Strona głównaMagazynBankrutuje i upada coraz więcej firm. Dobija je unijny "Zielony Ład"

Bankrutuje i upada coraz więcej firm. Dobija je unijny „Zielony Ład”

-

- Reklama -

W Niemczech bankrutuje i upada coraz więcej firm małych i dużych – szczególnie w sektorze transportu, magazynowania, budownictwa czy hotelarstwa. Ale nawet firmy motoryzacyjne, w tym te największe, jak Volkswagen AG, też już mają wielkie problemy kosztowe i sprzedażowe. Nadchodzi więc czas ekonomicznej godziny prawdy dla Niemiec i innych już ogromnie zadłużonych i gospodarczo powoli upadających największych krajów euro-sowchozu.

Pomimo lipcowego i sierpniowego spadku inflacji CPI w Niemczech do poziomu ok. 2,3-1,9 proc. rocznie i pomimo dalszego funkcjonowania wielkiego systemu nadzwyczaj tłustej i ogromnie kosztownej „opieki socjalnej” – już dla kilkunastu milionów niepracujących i dla niemal wszystkich chętnych z całego świata – nadal rosną koszty utrzymania i życia przeciętnych rodzin i mieszkańców. Podobnie jak w już bankrutujących i stopniowo upadających innych euro-socjalistycznych republikach: francuskiej, hiszpańskiej, włoskiej i portugalskiej.

- Reklama -

Według Federalnego Urzędu Statystycznego w lipcu 2024 r. żywność i napoje bezalkoholowe były w Niemczech średnio już o ponad 32 procent droższe niż cztery lata wcześniej. Ale np. oliwa z oliwek podrożała w sklepach w tym okresie aż o 112,6 proc., cukier o 83,3 proc., sery twarogowe o 72,6 proc., mleko skondensowane o 61,6 proc., szparagi i inne warzywa w puszkach o 64,5 proc., mąka pszenna o 61,5 proc., a pieczywa chrupkie i sucharki aż o 66,4 proc. (wg DPA). Wunderbar!

Jednak znacznie ważniejsze dla przyszłości Niemiec jest to, że od ponad trzech lat powoli, ale systematycznie kurczy się i upada niemiecka gospodarka – w co najmniej kilku ważnych branżach. W tym w branży motoryzacyjnej – dla Niemiec najważniejszej, także pod względem wizerunkowym. Wskutek już ogromnych kosztów i obciążeń europejskich firm przemysłowych – w efekcie polityki „klimatycznej”, energetycznej, socjalnej i fiskalnej władz UE i RFN, coraz więcej przedsiębiorstw niemieckich czy np. holenderskich przenosi swoją produkcję i usługi do USA lub Azji, gdzie koszty pracy, energii i transportu, są od ponad trzech lat aż 2-3 razy mniejsze. Albo redukują zatrudnienie.

Pozostałe przyczyny tych kryzysowych zjawisk to zbyt duża i coraz większa biurokracja oraz braki niezbędnych inwestycji, w tym w dziedzinie infrastruktury transportowej i komunikacyjnej. Należy przypomnieć, że według oficjalnych danych niemieckiego urzędu statystycznego, gospodarka RFN skurczyła się w ubiegłym roku o 0,3 proc. A na rok 2024 trzy wiodące niemieckie instytuty ekonomiczne przewidują stagnację i zero wzrostu PKB. Jednak niektóre inne instytuty twierdzą, że nastąpi spadek PKB w porównaniu do roku 2023. Między innymi dlatego, że produkcja przemysłowa w lipcu br. była aż o prawie dziesięć procent niższa od tej ze stycznia ubiegłego roku. I dalej spada – już szósty rok z rzędu. Sehr schlimm!

10 września przewodniczący Związku Niemieckiego Przemysłu (BDI), Siegfried Russwurm oszacował i ogłosił, że już aż około 20 procent wartości całego niemieckiego przemysłu jest zagrożone upadłością lub migracją do krajów świata i krajów Europy – tych spoza obszaru wielkich ograniczeń i coraz większych kosztów neosowieckiej Unii Europejskiej (wg faz.net). Donnerwetter!

Problemy VW i upadłości innych firm

Ostatnio czołowym przykładem kryzysu branży motoryzacyjnej jest kiepska sytuacja największego motoryzacyjnego koncernu w Europie i największego na świecie, obok Toyoty, producenta samochodów – koncernu Volkswagen AG. 9 września okazało się, że kierownictwo tej ogromnej firmy już przygotowuje swoich pracowników i związkowców na „nieuniknione” redukcje zatrudnienia. To kierownictwo rozważa zamknięcie kilku swoich zakładów produkcyjnych – również w Niemczech, czemu oczywiście mocno sprzeciwiają się tamtejsze związki zawodowe. Dyrektor finansowy VW Arno Antlitz tłumaczył szefom tych związków, że już od kilkunastu miesięcy firma więcej wydaje, niż zarabia. Więc w grę wchodzi ponoć zwolnienie może nawet aż 100–110 tys. pracowników w ciągu najbliższych 3– 4 lat spośród 673 tys. wszystkich obecnie zatrudnionych w grupie VW (!).

Dzieje się tak dlatego, że od stycznia 2022 r. ciągle rosną koszty pracy – z powodu dalszego wprowadzania niemieckiej odmiany eurosocjalizmu, tj. bardzo wysokich podatków i opłat na niemiecki ZUS, „fundusze pracy”, odprawy, zasiłki i inne cele. A od roku 2021 do wiosny br. ciągle rosły też koszty energii i transportu – głównie z powodu eurokomunistycznej „polityki klimatycznej”, „klimatycznego” podatku ETS i wprowadzania innych elementów unijnego „Zielonego Ładu”.

Wszystko to powoduje, że produkcja i sprzedaż niektórych rodzajów pojazdów, nawet tych elektrycznych – do stycznia br. mocno dotowanych przez rząd RFN – stała się już nieopłacalna. Od stycznia mocno spada też liczba zamówień, szczególnie na samochody elektryczne, więc VW nie jest już konkurencyjny – stwierdził naczelny dyrektor tej wielkiej firmy Thomas Schäfer. Na spotkaniu z przedstawicielami związku zawodowego IG Metall Schäfer dodał, że sytuacja firmy „jest już bardzo krytyczna”, więc „już nie może być tak dalej” i już nie można obejść się „bez zauważalnych cięć”. Richtig!

Dwa dni później, tj. 11 września, Federalny Urząd Statystyczny podał, że w pierwszej połowie tego roku liczba upadłości firm w Niemczech wzrosła o prawie jedną czwartą. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku niemieckie sądy zgłosiły 10 702 upadłości przedsiębiorstw, w tym aż 40 firm wielkich, tj. tych zatrudniających powyżej 500 pracowników. Było to aż o 24,9 procent więcej upadłych firm niż przez analogiczny okres roku ubiegłego. Sądy oszacowały roszczenia wierzycieli na w sumie aż około 32,5 miliardów euro. Ten wzrost jest jeszcze bardziej znaczący. Bo w pierwszej połowie roku 2023 ww. roszczenia opiewały jeszcze tylko na około 13,9 mld euro.

Niemieccy ekonomiści przewidują, że ten negatywny trend najprawdopodobniej utrzyma się w drugiej połowie tego roku. Ze statystyk wynika, że liczba złożonych wniosków firm o niewypłacalność wzrosła w sierpniu br. aż o 10,7 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem roku ubiegłego. Od czerwca 2023 r. tempo wzrostu liczby firm niewypłacalnych i upadłych było cały czas dwucyfrowe – za wyjątkiem czerwca br. (plus 6,3 proc., ale w statystykach upadłości firm są uwzględniane tylko te po pierwszej decyzji sądu upadłościowego, więc w większości przypadków faktyczna data złożenia wniosku o niewypłacalność przypada prawie trzy miesiące wcześniej). W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku wzrosła także liczba upadłości konsumenckich – o 6,7 proc. – do 35 371 przypadków.

Najbardziej znanym przykładem dużej niemieckiej firmy, która zgłosiła niewypłacalność w tym roku, jest Esprit Europe GmbH. Na początku sierpnia br. ta firma odzieżowo-modowa podała, że do końca roku zamknie wszystkie swoje sklepy w Niemczech – w liczbie 56. Pracę ma stracić około 1300 pracowników. Wcześniej, w marcu br., ww. firma ogłosiła upadłość w Belgii i Szwajcarii. Podobnie złe wiadomości już od lipca i sierpnia nadchodzą także od innych niemieckich gigantów przemysłu – od takich koncernów, jak BASF, Bosch, Siemens czy ThyssenKrupp, które już także planują duże cięcia kosztów i zwolnienia tysięcy swoich pracowników. Koncern Bosch, który kilka lat temu nieroztropnie postawił na autka elektryczne, zapowiedział zwolnienie ok. 1500 pracowników do roku 2025. Z kolei np. ZF Friedrichshafen AG – czołowy niemiecki producent samochodowej elektroniki, systemów hamulcowych i pasów bezpieczeństwa, zapowiedział likwidację aż 14 tys. miejsc pracy do roku 2028 (!) (wg dw.com).

Eurokomuna nadal naciera

Jednak mimo tej ciągle pogarszającej się sytuacji tysięcy europejskich przedsiębiorstw małych i dużych – na ogół już od ponad 3 czy 4 lat, eurokomunistyczne władze UE nadal planują dalsze etapy swojego neokomunistycznego „Zielonego Ładu” i innych „transformacji”. W tym m.in. wprowadzenie w roku 2035 całkowitego zakazu produkcji i sprzedaży nowych samochodów spalinowych (!). Jakby tego wszystkiego było mało, rządzącym Unią Europejską eurokomunistom z różnych partii lewicowych i postchadeckich – tym różnym „demokratycznym” socjalistom, lewicowym liberałom, „zielonym” i innym lewakom, już co najmniej od ubiegłego roku brakuje bardzo dużo pieniędzy. Brakuje im kolejnych setek miliardów euro na dalsze forsowanie ich „Zielonego Ładu”, ich „polityki klimatycznej”, socjalnej, imigracyjnej itd. Od dobrych kilku miesięcy ci rządzący naszymi krajami eurokomuniści kombinują więc, żeby przeforsować kolejne „wspólne pożyczki krajów UE”, czyli „wspólne długi”.

Należy przypomnieć, że te „wspólne” pożyczki UE, w łącznej dotychczasowej wysokości już ponad 870 miliardów euro, będą musieli spłacać, wraz z dużymi odsetkami, wszyscy „obywatele Europy”, tj. obecni i przyszli podatnicy, w tym pracownicy najemni, rolnicy i emeryci. A te „wspólne” pożyczki i nowe długi mają być przeznaczone w większości nie na jakąś faktyczną odbudowę gospodarek krajów Europy po epoce biurokratycznego eurosocjalizmu z lat 2000–2023, ale na kolejne „transformacje klimatyczne”, energetyczne, „cyfrowe” itp. cele „zielone” i „postępowe”. Więc teraz rządzący UE eurokomuniści chcą zaciągnąć kolejne „wspólne pożyczki”, żeby dalej forsować swoje absurdalne i chore cele ideologiczne.

Już im nie wystarczają dotychczasowe ogromne „wspólne długi” – te zaciągnięte przez tzw. Komisję Europejską „w imieniu wszystkich obywateli UE” w roku 2021 i 2022 na ich „plany odbudowy”, tj. na fatalno-zielone i marnotrawne KPO itp. Długi, które kiedyś będą musieli spłacać wszyscy europejscy podatnicy, w tym biedni lub niezamożni rolnicy, młodzi pracownicy, absolwenci i emeryci. Zapewne po około 3-3,5 tys. euro na podatkową głowę. Sehr dumm und sozialistisch!

Najnowsze