Takie historie dzieją się właśnie we Francji, gdzie w publicznej telewizji France 5, w programie „C Politique” dziennikarka Judith Perrignon stwierdziła, że pogrzeb przypominał jej „duże wiece nazistowskie”. Na tym nie koniec.
W programie, który prowadził dziennikarz France Inter Thomas Snégaroff, padło też stwierdzenie, że „amerykańska supremacja białych jest całkowicie związana z rasistowskim myśleniem Hitlera”. Na tle materiału filmowego z uroczystości żałobnych po zamordowaniu konserwatywnego polityka Charliego Kirka, wspomniana Perrigon twierdziła, że „te obrazy przywodzą mi na myśl wiece z lat 30. XX wieku. Ten związek (z faszyzmem) wciąż istnieje” – dodała. Przypomnijmy, że kiedy po ataku terrorystów islamskich na redakcję „Charlie Hebdo” w 2015 roku spopularyzowano hasło „Jestem Charlie”. Kiedy teraz użył go dziennikarz Guillaume Erner w publicznym radiu France Culture w odniesieniu także do Charliego Kirka i opowiedział o „dwóch Charlich”, został zmuszony do publicznych przeprosin i złożenia samokrytyki.
Historie wokół komentowania śmierci amerykańskiego influencera doskonale ilustrują „lewackie odchylenie” francuskich mediów. Dezinformowanie w sprawie morderstwa Charliego Kirka miało miejsce w wielu krajach. Jednak francuski poziom dezinformacji to już histeryczna reakcja na to, że ich „ustalone kanony poprawności politycznej” za prezydentury Donalda Trumpa rozsypują się w proch, a tsunami wolności słowa zaczyna docierać do brzegów Europy. Prasa francuska i media tzw. głównego nurtu kompromitowały się całkowicie, chociaż podobno w systemie medialnym „fałszywe wiadomości” mają być „charakterystyczne dla skrajnej prawicy”. Morderstwo Kirka pokazało, że jest akurat całkiem odwrotnie.
„Liberation” przedstawiało amerykańskiego konserwatystę jako mizogina, rasistę i homofoba, ale nie przytaczało na to żadnych konkretnych dowodów. Gazecie wystarczyło np. stwierdzenie Kirka, że gospodynie domowe stanowią „stabilny element społeczeństwa”. We wszystkich „postępowych mediach” padały nie poparte niczym oskarżenia. Kirk był zwolennikiem „teroii spiskowych”, „białej supremacji”, „putinofilem” i „protofaszystą”, „antysemitą” i „islamofobem” jednocześnie.
Na antenie publicznej telewizji twierdzono, że Charlie Kirk opowiadał się za „kamienowaniem homoseksualistów”, wyrywając z kontekstu fragment, w którym cytował on fragment Starego Testamentu, zaczerpnięty z Księgi Kapłańskiej, ale tylko po to, by dodać, że Biblii nie można interpretować dosłownie… Tygodnik „Le Nouvel Obs” nie czekał na identyfikację zabójcy, ale cytował „tłumacza Mein Kampf i znawcę historii Niemiec” Oliviera Mannoniego, który bredził o celowej prowokacji i „wykorzystaniu tego morderstwa do ustanowienia represyjnego reżimu”, powołując się na… podpalenie Reichstagu przez reżim nazistowski”.
Jak widać ich ulubiony argument ad hitlerum ma się ciągle dobrze i jest używany zawsze, kiedy brakuje argumentów…
Aborcje bez końca i nie pomaga tu żadna „edukacja seksualna”
Proaborcyjna polityka Francji przynosi konkretne „efekty”. Kraj ten odnotował po raz kolejny wzrost liczby zabijanych dzieci przed ich poczęciem. Wpisanie do konstytucji aborcji jako „prawa kobiet” i relatywizacja prawa do życia, banalizacja aktu samego zabicia dziecka czy wygłuszanie głosów pro-life spowodowały, że statystyki aborcyjne szybują w górę. Liczba aborcji wzrasta pomimo powszechnej (od przedszkola) edukacji seksualnej, czy nawet darmowego dostępu do antykoncepcji.
Francuski Departament Badań, Studiów, Ewaluacji i Statystyki (DREES) odnotował w 2024 roku m.in. 4500 tzw. „późnych aborcji”, a wskaźnik aborcji wynosił w tym roku 38 aborcji na 100 żywych urodzeń. W 2024 we Francji przeprowadzono 251 270 aborcji, czyli o 7000 więcej niż w 2023 roku, a w tym roku zapowiada się kolejny rekord, bo liczba zabijanych dzieci nienarodzonych przewyższa już okresowe dane z roku poprzedniego. Wskaźnik aborcji wynosi obecnie 17,3 aborcji na 1000 kobiet w wieku rozrodczym (od 15 do 49 lat). Stanowi to wzrost o 2,3 punktu procentowego od 2021 roku. Okazuje się, że wskaźnik aborcji rośnie we wszystkich grupach wiekowych, ale praktyka ta jest częstsza wśród młodych kobiet w wieku od 20 do 29 lat, czyli już „wyedukowanych” pod tym względem w szkołach.
Praktykowanie aborcji bardzo się zmieniło i uprościło. W 2005 roku wszystkie aborcje były wykonywane w placówkach opieki zdrowotnej. Obecnie 45 proc. aborcji wykonuje się poza placówkami i dominuje łatwiej dostępna „aborcja farmakologiczna”. Jednocześnie we Francji trwa biadolenie nad ogólnym spadkiem dzietności. Kraj ten przez lata był pod tym względem „mistrzem Europy” ze wskaźnikiem ponad 2 dzieci na kobietę, ale od kilku lat trwa gwałtowny spadek wskaźnika urodzeń. Proaborcyjne działania przynoszą gorzkie owoce, a we Francji wykonuje się obecnie dwa razy więcej aborcji niż na przykład w Niemczech.
Propaganda aborcyjna
Wpisanie aborcji do konstytucji i uznanie jej za „prawo kobiet” rodzi konkretne skutki, także polityczne. Socjalistka Céline Thiébault-Martinez zaatakowała prezydenta Macrona, że dopuścił do zniszczenia środków antykoncepcyjnych. „Milczenie Emmanuela Macrona jest porażające” – oświadczyła deputowana PS. Owe środki nie należały jednak do Francji, ale do Amerykanów i były wyprodukowane do użytku w krajach trzeciego świata. USA za prezydentury Bidena szeroko finansowały i wspierały ideę depopulacji świata. Trump odciął się od tej polityki, zaprzestał finansowania aborcji, a wyprodukowane środki nakazał zutylizować. W Paryżu pojawiły się protesty dotyczące obrony tego „światowego dobra”, w tym listy otwarte do prezydenta i o odkupienie antykoncepcji.
Wspomniana Céline Thiébault-Martinez wraz z innymi deputowanymi PS podpisała apel opublikowany przez „Nouvel Obs” z okazji Światowego Dnia Antykoncepcji, apelując o przeciwstawienie się Amerykanom i nie niszczenia zapasów wkładek domacicznych itp. Rząd zapewnia jednak, że Francja „nie ma możliwości rekwirowania tych zapasów”. W lipcu administracja Donalda Trumpa ogłosiła, że zniszczy środki antykoncepcyjne o wartości prawie 10 milionów dolarów, przeznaczone wcześniej dla kobiet mieszkających w najbiedniejszych krajach świata, zwłaszcza w Afryce Subsaharyjskiej. Zapasy te są składowane w Belgii, ale mają zostać zutylizowane we Francji, co rozsierdziło miejscowe feministki i aborcjonistów.
Francuzom pod wpływem propagandy aborcyjnej na tyle poprzewracało się w głowach, że deputowana Céline Thiébault-Martinez nazywa utylizację „błędem moralnym Francji” i żąda od Macrona przeciwstawienia się decyzji USA. Jej zdaniem, chociaż prezydent „wykazał pewne zaangażowanie na rzecz wolności kobiet do decydowania o własnym ciele”, to powinien teraz „zachować spójność między słowami a czynami”.
Kosztowne problemy z migrantami
Francja zmaga się z rosnącym zadłużeniem budżetu. Jednocześnie ten kraj z roku na rok wydaje coraz więcej milionów euro na tzw. pomoc medyczną (AME) dla nielegalnych imigrantów. System ten stał się nawet przyczyną powstania tzw. „turystyki medycznej”. Obcokrajowcy ze schorzeniami przyjeżdżają do Francji, składają wnioski o azyl bez szans na ich aprobatę, ale chodzi im tylko o to, by skorzystać ze stojącej na wysokim poziomie opieki medycznej.
Desygnowany na nowego premiera Sebastien Lecornu, chce pokazać, że coś w tej materii robi i spotkał się w Matignon z autorami raportu dotyczącego państwowej pomocy medycznej (AME) dla nielegalnych imigrantów. Raport zaleca wprowadzenie pewnych zmian w liście świadczeń, które nie powinny być już przyznawane automatycznie. AME umożliwia cudzoziemcom o nieuregulowanym statusie i bardzo niskich dochodach, 100-procentowe pokrycie kosztów opieki medycznej.
Zniesienia tej „usługi” chcą partie prawicy, ale „środowisko medyczne” stanowczo broni tego typu świadczeń, powołując się na „zagrożenie zdrowia publicznego” i względy humanitarne. W rzeczywistości to świetny biznes dla lekarzy i klinik, bo o ile zwykły Francuz bez dodatkowego prywatnego ubezpieczenia może liczyć tylko na częściowy zwrot kosztów ze społecznej ubezpieczalni, to zabiegi dla nielegalnych migrantów są refundowane przez państwo w 100 proc., a to instytucja wypłacalna…
Raport jednak generalnie broni systemu AME, chociaż zaleca pewne zmiany w liście świadczeń. Ustępujący minister zdrowia poprzedniego gabinetu Bayrou, zapewniał, że „proponowane środki w żaden sposób nie podważają systemu AME”. Nieubezpieczeni odbiorcy AME mogą utracić tylko np. dostęp do… balneoterapii. Niektóre zabiegi, które są obecnie dostępne bezwarunkowo, mają być teraz dostępne dopiero po 9 miesiącach pobytu na terytorium Francji (chodzi o niektóre zabiegi masażu i fizjoterapii, okulary, aparaty słuchowe, protetykę stomatologiczną oraz transport medyczny w przypadku niepilnych wizyt). Wydaje się, że tzw. „turystyki zdrowotnej” migrantów, którzy przyjeżdżają tu i składają podania o azyl tylko po to, żeby się we Francji podleczyć, to raczej nie zatrzyma…