Strona głównaMagazynLos ultimos podrigos po wyborach do Parlamentu Europejskiego

Los ultimos podrigos po wyborach do Parlamentu Europejskiego

-

- Reklama -

W takich słowach Stanisław Ignacy Witkiewicz, zwany „Witkacym” nazywał „ostatnie podrygi”, jakimi język polski charakteryzuje drgawki przedśmiertne. I właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zanim do tych wyborów doszło, przez Europę przewalały się elektryzujące prądy, które albo mogły być zapowiedzią czegoś nowego w europejskiej polityce, albo właśnie – ostatnimi podrygami przed postępującą, nieuchronną śmiercią historycznych europejskich narodów w IV Rzeszy, na którą nałożony został w dodatku projekt rewolucji komunistycznej, która z historycznymi europejskimi narodami pragnie również się rozprawić, zgodnie z „Manifestem z Ventotene”, europejskiego świątka Altiero Spinellego.

Dowodził on tam konieczności zlikwidowania historycznych narodów europejskich, z którymi komunistyczni inżynierowie społeczni mają same zgryzoty. Jak się wydaje, nie miał na myśli fizycznej eksterminacji, bo komuniści już wtedy skapowali, że z żywego niewolnika ma się więcej pożytku niż z martwego, nawet jeśli weźmie się pod uwagę dochód z utylizacji zwłok, pedantycznie uwzględniony w „Historii medycyny SS”. Zatem nie chodzi o żadną eksterminację, tylko o przerobienie ich na tak zwany „nawóz historii”, którym promotorzy rewolucji będą użyźniali swoje pardesy.

- Reklama -

Ale teraz znamy wyniki tych wyborów i musimy pozbyć się złudzeń. Nie czeka nas nadejście zmiany w europejskiej polityce. Żadnej „wiosny Europy” nie będzie, a to, z czym mieliśmy do czynienia, to były właśnie „los ultimos podrigos” historycznych europejskich narodów przed nieuchronną zagładą w IV Rzeszy nadzorowanej przez promotorów komunistycznej rewolucji. Inna rzecz, że z tych historycznych narodów zostały w Europie już tylko nędzne resztki, w dodatku kierowane przez eunuchów, których jedynym zmartwieniem jest, żeby spokojnie wypić i zakąsić. Stąd też w Europie mamy do czynienia z kryzysem cywilizacyjnym, obejmującym również chrześcijaństwo, metodycznie wypierane przez dynamicznie rozwijający się kult nowego bóstwa, czczonego pod nazwą Świętego Spokoju. Nad wykorzenieniem resztek oporu pracują Judenraty, wspierane przez zawodowych katolików w rodzaju pana red. Tomasza Terlikowskiego.

Wracając do wyników wyborów do Parlamentu Europejskiego, stwierdzamy, że nie tylko nie doszło do żadnego przełomu, tylko zwolennicy budowy IV Rzeszy zwiększyli swój stan posiadania. Najwięcej, bo 185 mandatów w PE zdobyła Europejska Partia Ludowa, czyli Volksdeutsche Partei, stojąca na nieubłaganym gruncie „pogłębiania integracji”, czyli wypłukania resztek suwerenności politycznej z członkowskich bantustanów. Drugi w kolejności rezultat uzyskał Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów, którego nazwa mówi sama za siebie, podobnie, jak jej pomysłodawca – małogramotnyj socjalista, pyskaty Martin Schulz. 82 mandaty uzyskała grupa „Odnówmy Europę”. O tym, co to za towarzystwo, świadczy okoliczność, że w swoim czasie należała tam Nowoczesna z panem Ryszardem Petru na fasadzie. Jak pamiętamy, Nowoczesna powstała zaraz po Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Most” w Warszawie, której celem było przekonanie Amerykanów, by na listę „swoich sukinsynów” wciągnęli naszych starych kiejkutów. Podobno Amerykanie się wahali, czy warto, ale kiedy stare kiejkuty pokazały im Nowoczesną, która od razu uzyskała 11 procent zaufania, zanim jeszcze pan Ryszard zdążył powiedzieć, jak będzie nam przychylał nieba, to uznali, że skoro tak, to lepiej mieć ich pod kontrolą, zamiast tego, by gdzieś hulali samopas.

70 mandatów uzyskali Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy. Ichnia deklaracja ideowa brzmi nawet przekonująco, ale czar natychmiast pryska, kiedy uświadomimy sobie, że w tej frakcji uczestniczy Prawo i Sprawiedliwość, które godziło się na wszystkie wynalazki brukselskich biurokratów, ale je nam stręczyło, maskując swoją skwapliwość tromtadracką retoryką. Tromtadracką – bo nigdy nie słyszałem, by ta frakcja domagała się uchylenia traktatu z Maastricht, który wszedł w życie w roku 1993, zmieniając formułę funkcjonowania wspólnot europejskich z konfederacji, czyli związku państw na federację, czyli państwo związkowe. W tej sytuacji co to komu szkodzi pieprzyć o „Europie narodów”, zwłaszcza gdy mile połechtani wyznawcy w to wszytko wierzą? 60 mandatów przypadnie frakcji Tożsamość i Demokracja. W jej skład wchodzi Zjednoczenie Narodowe Maryny Le Pen, Alternatywa dla Niemiec i Liga Północna – ale z Polski nie ma tam nikogo. 53 mandaty przypadną Zielonym, którzy promują „Zielony Wał”, a należący tam filuci domagają się dla swoich narodów „pełnej niepodległości”. Czegóż chcieć więcej? Po 50 mandatów mają „niezrzeszeni” i „nowe frakcje”, o których niczego jeszcze nie można powiedzieć, a peleton zamyka z 36 mandatami Zjednoczona Lewica Europejska, czyli komuna i „nordycy”, co to i bez mydła są czyści.

Jak widzimy, przeprowadzone niedawno wybory nie przyniosły żadnego przełomu, a to znaczy, że jeśli nawet Tożsamość i Demokracja będzie próbowała zablokować – o ile Parlament Europejski w ogóle ma takie możliwości – nowelizację traktatu lizbońskiego, to nie będzie mogła się z tym przebić, nawet gdyby – co wcale nie jest takie pewne – zyskałaby w tym poparcie Konserwatystów i Reformatorów, a nawet „niezrzeszonych” oraz „nowych frakcji”. Byłoby to bowiem zaledwie 230 mandatów, a więc tyle, ile wystarczy do groźnego kiwania palcem w bucie. Przypomnijmy, że projekt nowelizacji traktatu lizbońskiego obejmuje 270 punktów, z których najistotniejsze wydają się trzy: likwidacja prawa weta, czyli koniec suwerenności członkowskich bantustanów, zmniejszenie liczebności Rady Europejskiej z 27 do 15 członków – a więc prawie połowa bantustanów w ogóle nie będzie tam reprezentowana i o tym, co w ich sprawie postanowiono, będzie dowiadywać się z gazet i wreszcie – zarezerwowanie na początek 65 obszarów decyzyjnych do wyłącznej kompetencji Unii. Kiedy to nastąpi, proces likwidowania historycznych narodów europejskich, a potem – kto wie – może i „niepotrzebnych” państw, zdecydowanie przyśpieszy i nic już nie będzie zakłócało pomyślnej budowy IV Rzeszy. Zgodnie bowiem z uwagą Adolfa Hitlera, że małe państwa w Europie nie mają racji bytu, bo tylko Niemcy potrafią tę całą Europę prawidłowo zorganizować, najbardziej prawdopodobnym przeznaczeniem dla naszego bantustanu będzie przerobienie go na Generalne Gubernatorstwo. Jak się okazuje, prawie 40 procent głosujących w tych wyborach obywateli polskich nie ma nic przeciwko temu.

Najnowsze