Prezes PiS Jarosław Kaczyński w piątek po godz. 12 stawił się przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa. Przesłuchanie udało się zacząć dopiero po godzinie, w czasie której działy się rzeczy uwłaczające godności sejmowych murów.
Przewodnicząca komisji Magdalena Sroka (PSL-TD) przed rozpoczęciem posiedzenia podkreśliła, że to prezes PiS „jako pierwszy polityk w Polsce potwierdził, że system Pegasus został zakupiony przez polskie służby, więc powinien posiadać pełną wiedzę”. Przypomniała, że był on także wicepremierem ds. bezpieczeństwa, więc ma „nadzieję, że zgłębił wówczas tę wiedzę”.
Sroka przyznała, że z dokumentów, które do tej pory otrzymała komisja wynika, że „system Pegasus wykraczał poza normy prawne i to jest podstawowy zarzut”.
Przesłuchanie zaczęło się po godzinie istnego cyrku
Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego okazało się niezwykle trudne. Prezes PiS od samego początku sprawiał komisji problemy. Nie chciał na przykład złożyć pełnego przyrzeczenia, które zobowiązywało go do wyjawienia komisji wszystkiego, co wie. Polityk pominął fragment przyrzeczenia: „Niczego nie ukrywając z tego co jest mi wiadome”.
– Ja mam złożyć wedle przepisów przyrzeczenie. W nim jest formuła, że muszę powiedzieć wszystko, co wiem. Część mojej wiedzy dot. Pegasusa, która może być traktowana jako tajna, jest minimalna. Ale jeśli mam powiedzieć całą prawdę, nie mogę złożyć takiego przyrzeczenia – argumentował Kaczyński.
Polityk domagał się także, by dostarczono mu dokument, który zezwoli mu odpowiadać na pytania o informacje niejawne.
– Chcę zwrócić uwagę komisji na artykuł 11e ustawy o komisjach śledczych, który mówi o tym, że osoba przesłuchiwana nie może ujawnić tajemnic klauzulowanych, tzn. tajne i ściśle tajne, jeżeli nie ma odpowiedniej zgody ze strony osoby uprawnionej, więc pytam, czy taka zgoda została dostarczona? – powiedział Kaczyński.
– Nie będziemy pana narażać na ujawnienie tajemnicy. Oczywiście zostanie pan zwolniony z odpowiedzi, jeśli pojawią się wątki tajne – mówiła przewodnicząca komisji, ale Kaczyński w dalszym ciągu miał obiekcje.
Gdy w końcu udało się dojść do porozumienia, że komisja będzie pytać póki co o informacje jawne, Kaczyński zaczął domagać się, by nie nazywano go „świadkiem”.
– Proszę używać form sejmowych, nie jesteśmy przed sądem – stwierdził.
Następnie posłowie PiS-u domagali się usunięcia z przesłuchania Tomasza Treli i Witolda Zembaczyńskiego twierdząc, że są oni nieobiektywni. Jarosławowi Kaczyńskiemu miało m.in. przeszkadzać to, że jeden z nich ma osiem gwiazdek na samochodzie.
– Pan ma na samochodzie osiem gwiazdek. To oznacza niebywały deficyt kulturowy. A ja takich ludzi bardzo nie lubię – powiedział prezes PiS do Zembaczyńskiego.
Później doszło do kłótni pomiędzy Jackiem Ozdobą a Witoldem Zembaczyńskim – jeden nazwał drugiego „dnem” i usłyszał w odpowiedzi, że ma „spadać”.
Po 40 minutach powrócono do domagania się skierowania pisma do premiera, by udzielił zgody na pytanie Kaczyńskiego o informacje niejawne.
Pierwsze pytania udało się zadać Kaczyńskiemu po godzinie, jednak zamiast na nie odpowiadać, prezes PiS zaczął odczytywać listę dziennikarzy, którzy mieli być inwigilowani za pierwszych rządów PO, a później oskarżał nowy rząd o łamanie Konstytucji.
– To, co się tu dzieje, to tylko przedstawienie, by odwrócić uwagę od działań rządu, łamania Konstytucji. Zmienia się ustrój siłą. To jest zbrodnia zagrożona karą dożywotniego więzienia – stwierdził Kaczyński. – Opozycja doszła do władzy w wyniku gigantycznego kłamstwa, a następnie próbowała doprowadzić do zmiany nastrojów publicznych – dodał.