W „Debacie dnia” w Polsat News Dobromir Sośnierz starł się z Agnieszką Gozdyrą i Agatą Diduszko-Zyglewską. Powodem były tzw. związki partnerskie.
Diduszko-Zyglewska utrzymywała, że „tu chodzi o równość wobec prawa, którą mamy zapisaną w konstytucji”.
– Argument powtarzany często to jest taki, że rzeczywiście w Polsce może każdy wiązać się, z kim chce w sposób nieformalny. Panie pośle, czy Pan by protestował, jeżeli by się okazało, że również formalnie będzie taka możliwość, na poziomie związków partnerskich, sankcjonowanych przez prawo? – pytała Gozdyra.
– Oczywiście, że tak. Oczywiście, że będę protestował – odparł Sośnierz.
– Dlaczego? W czym Panu by to zagrażało? – pytała prowadząca.
– Jest tu kilka zagadnień. (…) W Konfederacji są różne co do tego podejścia. Ja jestem zwolennikiem w ogóle całkowitego wycofania państwa z dziedziny prawa małżeńskiego. Uważam, że powinna to być kwestia prawa prywatnego i żadne małżeństwa nie powinny być w ogóle regulowane przez państwo – wskazał polityk.
– Skoro stało się to zwłaszcza tematem kontrowersyjnym współcześnie, ja nie chciałbym, żeby państwo swoim autorytetem autoryzowało, w jakiś sposób certyfikowało związki, które ja sam uważam za niedorzeczne, czy jakieś niewłaściwe moralnie – dodał.
– Czyli Pan Sośnierz chciałby być bogiem, bo państwo i wszyscy mają się dopasować do tego, co on uważa za moralne – wtrąciła Diduszko-Zyglewska.
– Nie, po prostu nie chcę, żeby państwo to regulowało – skwitował Sośnierz. – Kiedyś wprowadzono regulację małżeństw, dlatego że były niekontrowersyjne – dodał.
– To chodzi o to, żeby w ogóle nie było małżeństw? Czy co Pan postuluje? – pytała Gozdyra.
– W ogóle nie musi być małżeństw państwowych. Te sprawy, które trzeba tutaj załatwić, żeby ludzie się mogli odwiedzać w szpitalu, nie widzę powodu, żeby to miało być związane w ogóle z relacjami seksualnymi. Są ludzie, którzy są w rozmaitych związkach o charakterze nieseksualnym i ich również powinny te przywileje dotyczyć – wskazał polityk Konfederacji.
– Jak Pani mówi o równości wobec prawa, to dlaczego takich samych przywilejów nie mają mieć inne osoby, które chciałyby upoważnić kogoś do wizyty w szpitalu, a nie mają z nim relacji seksualnej i nie chcą związku partnerskiego – zwrócił się do Diduszko-Zyglewskiej.
– To są bardzo rozmaite rzeczy, bardzo rozmaite, skomplikowane sytuacje życiowe czasami, których nie obejmiemy jakąś jednolitą rejestracją. Moim zdaniem po prostu każdy powinien mieć prawo upoważnić kogokolwiek do testamentu, do odwiedzin w szpitalu, do rozmaitych tam czynności w jego imieniu i nie powinno to zależeć od żadnego związku rejestrowanego przez państwo. To jest najprostsze rozwiązanie – zaznaczył.
– Żałuję, że PiS zmarnował 8 lat, czekając na to, że przyjdzie Lewica do władzy i zrobi te swoje ulubione związki partnerskie, bo można to było w międzyczasie – zresztą prezydent Duda w pewnym momencie proponował, coś podobnego – uregulować zdecydowanie lepiej. No a teraz doczekamy się, oczywiście, tego, czego się doczekamy – dodał.
– Mam poczucie, że Pan jest po prostu anarchistą, bo Pan chciałby, żeby państwo wycofało się ze wszystkiego, żeby nie chroniło ludzi, którzy chcą żyć w związku lub żyją w długoletnim związku, żeby nie pobierało podatków, żeby nie dotowało organizacji pożytku publicznego itd. Pan jest anarchistą – stwierdziła Diduszko-Zyglewska.
– To jeszcze nie jest anarchia (…) Jaka jest definicja anarchii? – odparł Sośnierz.
– To jest stan takiego anarchizmu, kiedy państwo wycofuje się, kiedy… – mówiła przedstawicielka Lewicy.
– Może Pani zdefiniować anarchię? – wtrącił polityk.
– …nie umawiamy się na żadną umowę społeczną i każdy żyje tak, jak może – kontynuowała stołeczna radna.
– Ale Państwo mi narzucacie swoją umowę, ja się z Panią na nic nie umawiam – zauważył Sośnierz.
– To jest, niestety, sytuacja, na której zawsze korzystają silni i bogaci – twierdziła Diduszko-Zyglewska.
– Nie, to odwrotnie. Silni i bogaci korzystają z tego, że są w stanie przegłosować tych mniejszych – wskazał polityk Konfederacji.
– Mamy pół minuty. Chciałam wiedzieć, czy się Państwo jednak porozumieją jakoś na koniec, bo byłam ciekawa, czy Panu to po prostu zagraża, Panie pośle, gdyby takie regulacje zostały wprowadzone – wtrąciła Gozdyra.
– Zagraża – nie. Uważam, że po prostu jest to… – mówił Sośnierz.
– Pan mówi o zmuszaniu. Nikt Pana nie zmusi do zawarcia, jak rozumiem, związku partnerskiego – stwierdziła prowadząca.
– No nie, ale tak samo nie mamy rejestracji związków trójkątów, prawda? Dlaczego nie mamy? Czy tam związków kazirodczych, czy innych – wskazał polityk.
– Nie, no wie Pan, co… – żachnęła się Gozdyra.
– To jest wyłącznie kwestia moralna. Moralne uprzedzenia Pani trójkątofobki tutaj powodują, że nie chce włączyć trójkątów do tego. Po prostu nie widzę powodu, żeby państwo regulowało takie rzeczy – skwitował Sośnierz.
– Właśnie miałam nadzieję, że Pan w dyskusji nie będzie szukał absurdalnych argumentów – oburzyła się Gozdyra.
– A dlaczego to jest absurdalne? Przecież są ludzie żyjący w trójkątach – odparł polityk.
– Dlatego że każdą dyskusję można w ten sposób spuentować – powiedziała prowadząca.
– Ale dlaczego Pani mówi, że to jest absurdalne? – dopytywał Sośnierz.
– No bo to jest absurdalne po prostu – odpowiedziała Gozdyra.
– Ale dlaczego? – dopytywał Sośnierz.
– Trójkąty nie są normą, z całym szacunkiem – przyznała Gozdyra.
– Kiedyś tak samo uważano o rejestracji związków dwóch facetów, że to też jest absurdalne. Minęło ileś lat i już się nie uważa – skwitował Sośnierz.
? Dobromir Sośnierz i awantura z Lewicą o związki partnerskie:
Dlaczego nie mamy rejestracji trójkątów czy związków kazirodczych? To moralne uprzedzenia pani – trójkątofobki!
Każdy powinien mieć prawo upoważnić kogokolwiek do testamentu, odwiedzin w szpitalu i rozmaitych… pic.twitter.com/Llclz3RN61
— WolnośćTV (@WolnoscTV) December 29, 2023