„Wielki triumf opcji proeuropejskiej w Mołdawii”, „Pokonaliśmy Rosję” – takie nagłówki pojawiły się na pierwszych stronach gazet w poniedziałek 29 września br., w dzień po wyborach do mołdawskiego parlamentu. Zwycięstwo odniosła w nich rządząca Partia Działania i Solidarności wspierana przez prezydent Mai Sandu z poparciem 50,03 proc. Na drugim miejscu (24,2 proc.) uplasował się uznawany za prorosyjski Patriotyczny Blok Patriotyczny (BEP, skupiający głównie komunistów i socjalistów). Do legislatywy tego kraju dostały się też: „proeuropejski”, ale zarządzany przez polityków związanych niegdyś z Rosją Blok Polityczny „Alternatywa” (8 proc.), antyunijna Nasza Partia (6,2 proc.) oligarchy Renato Usatiego oraz skłócona z PAS i pragnąca połączenia z Rumunią Demokracja w Domu (PPDA, 5,62 proc).
Rezultaty głosowania w Mołdawii zostały przyjęte entuzjastycznie w Brukseli i w innych stolicach europejskich. Zacytujmy jedną z najbardziej charakterystycznych wypowiedzi na ten temat, autorstwa szefowej KE Ursuli von der Leyen: „Mołdawio, znowu to zrobiłaś. Żadna próba zasiania strachu lub podziałów nie może złamać twojej determinacji. Dokonałaś jasnego wyboru: Europa, Demokracja, Wolność. Nasze drzwi są otwarte. Będziemy z tobą na każdym kroku. Przyszłość należy do ciebie”.
Wynik wspomnianej elekcji to duży sukces prounijnej Partii Działania i Solidarności, która utrzymała w ten sposób większość w parlamencie. Umożliwi to temu ugrupowaniu kontynuowanie rozmów akcesyjnych z UE oraz realizację programu reform m.in. w resorcie sprawiedliwości. Uzyskanie rzeczonej większości dokonało się m.in. dzięki diasporze, która stanowiła aż 17 proc. (280 tys.) ogółu elektorów.
Nadmieńmy, iż PAS poparło 78 proc. głosujących emigrantów. Wynik partii Sandu może nieco dziwić, zważywszy, że w okresie jej rządów doszło do skokowego wzrostu kosztów utrzymania. Ceny gazu dla gospodarstw domowych zwiększyły się czterokrotnie, a prądu dwukrotnie. Za tym poszły też w górę opłaty za inne towary. Doprowadziło to w rezultacie do znacznego poszerzenia sfery ubóstwa. Na marginesie dodajmy, iż Mołdawia zrezygnowała z dostaw taniego błękitnego paliwa z Rosji.
Optymizmem nie napawają też wskaźniki makroekonomiczne. W ostatnich trzech latach wzrost PKB Mołdawii wyniósł odpowiednio: -5,9 (2022), 0,7 proc. (2023) i 0,1 proc. (2024).
Protesty wyborcze
A jak wyniki wspomnianej elekcji przyjęła opozycja? Liderzy BEP, były prezydent Igor Dodon i Vasile Tarlev na zorganizowanym po wyborach mityngu powiedzieli, że w trakcie głosowania doszło do licznych oszustw i manipulacji. Jakich? Władze np. utrudniały obywatelom mieszkającym na Naddniestrzu (300 tys. osób) dotarcie do siedzib komisji wyborczych (remonty dróg) i w Rosji (zorganizowano tam dwa punkty do głosowania dla 150 tys. obywateli). Dodajmy, iż cała diaspora miała do dyspozycji 300 lokali w 41 krajach. Opozycja uznała też, że usunięcie z list wyborczych na kilka dni przed głosowaniem dwóch prorosyjskich ugrupowań było uwarunkowane politycznie i nie miało uzasadnienia prawnego.
Paradoksalnie również władze Mołdawii (partia PAS) mają wiele zastrzeżeń do czystości wyborów i twierdzą, że na ich wynik próbowała wpłynąć Rosja. Miała ona na ten cel przeznaczyć 300 mln euro. Kreml skupił – ich zdaniem – swoje działania głównie na informacjach zamieszczanych w mediach i sieciach społecznościowych. Poprzez nie przekonywał głosujących, że partia Sandu psuje relacje z Moskwą na polecenie Zachodu i próbuje wciągnąć swój kraj w awanturę wojenną. Innym narzędziem w rękach Rosji miał być oligarcha Ilan Sor zbiegły z Mołdawii w 2019 roku i ukrywający się w Moskwie. Na marginesie dodajmy, że wcześniej miejscem jego pobytu było państwo Izrael, którego jest obywatelem. Wracając jednak do działań Kremla, miał on wspierać za pośrednictwem wspomnianego oligarchy dwa prorosyjskie ugrupowania („Serce Mołdawii” i „Wielką Mołdawię”), które jak wspomnieliśmy wcześniej, zostały wykreślone z udziału w elekcji.
Zarys mołdawskiej sceny politycznej
Aby lepiej zrozumieć tło polityczne mołdawskich wyborów, musimy się odnieść do postaci dwóch liderów bloku BEP: Vladimira Voronina i wspomnianego Igora Dodona, a także stworzonego z ich udziałem systemu oligarchicznego. Pierwszy z wymienionych sprawował urząd prezydenta w latach 2001–2009. Cechą charakterystyczną jego rządów, które sprawował jako nominat partii komunistycznej (PCRM) była niewyobrażalna korupcja. Wystarczy wspomnieć, że jego syn Oleg zgromadził ,,majątek wart połowę rocznego – jak pisze niezależny reporter Miłosz Szymański – budżetu kraju, a jego żona Taisa, będąc przedszkolanką, kupiła pakiet kontrolny największego w kraju banku”.
Po oszustwach wyborczych i odkryciu wspomnianych finansowych malwersacji doszło w Mołdawii do masowych protestów społecznych, które zmusiły wspomnianego Voronina do rezygnacji z pełnionego urzędu. Po jego upadku rządy w kraju między Dniestrem i Prutem przejął blok czterech partii zwany Sojuszem na rzecz Integracji Europejskiej (AEI). Po jego rozpadzie największą siłą w parlamencie stali się socjaliści (PSRM). Ich lider Igor Dodon (wcześniej członek PCRM) pełnił w latach 2016–2020 urząd prezydenta Mołdawii. Jednak pierwsze skrzypce w polityce tego kraju dzięki zawiązywanym koalicjom grała Partia Demokratyczna (wcześniej część składowa AEI). Jej niejawny przywódca Vladimir Plahotniuc (formalnie szeregowy poseł) stał się w tym czasie najpotężniejszym człowiekiem w Mołdawii. Podporządkował sobie rząd, parlament, sądy, prokuraturę i część mediów. Pokłosiem tej ,,prywatyzacji” państwa stało się wyprowadzenie z tamtejszego systemu bankowego 1 mld euro (równowartość połowy tamtejszego budżetu). Dokonał tego przypuszczalnie w porozumieniu z Plahotniucem, wspomniany wcześniej oligarcha Ilan Sor. Upublicznienie tej sprawy doprowadziło w 2015 roku do kolejnych protestów społecznych, a jednym z ich liderów była Maia Sandu. Wkrótce potem założyła ona wspomniany wcześniej ruch polityczny pod nazwą Partia Działania i Solidarności (PAS).
Po wyborach parlamentarnych w 2019 roku ugrupowanie Sandu utworzyło dość osobliwą koalicję rządową z socjalistami. Głównym motywem jej powstania była chęć rozprawy z systemem oligarchicznym. Jednak najbardziej widoczne sukcesy na tym polu władze (złożone już tylko z przedstawicieli samej PAS) zanotowały dopiero w ostatnich tygodniach. W sierpniu br. sąd skazał na 7 lat pozbawienia wolności byłą baszankę (gubernator) Autonomii Gagauskiej, której udowodniono udział w nielegalnym finansowaniu partii kontrolowanej przez Ilana Sora (zdelegalizowanej przed dwoma laty). Jeszcze większym osiągnięciem władz było natomiast wydanie służbom mołdawskim zatrzymanego w Grecji oligarchy Vladimira Plahotniuca. Dodajmy, że opuścił on swój kraj w kilka dni po zawiązaniu rzeczonej koalicji PAS-PSRM.
Wyzwania dla rządu
Największym jednak wyzwaniem dla rządów partii Mai Sandu będzie poprawa sytuacji materialnej społeczeństwa. Aby ją zilustrować, posłużmy się danymi statystycznymi dotyczącymi PKB per capita. Według nich Mołdawia zajmuje przedostatnie miejsce w Europie. Jeśli weźmiemy natomiast pod uwagę pomiary tego samego wskaźnika w skali globalnej, to zgodnie z nim Kiszyniów znajduje się na pozycji 129. Co prawda kilkuletnie rządy partii PAS nie przyniosły większych zmian w tym zakresie, ale co gorsza nie widać dla nich żadnej sensownej alternatywy. Za takową nie można przecież uznać sierot po Związku Radzieckim, czyli opozycji socjalistyczno-komunistycznej. Ta rządziła bowiem już Mołdawią w przeszłości i to z nie najlepszym skutkiem. Czy należy się więc dziwić, że obywatele tego kraju ponownie zaufali partii Mai Sandu? Niestety, nie mieli większego wyboru.