Niezależna dziennikarka Iwona Aleksandrowska po zadaniu pytania Adamowi Bodnarowi w. s. więźniów politycznych ps. „Rodacy Kamraci”, została zwolniona z pracy. Do skandalu doszło po interwencji byłego ministra. Dziennikarka w ramach pracy publikowała treści w żaden sposób nienacechowane politycznie. Pani Iwona opisała zaistniały skandal w wiadomości do „Najwyższego Czasu!”. Postanowiliśmy przeprowadzić rozmowę z pokrzywdzoną i nagłośnić sprawę medialnie.
Julia Gubalska: – W jaki sposób doszło do zwolnienia z wydawnictw Iberion za poglądy polityczne? W wiadomości mailowej poinformowała nas Pani, że w dawnym miejscem pracy nie były one tajemnicą.
Iwona Aleksandrowska: W czerwcu, kiedy jeszcze Adam Bodnar był ministrem, dzwoniłam do niego. Mam do niego numer z czasów, kiedy byłam w Szkole Praw Człowieka przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Adam Bodnar też kończył te studia podyplomowe i w moim przekonaniu całkowicie zdradził ideały praw człowieka, wolności słowa. Wykonałam do niego telefon, co mnie nie zdziwiło, ale przysłał SMS o treści „proszę o wiadomość”. Więc wysłałam mu pytanie poprzez SMS: „Kiedy wypuści Pan z więzienia Rodaków Kamratów? Uważam, że artyści nie powinni siedzieć w więzieniu za audycję, nawet jeśli nie rozumie się ich metafor”. Podpisałam się jako absolwentka Szkoły Praw Człowieka, i to było dla mnie ważniejsze, ponieważ Bodnar też kończył tę szkołę, i jako dziennikarka Iberionu. To jest wydawnictwo, które jest wydawcą portalu „Świat Gwiazd”.
Mogłam się podpisać jako inna gazeta, bo zawsze współpracuję z co najmniej trzema tytułami. Na moje nieszczęście podpisałam się jako dziennikarka tegoż wydawnictwa. Bodnar mi na ten SMS nie odpowiedział. Po kilku godzinach dostałam SMS od mojego redaktora naczelnego: „Iwona! Bodnar dzwonił do zarządu, jest awantura! Jesteś zawieszona”. Ja byłam zdziwiona, że wydawnictwo zawiesza mnie za pytanie do ministra i myślałam, że sprawa przyschnie. Ale po kilku dniach zadzwonił do mnie z informacją, że awantura była wielka, prezes się zdenerwował i że jestem zwolniona. Także zwolnili mnie za SMS.
Tego typu taktykę można ocenić jako jednoznaczną dyskryminację za poglądy. Czy czuje się Pani w ten sposób pokrzywdzona?
Myślę, że gdyby treść SMS-a była inna, np. „Bardzo dobrze, że zamknął Pan Rodaków Kamratów, mam nadzieję, że nigdy ich Pan nie wypuści”, to wtedy by mnie nie zwolnili. Moim zdaniem, im nie spodobał się mój pogląd, który można wysnuć na podstawie tego, że upominam się o wolność dla Olszewskiego i Osadowskiego.
Tak szybki proces, który tutaj zaszedł można odebrać jako jednoznaczne powiązania redakcji z obecnym rządem?
Myślę, że tak. Dzwonienie przez ministra z interwencją w sprawie dziennikarza jest kompromitujące dla tego polityka. Jeśli redakcja staje po stronie polityka, a nie dziennikarza, to jest sprawa niebywała. To absolutne zaprzeczenie demokracji, wolności słowa i wszystkim ideom, które tzw. „wolne media” mają na ustach codziennie.
A czy wcześniej w pracy odczuwała Pani „rezerwę” lub traktowanie Pani z wyższością ze strony innych współpracowników?
Ja miałam do czynienia tylko z redaktorem naczelnym. Tylko od niego usłyszałam, że „tutaj wszyscy są lewakami”. On użył takiego zdania, ale poza tym nie odczuwałam raczej problemów z tego powodu.
Czy czasem była Pani zmuszona działać wbrew swoim ideałom, a może tematy, którymi się Pani zajmowała były zupełnie z nimi niezwiązane?
To były tematy lifestylowe, więc raczej nie było okazji, by działać wbrew swoim poglądom.
Jakie kroki zamierza Pani jeszcze podjąć w kierunku obrony przed dyskryminacją?
Szczerze mówiąc szukam jakiegoś niedrogiego adwokata, bo uważam, że stała się rzecz niebywała i powinny być jakieś tego konsekwencje. W tym sensie chciałabym jakiś ruch wykonać, ale oprócz tego myślę, że dobrze by było, gdyby jak najwięcej osób przestało żyć w iluzji, że my żyjemy w wolnym kraju. Naprawdę, ten obszar wolności coraz bardziej się kurczy. Teraz miało miejsce zabójstwo Charliego Kirka w Stanach Zjednoczonych. Zaczyna się od zwalniania za poglądy, a kończy się na zabójstwach politycznych. To naprawdę są poważne czasy. Ja sobie pracę znalazłam, rozwiązałam ten problem. To nie o to chodzi. Chodzi o ideały. To nie tak powinna wyglądać demokracja.
Zamierza Pani pod kątem dyskryminacji odwołać się sądownie do tej skandalicznej decyzji?
Chciałabym jakoś na sądową drogę wkroczyć przeciwko wydawnictwu.
Czy aresztowanie Rodaków Kamratów postrzega Pani jako bezpośrednią walkę z wolnością słowa wytyczoną narodowi polskiemu? Rodacy Kamraci mają dość wyjątkową ekspresję, niektórzy ją lubią, niektórzy nie – nawet po tej prawicowej stronie. Rozumiem, że Pani ich działalność odbiera jako występy „artystów – kabareciarzy”?
Tak. Nawet pan Grzegorz Braun ostatnio mówił, że to jest jakiś performance, prowokacja, taki happening. Też tak odbieram ich działalność. Zresztą oni też sami mówią, że to jest stand-up na siedząco. Mnie przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka uczono, że powinniśmy dbać o wolność tych, z którymi poglądami się nie zgadzamy, którzy nam się nie podobają. Bo to nie jest sztuka dać wolność i pole do ekspresji tym, z którymi się zgadzamy. To każdy potrafi. Chodzi o to, żeby dać wolność tym, z którymi się nie zgadzamy. To jest ta różnica. I dlatego uważam, że dzisiaj wszyscy dziennikarze, nie tylko ja – powinni upomnieć się o Rodaków Kamratów, którzy siedzą w więzieniu za słowa. Oni dostali 150 zarzutów, a wszystkie dotyczą słów, nie czynów.
Myśli Pani, że do dopiero początek ścigania polskich patriotów za wolność słowa?
Ja nie jestem jedyna i takich wypadków było dużo. Państwo też mają problem ze skrajnie lewackimi organizacjami, które chcą tę wolność stłumić.
Zgadza się. My sytuację Rodaków Kamratów nagłaśniamy już od jakiegoś czasu. Z czego wynikało Pani poparcie dla ich działalności, jeszcze zanim zostali uwięzieni?
Ja na początku byłam bardzo zniesmaczona takim demonstracyjnym patriotyzmem, odbierałam to jako teatr i te wulgaryzmy też mnie bardzo raziły. Z czasem słuchałam ich audycji i się do nich przekonałam. Ale tak jak mówię – te moje estetyczne wrażenia nie są istotne. Ważne jest to, że nikt nie powinien siedzieć za słowa, po prostu. Art. 212., który jest w Kodeksie Karnym też jest reliktem z czasów pierwszej komuny i powinien być anulowany. A w drugiej komunie kwitnie.
Pani to tak postrzega, że jesteśmy obecnie w czasach drugiej komuny?
A Pani tego nie dostrzega?
Ja dostrzegam, pytam o Pani opinię.
Tak jest. Teraz jesteśmy straszeni wojną, nieustannie. Wcześniej wszyscy mieliśmy umrzeć na covida. Ja z dzieciństwa pamiętam, jak w latach 90. nas straszyli wojną atomową. W każdej chwili miał wybuchnąć grzyb atomowy. Pamiętam, jak w szkole, na zajęciach z PO pokazywali nam ten grzyb atomowy i uczyli nas, jak obsługiwać broń, bo już III Wojna Światowa miała wybuchnąć. Mieliśmy się wszyscy podusić przez dziurę ozonową. Ja, używając dezodorantu, miałam wyrzuty sumienia, że powoduję klęskę planety.
Podobnie teraz się mówi o płonącej planecie.
Straszenie przez rząd jest bardzo wygodne, bo przestraszonym społeczeństwem łatwiej się rządzi. Przestraszony człowiek zrobi wszystko, żeby przetrwać. Tak, jak mówi Grzegorz Braun: „Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem”.
Dlatego Pani się nie bała i bezpośrednio zadała Pani pytanie, płacąc tym samym cenę w postaci zwolnienia z pracy.
Ja uważałam, że to żadna odwaga. Pytanie, w którym nie ma wulgaryzmu, jest po prostu pytaniem, na które człowiek może odpowiedzieć albo nie. Mi nawet by do głowy nie przyszło, że można być zwolnionym za pytanie, nawet jeśli zdradza ono poglądy.
Uwzględniając nie tylko Pani sytuację, ale również walkę z wolnością słowa, której brutalny owoc widzimy w postaci ostatniego zamachu na prawicowego aktywistę w USA. Może oznaczać to rozpoczęcie globalnej inwigilacji niezależnie myślących ludzi?
Ta wojna się nie zaczęła, trwa ona już od jakiegoś czasu.
Czuje się Pani ofiarą tej wojny?
Tak, jak najbardziej.
A może tę sytuację mogłaby Pani wykorzystać jako nowy początek? Być może teraz ma Pani motywację do odważnej manifestacji swoich poglądów?
Ja zawsze pisałam o celebrytach, teraz też pracuję dla portalu, gdzie piszę na takie tematy. Ale nie ukrywałam też moich szerszych poglądów i nie zamierzam ich ukrywać. Jakiejś specjalnej krucjaty nie mam zamiaru robić, ale po prostu odważnie o nich mówić.
„Najwyższy Czas!” nagłaśnia ten temat, ponieważ jest on niezwykle istotny dla środowisk wolnościowych. Czy zechce Pani jeszcze coś dodać w tym temacie?
Ja poinformowałam wiele instytucji. Napisałam do Rzecznika Prasowego Rządu z pytaniem, czy pan premier Donald Tusk podobnie rozumie wolność wyrażania opinii, czyli art. 10. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka – odpowiedzi brak. Adam Bodnar pracuje na SWPS-ie. Pani doktor Katarzyna Bąkowicz z Uniwersytetu SWPS dopominała się karania za hejt i zwalniania z pracy, jeśli ktoś się tzw. hejtu dopuści.
Ja napisałam do SWPS-u: „Nie domagam się zwolnienia z pracy pana Bodnara, bo jest wolnościowcem w przeciwieństwie do Państwa pracownicy. Ale poproszę o pomoc prawną przez Państwa wydział ze względu na to, że działania Państwa pracownika doprowadziły do zwolnienia mnie z pracy” – odpowiedzi brak. Miałam kontakt z prawnikiem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, bo Adam Bodnar cały czas jest związany z tą Instytucją. Przedstawiłam się jako absolwentka Szkoły Praw Człowieka przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Prawnik poprosił mnie o więcej szczegółów. Podałam je i wtedy też nabrał wody w usta. Nie chcą stawać przeciwko swojemu.
Czuje się Pani osamotniona w walce z systemem?
Tak. Środowiska związane z Adamem Bodnarem bronią swojego, nawet jeśli staje przeciwko ich rzekomym ideałom. Te wszystkie ich opowiastki o wolności słowa, o społeczeństwie otwartym itd. można potłuc o kant tyłka!
Dziękuję Pani za rozmowę i życzę powodzenia w dalszej działalności. Oby sprawiedliwości stało się zadość.