instrumentem wychowywania przyszłych pokoleń narodu polskiego i innych narodowości żyjących pod opieką III RP. I wiem, że Prawo jest niezbędne, by obywatele mieli obronę przed aparatem państwowym, który bez tego wędzidła zachowuje się jak kukułka w gnieździe. A na to, by Prawo mogło nas bronić przed państwem, sędziowie i instytucje sądownictwa muszą być od aparatu państwowego niezależni.
Żyjemy w dziwnych czasach. Nie mamy króla, który mógł powściągać aparat państwa. Po rewolucji francuskiej aparat państwa z ulgą pozbył się instytucji Monarchy – i państwa demokratyczne rozrastają się jak pasożyty, niszcząc narody, którymi władają. Teoretycznie suwerenem jest „naród”, który powinien króla zastępować – jednak senatorowie i posłowie, powoływani przez społeczeństwo, by pilnowali jego spraw, najdalej po dwóch miesiącach pobytu na ulicy Wiejskiej w Warszawie zaczynają czuć się częścią aparatu państwa mającego trzymać ludzi za pyski. Notabene po części słusznie – bo „społeczeństwo” to nie jest „naród”, co widać po tym, że społeczeństwo domaga się życia na kredyt, który miałyby spłacać nasze wnuki (będące częścią narodu – ale nie społeczeństwa!).
W tej sytuacji jedynym obrońcą Prawa stał się aparat sądownictwa. Ten aparat – pozbawiony kontroli, którą powinien sprawować Monarcha – też się zdegenerował. Jednak w walce z coraz bardziej totalitarnym państwem lepsza zła broń niż żadna.
Zarówno hitlerowcy, jak i staliniści twierdzili, że Prawo przeszkadza w skutecznym sprawowaniu władzy. I po to właśnie jest Prawo: by aparat państwowy nie mógł sprawnie powsadzać nas do więzień i obrabować z majątków. Bo każdy aparat z czasem zaczyna mieć własne cele – przede wszystkim rozrost własny i maksymalizację pieniędzy na sam aparat – a, jak to słusznie zauważył genialny Aleksy de Tocqueville, „nie ma takiego okrucieństwa – ani takiej niesprawiedliwości – jakiej nie mógłby się dopuścić skądinąd łagodny i liberalny rząd… kiedy zabraknie mu pieniędzy!”. Więc dla obrony przed tym (bynajmniej nie takim łagodnym i liberalnym…) rządem musi istnieć aparat od tego rządu absolutnie niezależny.
(…)
Proszę zauważyć, że nie jest w tym najważniejsze samo mianowanie. Minister sprawiedliwości może mianować sędziów, a ci po jakimś czasie, jeśli będą niezależni, zaczną zachowywać się jak mianowani przecież przez Moskwę albańscy, czescy, polscy, słowaccy czy węgierscy komuniści (…). Ważne, by żaden organ aparatu państwowego nie mógł ich nagradzać, karać, ani zdejmować z urzędu.
Oczywiście potrzebny jest i aparat kontroli sędziów – bo, jak to był powiedział śp. lord Acton, „władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie!”. Dlatego trzeba powołać sądy kapturowe: po cichu i bez rozgłosu, w niejawnych (to ważne!) procesach, usuwające sędziów niegodnych tego zawodu. Powinny składać się z emerytowanych sędziów i prokuratorów, znanych skądinąd z surowości, a powoływać ich powinien, skoro chwilowo nie mamy króla, Prezydent: człowiek mało zależny od aparatu. (…)
Na koniec – sprawy bieżące. Poderwanie w oczach ludzi autorytetu sędziów – w partykularnym i akcydentalnym celu zyskania poparcia ludzi dla zmian w sądownictwie – to popełniona przez dyrygowane przez PiS media: zbrodnia! Autorytet sądów i sędziów to bezcenna wartość ponadpartyjna. (…)”.
Radziłem więc, by zlikwidować SN, TK i Trybunał Administracyjny – i spośród prawie setki tych sędziów powołać nowy Sąd Najwyższy – dziewięciu sędziów dożywotnich.
W USA jakoś to działa…
Nikogo to nie zainteresowało, bo w Polsce nadal obowiązuje stalinowska zasada: „Nie jest ważne, co się mówi – tylko: kto, kiedy i z jakich pozycyj!”. To też nikogo nie interesuje, bo te słowa wypowiedział przecież Stalin, kiedyś tam i z całkowicie niesłusznej pozycji…
Pisze więc to człowiek jeszcze bardziej niewłaściwy, z pozycji całkiem niewłaściwej – ale przynajmniej czas jest właściwy. Więc piszę.
Rozpada się nie tylko sądownictwo. Właśnie CBA aresztowało p. Janusza Palikota, który kiedyś „reprezentował Polskę (!!?!) w Klubie Bilderberg oraz Komisji Trójstronnej! Co się po tym stało? Poleciało żądanie likwidacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego – przy okazji oskarżając je o robienie fikcyjnych zbiórek na nieistniejące „ciężko chore” osoby oraz na… pomoc dla Ukrainy (i żywienie się tymi pieniędzmi!). Ostrzegałem, że w d***kracji służby muszą kraść, inaczej zdechłyby z głodu – ale teraz obserwujemy poderwanie autorytetu również organów ścigania, bo to leci publicznie!!!
Wojsko? Tu dopiero lecą informacje o korupcji. A, wiadomo: kontrrewolucyj ani rewolucyj nie robią oficerowie skorumpowani…
Cóż: dożyłem upadku państwa polskiego – i właściwie całej cywilizacji Białego Człowieka. Proszę nie mówić, że nie ostrzegałem!