Warszawska dzielnica Żoliborz chwali się nowym gadżetem, który będzie rozdawać mieszkańcom. Wywołało to ostre i skrajne reakcje. Nikt nie zadał jednak najważniejszego pytania.
Donata Rapacka, radna Żoliborza, ogłosiła w mediach społecznościowych, że oficjalnym gadżetem dzielnicy będzie żółta gumowa kaczka z logiem Żoliborza. „Śmiesznie piszczy” – napisała.
W komentarzach wybuchła prawdziwa burza. Wiele osób uznało, że to subtelne nawiązanie do Jarosława Kaczyńskiego, który na Żoliborzu mieszka. Jedni są oczywiście zachwyceni takim przytykiem w stronę prezesa PiS, inni oburzeni.
Nie brakuje też dyskusji na temat samego gadżetu. Pojawiają się pytania, dlaczego akurat taki, co ma gumowa kaczka wspólnego z Żoliborzem – i tak dalej.
Włodarze dzielnicy oczywiście bronią swojego pomysłu. – To jest symbol dzieciństwa. Każdy z nas jako małe dziecko jak się kąpał, to miał jakąś kaczuszkę czy stateczek w tej wannie. Wiemy, że dzieci w wodzie muszą się bawić, chlapiąc i myjąc się – mówi burmistrz dzielnicy Żoliborz Paweł Michalec.
I zapowiada, że gadżet będzie rozdawany podczas dzielnicowych i stołecznych wydarzeń w ramach „promocji dzielnicy”.
Nikt nie zadał jednak najważniejszego pytania. Dlaczego w ogóle radni mają wydawać pieniądze podatników na gumowe kaczki? Zarząd dzielnicy najwyraźniej doskonale bawi się za publiczne fundusze, licząc przy okazji, że w obliczu wyborów samorządowych drobne upominki zwiększą ich szansę na reelekcję.
Nie ma jednak ani jednego normalnego i poważnego powodu, dla którego to właśnie lokalni politycy powinni kupować za cudze pieniądze gumowe kaczki, albo jakikolwiek inny gadżet, który w większości przypadków i tak wyląduje w najbliższym śmietniku lub – w wersji optymistycznej – gdzieś głęboko w szufladzie. Marnotrawstwo pieniędzy w czystej postaci.