Wyniki wyborów we Francji do Parlamentu Europejskiego tylko potwierdziły prognozy sondażowe. Zjednoczenie Narodowe (RN) uzyskało 31,3 proc. głosów i zdublowało wyniki kolejnych partii na podium, w tym obozu prezydenckiego, czyli listy „Renesansu”.
Liderem listy RN jest 28-letni Jordan Bardella, wschodząca gwiazda francuskiej polityki i przykład na to, jak udało się „oddiabolizować” francuską prawicę. Straszenie rodziną Le Penów tradycyjnie kojarzonych z RN, „faszyzmem”, „rasizmem”, „ksenofobią”, a także „ruskimi agentami” powoli przestaje już działać.
Swoją drogą partia Marine Le Pen wyraźnie przesunęła się do centrum, pozyskując nowych wyborców. Skorzystała na wojnie w Gazie, od początku stając po stronie Izraela, zdystansowała się do Rosji w konflikcie z Ukrainą, zerwała współpracę z niecką AfD i stara się nie wchodzić w konflikty ideologiczne, czego przykładem jest dość gładkie „przełknięcie” zapisania w konstytucji „prawa do aborcji” czy ambiwalentny stosunek do działań lobby LGBT.
Notowania RN rosną przede wszystkim dzięki tematowi imigracji, którą ta partia konsekwentnie krytykuje od wielu lat. W tym temacie partia narodowa jest wiarygodna, a problemy związane z migracją przestały być „teoretyczne”, ale zaglądają Francuzom już za próg ich domów. Ten temat przestał być „tabu”, a o walce z nielegalną mówią obecnie niemal wszyscy politycy poza skrajną lewicą.
M.in. takie zmiany doprowadziły do wygranej narodowców w wyborach do PE. Dodatkowe punkty przyniosła krytyka pomysłów „klimatycznych” UE, które wywołały np. silne protesty rolników także we Francji, podwyżki cen energii i spadek siły nabywczej gospodarstw domowych. Nic dziwnego, że w wyborach do PE wygrało RN, a daleko za nim uplasowała się lista obozu prezydenta Emmanuela Macrona z wynikiem o połowę mniejszym (14,6 proc. głosów!) i Partia Socjalistyczna (PS – 13,8 proc.). Zwykle mocni w wyborach do PE Zieloni (EELV) tym razem musieli walczyć o pokonanie 5 proc. progu wyborczego, co ostatecznie im się udało (otrzymali 5,5 proc.).
Dobry wynik socjalistów, słaby centroprawicy
Uwagę zwraca dobry wynik Partii Socjalistycznej (PS). Dawna partia rządząca razem z centroprawicowymi Republikanami długo nie mogła się podnieść po wygranej Macrona i dekompozycji tradycyjnych partii politycznych. Duża część socjalistów i umiarkowanych Republikanów uciekła do „obozu prezydenckiego. Teraz PS uzyskała dwucyfrowy wynik, ale kosztem skrajnie lewicowej Zbuntowanej Francji (LFI), do tej pory najsilniejszej partii po tej stronie sceny politycznej (w wyborach do PE tylko 9,8 proc. głosów!). LFI i jej trybunowi Melenchonowi mocno zaszkodziło wsparcie dla Palestyny, krytyka Izraela czy dalsze wspieranie imigracji.
To, co udało się socjalistom, nie udało się centroprawicy. Republikanie nadal dołują i uzyskali w tych wyborach wynik 7,2 proc. Duża część ich elektoratu ucieka do Zjednoczenia Narodowego, ale też do nowej partii prawicy „Rekonkwista!” założonej przez popularnego publicystę Erica Zemmoura. W wyborach do PE liderem listy tej partii była siostrzenica Marine, Marion Marchal Le Pen i lista ta przekroczyła próg wyborczy z wynikiem 5,4 proc.
Motywy rozwiązanie parlamentu
W tym kontekście wyników prezydent Macron ogłosił rozwiązanie parlamentu i wyznaczył przedterminowe wybory do Zgromadzenia Narodowego. Pierwsza tura odbędzie się 30 czerwca, druga – 7 lipca. Prezydent zaskoczył podobno nawet ministrów swojego rządu, ale to zagranie logiczne i wydaje się, że Macron nie chce stracić inicjatywy, a dodatkowo przedterminowe wybory i krótka kampania mogą być dla Zjednoczenia Narodowego problemem.
Macron, podejmując swoją decyzję, raczej ją przemyślał. Po pierwsze chodzi o… pieniądze. To dobry moment rzucenia wyzwania narodowcom. RN zawsze narzeka na fundusze, a jest tuż po dość kosztownej kampanii do PE.
Po drugie zdobycie większości parlamentarnej przez tę partię nie jest oczywiste ze względu na ordynację wyborczą. To wybory w okręgach jednomandatowych, w których kandydat musi zdobyć ponad 50 proc. głosów. Lista Jordana Bardelli przekroczyła w wyborach do PE 50 proc. jedynie na terytorium zamorskim Majotty (52,8 proc.), a także w departamencie Aisne (52,2 proc.). Kolejny najlepszy wynik to już tylko 44,5 proc. w departamencie Var, który jest przecież jednym z bastionów Zjednoczenia Narodowego. Nie ma wątpliwości, że partie od lewa do centrum będą wzywać do głosowania przeciw kandydatom RN, a poza tym już zapowiedziano, że nie będzie walki „wewnątrz obozu republikańskiego”. Taką opinię przekazał MSZ Stephane Séjourné, który wskazał, że obóz prezydencki nie będzie wystawiał kontrkandydatów przeciwko obecnym posłom z „kręgu republikańskiego” (do tego „kręgu” zalicza się nawet komunistów, ale wyklucza polityków RN i ostatnio także LFI).
Po trzecie obóz Macrona nie ma obecnie większości w parlamencie i rząd szuka poparcia raz na lewicy, raz wśród centroprawicy, ewentualnie odwołuje się do specjalnych uprawnień zawartych w konstytucji. Nie można wykluczyć, że pomysł przedterminowych wyborów będzie także próbą budowy przez Macrona nowej, ale opartej o polityków obozu prezydenckiego „zapory republikańskiej” przeciw „antyeuropejskiej i prorosyjskiej Le Pen”, która obejmowałaby front od komunistów po część centroprawicy. W dłuższej perspektywie byłaby to „koalicja strachu przed rządami narodowymi”, wspierająca ostatnie trzy lata prezydentury Emmanuela Macrona.
Po czwarte Macron ma okazję załatwić przedterminowymi wyborami także mocno „antyprezydencką” i zarazem propalestyńską skrajną lewicę, czyli LFI. Partia Jean-Luca Melenchona uzyskała 9 czerwca bardzo słaby wynik i nie powtórzy poprzedniego sukcesu z wyborów parlamentarnych, po których stała się trzecią siłą polityczną Francji. Duża część wyborców ucieknie raczej do PS, a ta partia jest gotowa współpracować z Macronem.
Po piąte pozornie bardzo ryzykowne zagranie Macrona z rozwiązaniem parlamentu ma „hamulec bezpieczeństwa”. Pojawiają się opinie, że „strategia Macrona polega na tym, aby RN rządziło przez trzy lata, co zniechęciłoby do tej partii Francuzów”.
To partia pokera, ale karty rozdaje akurat prezydent i to on kontroluje przebieg gry. Pozycja prezydenta w ustroju Republiki daje mu, nawet w przypadku wygranej prawicy, narzędzia dużej kontroli nad rządem i paraliżowania w dużej mierze posunięć prawicowego rządu. Nieefektywny rząd popularność raczej traci… Jest to więc ryzyko, ale ryzyko „ubezpieczone”.
Co jeśli RN przejmie parlament?
Oczywiście nie można wykluczyć, że RN uda się uzyskać większość w przedterminowych wyborach do parlamentu. Jordan Bardella, który już został wyznaczony do roli przyszłego premiera, prowadzi rozmowy zarówno z centroprawicowymi Republikanami, jak i Rekonkwistą. Zadeklarował już, że jego partia będzie nawet wspierać w niektórych okręgach kandydatów Republikanów i liczy zapewne na wzajemność. Politycy tej partii są w tym temacie jednak podzieleni.
Dodając elektoraty małych partii prawicy, RN może liczyć w sumie na poparcie ponad 40 proc. Sama Marine Le Pen stwierdziła, że „z radością przyjęła” rozwiązanie parlamentu. „Jesteśmy gotowi sprawować władzę, gotowi położyć kres masowej imigracji, uczynić poprawę siły nabywczej Francuzów priorytetem, jesteśmy gotowi ożywić Francję. To wielkie zwycięstwo ruchu patriotycznego, które wpisuje się w sens Historii. Wszędzie na świecie widzimy powrót idei narodów i oto zamyka się bolesny globalistyczny nawias, który spowodował tak wiele cierpień ludzi na świecie” – mówiła Marine Le Pen.
Lewica tworzy „Front Ludowy” i walczy z „faszystami”
Po drugiej stronie trwa mobilizacja lewicy. Już chwilę po ogłoszeniu wyników wyborów do PE i decyzji o przedterminowych wyborach aktywiści lewicy wyszli na ulice Paryża. Politycy lewicowych partii wpadli niemal w histerię. Tutaj też doszło do rozmów i próby powołania „Frontu Ludowego”. Osłabiona lewica po poprzednich wyborach zawarła już sojusz o nazwie Nupes, ale ten rozpadł się jesienią 2023 roku na tle stosunku poszczególnych partii do wojny w Gazie.
Głos w sprawie uformowania wspólnego frontu na lewicy zabrał przewodniczący Rady Reprezentacyjnej Organizacji Żydowskich we Francji (CRIF) Yonathan Arfi, który poparł chęć zjednoczenia się PS z Zielonymi i komunistami, ale przypomniał antysemickie ekscesy deputowanych Zbuntowanej Francji (LFI). Jednak LFI do tego sojuszu wejdzie, o czym poinformowała eurodeputowana tej partii Manon Aubry.
Partie lewicy mają wystawić w wyborach wspólnych kandydatów. „Wyzwaniem jest zwycięstwo nad faszyzmem” – dodała polityk Zielonych Sandrine Rousseau. Socjalista Olivier Faure zapewniał, że nowy sojusz lewicy nie oznacza „powrotu Jeana-Luca Mélenchona (szef LFI) w roli lidera” i zapewnił, że w przypadku zwycięstwa lewicy, przywódca Insoumis (czyli LFI) nie zostanie premierem. Także komunista Sebastien Roussel mówił, że Front Ludowy to inna konstrukcja niż poprzednia koalicja lewicy – Nupes, w której to LFI grała pierwsze skrzypce.
Wielkie przedwyborcze manewry trwają po każdej ze stron sceny politycznej. Kampania rozstrzyga się w ciągu zaledwie dwudziestu dni i możliwy jest tu każdy scenariusz. Są to najbardziej nieprzewidywalne wybory XXI wieku, ale też największa szansa objęcia władzy we Francji przez prawicę. Z tym że w „kohabitacji” z Macronem…