Strona głównaMagazynKorwin-Mikke: Czasem myślę, że właściwie nie warto

Korwin-Mikke: Czasem myślę, że właściwie nie warto

-

- Reklama -

Czy jest sens pisania o Europie?

Czasem myślę – że właściwie nie warto. Bo po co? Za rok–dwa będzie tu pustynia – gorsza niż naokoło Czarnobyla. Temperatura wskutek wybuchów nuklearnych nieco się podniesie, więc wszyscy ruszą na Północ. Chińczycy zajmą Syberię, muzułmanie Europę wraz z jej częścią rosyjską, Meksykanie i inni Latynosi: Amerykę Północną.

- Reklama -XVII Konferencja Prawicy Wolnościowej

To oczywiście MOŻE nie nastąpić. Ale rasa Biała chce się zniszczyć. Najpierw podczas I wojny światowej zlikwidowała cywilizację europejską, podczas drugiej upadła dominacja Białego Człowieka – a trzecia będzie oznaczać nasz koniec.

Dlaczego mielibyśmy się zniszczyć? A dlaczego elity Imperium Wszechrusi, Cesarstwa Niemiec oraz Cesarstwa&Królestwa dążyły do wojny, która je zniszczyła? Jakieś Fatum – bo chyba nie modlitwy Polaków-państwowców: „O Wielką Wojnę Ludów prosimy Cię, Panie!”? Dlaczego białe elity forują zawzięcie cudzoziemców, tępiąc Białych Ludzi, zwłaszcza mężczyzn? Jak wytłumaczyć niszczenie gospodarki absurdalnymi teoriami o „Globalnym Ociepleniu”? Czym wytłumaczyć faworyzowanie przez białych sędziów każdego, kto ma nieco inny kolor skóry?

- Prośba o wsparcie -

Bez cenzury. Bez kompromisów. Dzięki Tobie i z Tobą!

Bezkompromisowo przedstawiamy prawdę o Polsce i Świecie bez względu na działania aktualnej cenzury. Nie chodzimy na kompromisy. Utrzymujemy się z reklam i Twojego wsparcia. Jeśli chcesz wolnych mediów – WESPRZYJ NAS!

Jakiś Demiurg Dziejów chyba uznał, że rola Białej Rasy dobiegła końca. Stworzyła Wielkie Dzieła swoją potęgą umysłów – ale się zestarzała i pora jej odejść, jak starożytnym Grekom zajętym igraszkami homoseksualnymi…

Tym, co zrobią Chińczycy zajmować się nie będę, jeszcze trudniej zastanawiać się, co zrobią liczne narody muzułmańskie – od Uralu po Portugalię. Zajmijmy się resztkami naszej cywilizacji, czyli Ameryką.

OK: Meksykanie zajmą nie tylko ziemie zabrane im w XIX wieku przez USA, ale o wiele więcej – jak promieniowanie pozwoli, oczywiście. Natomiast Ameryka Południowa zapewne zostanie nietknięta. Tyle że część ludzi wyemigruje na Północ.

A tam dzieją się rzeczy ciekawe. P. Jair Bolsonaro zdobył (i stracił…) władzę w Brazylii, p. Józef Antoni Kast Rist w Chile będzie 19 XI walczył z plejadą lewaków – ale ze wsparciem p. Johannesa Kaisera (sic!), prawicowego libertarianina (ale też pinochetysty), i może tym razem wygra – a JE Ksawery Milei…

W Argentynie wybory już 26 X. I wynik jest niepewny. Co prawda JE Donald Trump wspomógł Argentynę 20 miliardami dolarów, jednocześnie tradycyjnie grożąc sankcjami, gdyby partia p. Prezydenta nie wygrała – ale to może dać niestety odwrotny efekt. To, że nowo utworzona partia prezydencka poniosła w Buenos-Aires „druzgocącą porażkę” (o czym tryumfalnie donoszą pismaki-lewaki), to nic: wolnościowcy zawsze przegrywają w stolicach z etatystami, bo przecież cała biurokracja siedzi w stolicy. Niestety: przez ostatnie 3 miesiące La Libertad Avanza zeszła z pierwszego miejsca z sondażach ogólnokrajowych – i teraz dzieli je z peronistowską Fuerza Patria (inne partie już się nie liczą). A jeszcze w maju miała ogromną przewagę…

Co się stało?

Nastąpiło to, co przewidywałem dwa lata temu, gdy p. Milei wygrał wybory prezydenckie (ale nie miał większości w Parlamencie!): nie pozwolono Mu zrobić wszystkich reform – a zmiana połowy kół w lokomotywach na opony samochodowe niekoniecznie dobrze wpływa na pociągi.

To ludzie mogliby jeszcze zrozumieć – choć p. Milei sam rozpoczął odchodzenie od swojego programu. Obiecał bowiem likwidację banku centralnego – i w ogóle przejście z peso na dolara. Ale w dzień po wyborach pozbył się swojego gorącego zwolennika, który zabierał się do likwidacji banku – i Banco Central de la República Argentina istnieje do dzisiaj, dodrukowując pieniądze. Co prawda inflacja spadła z 300 proc. na 30 proc. – nie odbyło się to drogą kontrrewolucyjną.

Za to deficyt budżetowy został CAŁKOWICIE zlikwidowany. I np. – to ogromny sukces idei Wolności – po uwolnieniu cen mieszkań (i likwidacji „ochrony lokatorów”), pojawiło się ich na rynku dwa razy tyle (!!), a ceny… spadły o 20 proc.

Tyle o sprawach poważnych. Ale w d***kracji nie one decydują…

Spadły też jednak na p. Milei trzy nieszczęścia. Za pierwsze nie odpowiada: spadły ceny gazu, a gaz wydobywany z łupków stanowił poważną pozycję w budżecie.

Drugie było gorsze: siostra p. Prezydenta zamieszała się w skandal korupcyjny. Poprzednia prezydentessa Argentyny, p. Krystyna Fernández de Kirchner (też oskarżona o korupcję) aż podskakuje z radości, że widać bez korupcji się nie da… I to był b. poważny cios.

Drugi też był zawiniony. P. Milei, podobnie jak ja, jest zwolennikiem kryptowalut. Jednak zamiast, jak w Salwadorze, oprzeć się na Bitcoinie lub Ethereum, poparł rodzimy meme-coin, $Libra. Tyle że nie poświęcał mu dostatecznej uwagi poza entuzjastyczną promocją. A jednym z inicjatorów projektu był człowiek zamieszany już w dwa oszustwa…

Twierdził on, że waluta jest oparta o technologię blockchain, co wykluczałoby manipulacje. Niestety: nie była, a p. Milei w dobrej wierze to potwierdził. Jego zwolennicy masowo kupowali $Librę, co dawało na początek ogromne zyski – niestety, jak to zwykle bywa, waluta przewartościowana po jakimś czasie odbija w dół, nawet poniżej realnej wartości. I akurat w tym momencie pojawiły się oskarżenia o manipulacje, więc $Libra zanurkowała niemal do zera. Obecny krach coinów spowodował, że można ją kupić za 4 grosze – a pół roku temu przebijała 20 groszy; ponad 5-krotny spadek!

Około 40 tysięcy ludzi, z reguły fanatycznych wielbicieli p. Milei, potraciło na tym nieraz duże pieniądze. To samo w sobie nie jest tragedią, ale podkopało autorytet Prezydenta.

P. Milei robi dobrą minę do złej gry i całkiem rozsądnie zapowiada, że przyczyną połowicznego tylko sukcesu jest to, że Izba i Senat zablokowali wprowadzenie większości ustaw reformujących gospodarkę – i On teraz, po wyborach, ruszy do przodu. Jeśli jednak ich nie wygra…

Te wybory nie są aż tak bardzo ważne: wybierana jest tylko połowa posłów i 1/3 senatorów. Jednak wyraźne zwycięstwo Wolności dałoby p. Milei upragnioną większość. A przewaga peronistów może Jego reformy zlikwidować.

I to byłby – przewidywany przeze mnie, niestety – dramat.

Dramat – który może odbić się na wyborach w Chile.

Od Redakcji: Tekst ukazał się w drukowanym wydaniu „Najwyższego CZASu!” 20 października. Wybory w Argentynie już się odbyły i zwyciężyła w nich partia Javiera Milei, o czym więcej pisaliśmy TUTAJ.

Najnowsze