Strona głównaGŁÓWNYCzy cyklon G zniszczy Wrocław?! Rozmowa z człowiekiem, który przewidział powódź

Czy cyklon G zniszczy Wrocław?! Rozmowa z człowiekiem, który przewidział powódź

-

- Reklama -

Redaktor naczelny Tomasz Sommer rozmawia z prof. Piotrem Kowalczakiem, który w ostatniej rozmowie dostępnej na rumble.com przepowiedział powódź i wspominał o groźbach ekologów związanych z rzekomym wysychaniem Wisły. Nasz dzisiejszy gość specjalizuje się w hydrologii oraz jest autorem książki „Zmiany Klimatu” wydanej przez „Najwyższy Czas!” na początku roku, dostępnej w naszej niezależnej księgarni Biblioteka Wolności.

Tomasz Sommer: Co Cię skłoniło tydzień temu do powtórzenia prognozy o powodzi i jak oceniasz tę dramatyczną sytuację, która teraz ma miejsce?

- Reklama -

Prof. Piotr Kowalczak: W każdym stuleciu zdarza się pięć lat suchych, zwanych suszami i przypada czas na trzy lata, kiedy występują bardzo porządne powodzie. Moja deklaracja, że będzie powódź, prześladowała mnie już od początku roku. Potem się coraz bardziej zagęszczała, ponieważ sądziłem, że wystąpi w okresie Wielkiej Wody Świętojańskiej, czyli w czerwcu lub lipcu. W tym roku się trochę opóźniła, nie należy się tu kierować żadną metodą naukową.

Powódź oczywiście też statystycznie musiała nastąpić, bo wiemy, jak mniej więcej w przeszłości taka sytuacja miała miejsce. Tutaj mamy powtórzenie tej samej sytuacji meteorologicznej, czyli słynnego cyklonu G, jak niektórzy żartują, czyli cyklonu genueńskiego. Zlewnia tych rzek na Dolnym Śląsku jest dosyć charakterystyczna, z tego względu powodzie są powtarzalne bardziej niż gdzie indziej. To może pojawić się w paru miejscach, bo wiadomo, że największa siła opadów zawsze wystąpi w trochę innym miejscu, ale jeśli spadnie w zlewni, to siłą rzeczy zlewa się do jednego ciągu rzek, który wodę zbiera, a gdzieniegdzie wylewa.

Koncentracja tego zjawiska występuje w punkcie, gdzie spotykają się bardzo ciepłe i bardzo wilgotne wiatry. Powiedzmy że z południowego wschodu dotrze wiatr znad Genui w kierunku Polski i natrafi na chłodne masy powietrza. Te chłodne masy powietrza występują nieraz nad Karpatami i tam powodują wielki bałagan, jak było w 2002 r., a nas, w najnowszej historii złapało w 1903 r., w 1997, 2010 i dla miłośników zmian klimatu w 1813, i dalej wstecz mogę wymieniać. To jest zjawisko wywołane sytuacją, która istniała zawsze i jesteśmy w tej chwili w stanie łatwiej ją przewidywać wraz z określaniem jej rozmiarów i skutków. Występowanie niżu genueńskiego w związku z oczekiwaniami niebezpieczeństwa, strat i zagrożenia życia, jest większym wymaganiem dla synoptyków, którzy bazują na systemie bardzo wrednym, dlatego że za jego pomocą trudno coś prognozować. Kiedy cyklon wejdzie do kraju, to zachowuje się bardzo różnie. Warunki geograficzne, różnice temperatur, lokalne ukształtowanie terenu – oto różnice powodujące problemy i transformację opadów. Opady, które występowały ostatnio, powodowały głównie powodzie w małych zlewniach, co było tragedią ostatnich dni. Teraz ta woda będzie musiała spłynąć. Będzie płynąć Odrą w kierunku morza. Podejrzewam, że w środę lub najpóźniej w czwartek rano będziemy mieli kulminację we Wrocławiu. Potem powinna już płynąć, nie dokonując żadnych sensacji i strat.

Przypomnijmy, że byłeś uczestnikiem różnych sztabów kryzysowych i komitetów przeciwpowodziowych przez 30 lat, od 1980 do 2007 roku. Uczestniczyłeś też w różnych działaniach związanych ze słynną powodzią wrocławską. Jak więc oceniasz zagrożenie Wrocławia? W tej chwili jest to najważniejsze pytanie związane z obecną sytuacją. Czy sądzisz, że może dojść do jakiegoś przelewu w mieście, czy nie?

W tej chwili stan Odry we Wrocławiu jest bardzo wysoki. Jak się ogląda filmy stamtąd, to widać, że rzeka jest wysoko podniesiona, a woda będzie spływać z góry. Nadzieja wiąże się z nowym zbiornikiem, który zaczął już przyjmować wodę, a po 1977 r. poprawiono przepływ kanałów rzeki Odry w okolicach Wrocławia. Poza tym nastąpi rozrząd wody. Część wody będzie płynęła korytem, a część będzie omijała od północy Widawę i Wrocław. O wodzie nie można powiedzieć, że coś jest na pewno, bo zagrożenie jest zawsze. Ale jest mniejsze, gdy wiemy, co możemy wykorzystać w jakiej sytuacji. Słynne miejsce we Wrocławiu, które zostaje zalewane przy każdej większej wodzie, zostało w tej chwili otamowane i najprawdopodobniej nie będzie tam żadnej większej sensacji. Teraz wypada tylko czekać.

Czyli uważasz, że generalnie wszystko wskazuje na to, że tragedii nie powinno być tym razem?

Będą zagrożenia, będą szkody, ale nie powinno być tragedii.

Strefa mediów informacyjnych jest dosłownie zawalona oskarżeniami formułowanymi przez klimatystów, takich jak Partia Zieloni, Dominika Lasota czy Jakub Wiech. Ci sami ludzie dwa tygodnie temu twierdzili, że jest za mało wody w Wiśle. Tydzień temu komentowaliśmy alarm związany z suszą na Wiśle, a okazało się, że tej suszy właściwie nie było, a ktoś zatrzymał jedynie wodę w zbiorniku i robił jakieś eksperymenty, przez co Wisła się zatrzymała. Podtopienia, które czasem przeradzają się w takie katastrofy jak obecna, w Dolinie Kłodzkiej zdarzają się nie co kilkadziesiąt, tylko co kilka lat.

Nieraz w roku się zdarzało dwa razy, więc nie ma miejsca na emocje. Teraz jest czas na zwykłe, wyrachowane działanie, na zbieranie materiałów, które pozwolą nam ocenić, jakich zmian należy dokonać w naszych aparatach przeciwpowodziowych. To pomoże nam zadziałać kolejny raz przy podobnym zjawisku. Powodzie rzadko są podobne w przebiegu.

Ale wychodzą różne rzeczy techniczne, przykładowo przerwała się tama przy zbiorniku Topoła, ale powstała kwestia tzw. samochodów do obsługi. Najlepiej się sprawdzają duże, wysoko zawieszone samochody tankowane na Diesel. Są najbardziej odporne na wilgoć i nie da się ich zalać, chyba że zostaną całkiem zatopione. Nie można oprzeć jednak całej akcji ratunkowej o samochody elektryczne. W Czechach były liczne podtopienia autostrady i było bardzo dużo rejonów bez prądu. Urządzenia działające na prąd w takich sytuacjach po prostu przestają działać i z tego też trzeba wyciągać konsekwencje.

W czasie powodzi w 1997 r. udało się opracować model pokazujący, jakie byłyby skutki zalania miasta, gdyby został zerwany wał. Wszyscy uważaliśmy, że w takim przypadku wszystko zostanie zatopione. Tymczasem spokojna matematyka udowodniła, że wcale tak nie jest. Że można wykorzystać część sprzętu stojącego na terenie miasta do ewakuacji, co daje możliwość łatwiejszego dysponowania wszystkim, łącznie z ograniczeniem działalności infrastruktury miasta, bo nie wszystko od razu trzeba wyłączać. Ten model się bardzo sprawdził. Potrzeba wyrachowanego podejścia w kierowaniu akcją. Wejście elementów emocji sprawia, że psujemy wszystko. To miało miejsce w 2019 r. na demonstracji dotyczącej budowania zbiorników retencyjnych, na terenach dziś objętych powodzią.

W których uczestniczyły obecne ministry, że się tak wyrażę. Teraz im się to wytyka, a one są w sztabach przeciwpowodziowych i zaraz będą nawoływać do budowy zbiorników retencyjnych. Zarzuca się im, że protestowały w lipcu, czyli dwa miesiące temu. Gdyby oglądały Twój program z przełomu czerwca i lipca, w którym zapowiedziałeś powódź, to może byłyby mądrzejsze. Ale myślę że nie, bo by nie uwierzyły.

Niepotrzebnie w tym jest tak dużo polityki. Jedną z przyczyn słabości w gospodarowaniu wodą są zmiany koncepcji. Poprzedni rząd kazał budować duże zapory, a obecny twierdzi, że wszystko, co mogłoby zatrzymywać prąd rzeki, może okazać się bardzo szkodliwe dla przyrody. Musimy się nauczyć, że jesteśmy razem w tym wszystkim. Powinna być jedność i o tym zapominają z jednej strony ekolodzy, a z drugiej strony miłośnicy betonu.

Dziwią mnie postawy młodych panienek i chłopaków mówiących, że są ostatnim pokoleniem. Ostatnie pokolenie nie zależy od powodzi, tylko zależy od innych rzeczy, które młodzi mężczyźni mogą zrobić z tymi panienkami – co nie ma nic wspólnego rzekami.

Unikam złośliwości, ale skoro wspomniałeś, to powiem. Widziałem na jednym transparencie osoby przyklejonej do asfaltu napis: „Jesteśmy ostatnim pokoleniem”. Ale napis na drugim był optymistyczny i brzmiał: „Co powiemy naszym dzieciom?”.

Być może jeszcze w tym tygodniu nagramy drugi program na ten temat, ale będziemy patrzeć co się dzieje, zwłaszcza jeśli chodzi o Wrocław. Wszyscy politycy z Wrocławia stają przed kamerą, aby pokazać, że będą powstrzymywać wodę. Też mam wrażenie, na podstawie lektury różnych analiz, że tym razem na poważne zalanie Wrocławia wody jest troszeczkę za mało.

Mówię to samo, ale z podkreśleniem, że woda to jest woda. Nie wiemy, jaka będzie suma spadu i jak zadziała nowy zbiornik retencyjny Wrocławia.

Rozmawialiśmy z profesorem Piotrem Kowalczakiem – człowiekiem, który przewidział powódź. Dziękuję za rozmowę.

Najnowsze