Strona głównaHistoriaPolarny Oświęcim. W swoim czasie był największym łagrem

Polarny Oświęcim. W swoim czasie był największym łagrem

-

- Reklama -

Sołowieckie Łagieria Osobowo Naznaczenija – SŁON, urządzone na archipelagu Wysp Sołowieckich na Morzu Białym rosyjscy badacze nazywają poligonem, na którym wypróbowywano metody wykorzystywania pracy przymusowej więźniów dla budowy socjalizmu w bolszewickiej Rosji. Sołowiecki zespół łagrów był w jakimś sensie matką innych łagrów. W nim kształcono kadrę, zwłaszcza kierowniczą, dla mającego powstać całego systemu obozów tego typu – wykorzystującego pracę niewolniczą osób uznanych za wrogów ludu. Wiosną 1930 r. SŁON był już największym łagrem w ZSRR. Przebywało w nim, jak podaje D.B. Pawłow 59 799 więźniów, czyli 40 procent osób osadzonych w łagrach (łącznie osadzonych „wrogów ludu” miało być 150 195). 1 stycznia 1935 r., około 5 lat po otwarciu SŁON, przebywało w nim już 700 tysięcy dusz!

SŁON został zorganizowany na Wyspach Sołowieckich, które dla Rosyjskiej Prawosławnej Cerkwi pełniły rolę, jaką dla greckiego prawosławia pełniła wyspa Atos. Znajdował się tu cały zespół cerkwi, kaplic i klasztorów, tworzących swoiste państwo – miasto prawosławnych mnichów. Władze radzieckie za jednym zamachem załatwiły dwa problemy. Zlikwidowały ośrodek duchowy prawosławia, a jednocześnie poprzez przejęcie majątku mnichów bardzo szybko udało się utworzyć wzorcowy łagier. Nie byli jednak w tym pomyśle oryginalni.

Jeszcze długo, zanim bolszewicy zdobyli w Rosji władze, główny sołowiecki monastyr, a zwłaszcza jego wieże, był wykorzystywany jako więzienie dla politycznych i religijnych dysydentów. Piotr Kalmyszewski, ostatni ataman Siczy Zaporoskiej, spędził w sołowieckiej wieży 26 lat w pojedynczej celi, dożywając, jak twierdzą sołowieckie kroniki, 111 lat. W XVII w. Sołowki pełniły nie tylko rolę centrum religijnego, a także twierdzy, strzegącej północnych rubieży carskiego imperium. Szybko stały się też jednym z gospodarczych centrów północy.

Rozwijały się tu gospodarstwa rybne, warzelnie soli i kuźnie, młyny itp. Bywali tu carowie z Piotrem I na czele. Bolszewicy od razu postanowili wykorzystać Sołowki do swoich celów. Archipelag Wysp Sołowieckich był odległy od lądu, leżąc we wschodniej części Morza Białego, w odległości 160 km od południowego skraju Kręgu Polarnego. Sam archipelag składał się z kilku dużych wysp i około stu mniejszych.

- Prośba o wsparcie -

Wesprzyj wolne słowo. Postaw kawę nczas.info za:

40-procentowa śmiertelność

Pierwsze kroki w tworzeniu łagrów na Wyspach Sołowieckich zrobili członkowie Archangielskiego Gubernialnego Komitetu Wykonawczego z inicjatywy pełnomocnego przedstawiciela Wszechrosyjskiego Nadzwyczajnego Komitetu – WCzK M.S. Kiedrowa, który przy pomocy drakońskich metod ustanowił władzę bolszewicką na północy Rosji, mordując przeciwników politycznych, mając do dyspozycji 40 czekistów i oddział łotewskich strzelców. Z jego rozkazu cały zespół klasztorów i świątyń na Wyspach Sołowieckich został znacjonalizowany, a jego prawowici właściciele zostali spędzeni do jednego z klasztorów. Do lipca 1920 r. obóz na Sołowkach funkcjonował w ramach gubernialnego wydziału ds. więziennictwa i miejsc pozbawienia wolności. Kierowano do niego miejscowych więźniów, w większości skazanych za działania kontrrewolucyjne. Nie było ich dużo. Ich liczba wahała się od 150 do 200 osób. Obok tego łagru na Dużej Sołowieckiej Wyspie został utworzony sowchoz „Sołowki”, który miał stać się wzorcowym gospodarstwem rolnym na rosyjskiej, europejskiej północy. Nic z tych planów nie wyszło. Mimo iż to państwowe gospodarstwo korzystało z darmowej pracy więźniów, zawsze było deficytowe. Latem 1923 r. sowchoz został definitywnie zlikwidowany. Miejscowe władze chciały przekształcić Wyspy Sołowieckie w łagier dla 12 tysięcy więźniów…

„Łubianka”, czyli kierownictwo bolszewickich służb specjalnych postanowiło zorganizować własny obóz. Miał on być przeznaczony dla osób skazanych w trybie pozasądowym przez organy GPU, czyli Głównego Zarządu Politycznego. Byli to więźniowie polityczni, którzy zesłani do obozu, mieli zajmować się pracą przymusową. Pierwsza partia takich więźniów została przywieziona na Sołowki z Archangielska, w początkach czerwca 1923 r. Miesiąc później dostarczono do niego następną partię, liczącą 150 socjalistów i anarchistów. W pierwszych dniach września ilość osadzonych wynosiła już trzy tysiące więźniów. Wśród nich, jak podaje Pawłow, było „2714 mężczyzn i 335 kobiet. Ponad 300 z nich stanowili tzw. polityczni, 2550 osób zaliczono do kontrrewolucyjnego elementu, a 200 byli czekiści wydaleni ze służby”.

Życie ludzkie było tanie

W następnych latach ilość osadzonych systematycznie rosła. 1 kwietnia 1930 r. liczyła blisko ponad 60 tys. aresztantów, w tym 54 973 mężczyzn. W pierwszej połowie następnego roku w obozie znalazło się 71 800 wragow naroda. Wszystkie obiekty, znajdujące się na archipelagu i zabrane mnichom zostały wykorzystane dla celów obozowych.

W sumie w skład SŁON wchodziło 8 koncłagrów, 6 z nich znajdowało się na Wielkiej Ziemi w rejonie Archangielska i Murmańska. Przypuszczać można, że czekali w nich na swoją kolejkę, aż w Sołowkach zwolni się miejsce. Śmiertelność w obozach była bardzo duża. Sami więźniowie oceniali je na 35–40 proc. i więcej! Oficjalna statystyka, przedstawiana przez łagrową administrację była zakłamana. Nie wierzyli w nią nawet inspektorzy – czekiści. Wynikało z niej bowiem, że wynosiła ona od 2 do 8 proc.

Życie ludzkie na Sołowkach było bardzo tanie. Naczelnik SŁON Nogtiew miał zwyczaj, że przychodził na przystań, gdy przywożony był kolejny transport i osobiście strzałem z pistoletu mordował jednego lub dwóch więźniów, by zastraszyć pozostałych, by wiedzieli, że jest on panem życia i śmierci każdego z nich! Zastrzeleni byli wpisywani na listę zmarłych z powodu chorób zakaźnych itp.

Pokarm z więźniów dla dzikiej zwierzyny

Ze wspomnień więźniów wynika też, że na Sołowkach rozstrzeliwano również więźniów także w pomieszczeniach pod główną dzwonnicą. Ofiary wybierano wśród więźniów krnąbrnych, przysparzających lub mogących przysporzyć kłopotów. Na Sołowkach oprócz pojedynczych mordów, których ofiarą padło od kilku do kilkudziesięciu osób, dokonywano masowych mordów, rozstrzeliwując od 300 do 600 osób. Taki mord miał m.in. miejsce w październiku 1929 r. Każdemu zamordowanemu lub zmarłego z wycieńczenia, bo byli i tacy, oprawcy dokonywali przeglądu uzębienia i młotkiem wybijali złote zęby. Nie jest wykluczone, że jeżeli na Sołowki trafił jakiś więzień z dużą liczbą złotych zębów, od razu szedł do planowanej rozwałki. Przypuszczać można, że złoto z zębów szło do prywatnych kieszeni czekistów, a nie na skarb państwa. Trupy pomordowanych grzebano w dołach, kopanych przez samych więźniów za Sołowieckim Kremlem. Często wyrzucano je do lasów. Zimą ciała zabitych rzucano w zaspy śnieżne i często stawały się pokarmem dla dzikiej zwierzyny.

W Sołowkach wykańczano ludzi nie tylko kulą w łeb, ale pracą ponad siły, często zupełnie bezmyślną, służącą tylko udręczeniu ofiar. Strażnicy bili też więźniów pod byle pozorem. Bywało, że robili to bez powodu. Ot tak, dla rozrywki, życie w Sołowkach nie było przecież łatwe i jakaś rozrywka też się im należała… Ze wspomnień więźniów, którym cudem udało się przeżyć Sołowki wynika, że sadyzm strażników nie miał granic… Wynikał on zapewne z faktu, że SŁON leżał na wyspach z dala od centralni na moskiewskiej Łubiance. Jej kolejni szefowie dbali, by na Sołowki nie miała wstępu żadna delegacja Czerwonego Krzyża, czy prokuratury, żeby dokonać w nich chociażby standardowej kontroli. Każdy wniosek o zgodę na przeprowadzenie kontroli Łubianka kwitowała stwierdzeniem: „Łagier to nie dom wypoczynkowy, a miejsce przetrzymywania i wychowywania zagorzałych przestępców”.

Wspomnieć trzeba, że ochronę zewnętrzną SŁON-a sprawował najpierw Sołowiecki Specjalny Pułk (SOP), RKKA, a później Specjalny Dywizjon Wojsk GPU, a od 1926 r. 4. Specjalny Pułk Wydzielonej Dywizji Specjalnego Przeznaczenia im. Feliksa Dzierżyńskiego. Liczył on 680 żołnierzy, uzbrojonych nie tylko w karabiny z bagnetami, ale także w 15 karabinów maszynowych. Nadzór wewnętrznych został skompletowany z byłych funkcjonariuszy WCzK-OGPU, komunistów, dowódców Armii czerwonej, jak i szeregowych czerwonoarmistów, skazanych za przestępstwa służbowe, naruszenie dyscypliny itp. Domniemywać można, że ich część to byli pospolici sadyści, nie kwalifikujący się do pracy gdzie indziej. Byli skazani na wieloletnie wyroki i mieli do wyboru albo pracę w nadzorze na Sołowkach, albo pobyt w nich w charakterze więźniów. Oddając się bez reszty pracy nadzorczej, mogli uzyskać skrócenie wyroku o jedną trzecią. Mogli też dawać upust swojemu sadyzmowi, nie obawiając się żadnych kar.

„Tutaj władza sołowiecka”

Dmitrij Lichaczow, wybitny uczony humanista, badacz języka i kultury dawnej Rusi, akademik, a jednocześnie więzień Sołowek pisze, że już na pierwszym swoim spotkaniu ze strażnikami usłyszał, że „tutaj nie władza sowiecka – tutaj władza sołowiecka”. Lichaczow wspomina też, że jedna z najbardziej „przyzwoitych gróźb”, adresowanych przez strażników do więźniów brzmiała: „Sople trupów ssać wam każę”. Lichaczow pisze, że więźniów dzielono na kompanie zorganizowane na wzór wojskowy, z których trzynasta była największa i najstraszniejsza: „Tam przyjmowano nowo przybywające etapy. Tam więźniów musztrowano, by złamać wszelką chęć oporu lub protestu i kierowano do ciężkich prac fizycznych. Wszyscy przybywający do Sołowki byli zobowiązani do spędzenia w trzynastej kompanii przynajmniej trzech miesięcy. (…)”.

Lichaczow pisze też, że szósta kompania „składała się głównie z popów, mnichów, biskupów. Dawano im pracę wymagającą uczciwości: pilnowania składów, magazynów gospodarczych, wydawanie paczek więźniom”.

Ze wspomnień Lichaczowa wynika, że w czasie gdy on przebywał na Sołowkach, przeżyć mógł ten, kto w tej szóstej kompanii miał jakichś znajomych. Pozostali nie. SŁON nie miał na celu odizolowania „niebezpiecznego dla bolszewików elementu”, by poprzez pracę skłonić go do zmiany przekonań. Czekiści kierujący tu „niebezpieczny element” nie liczyli na jego poprawę. Sołowki nie były obozem pracy poprawczej, ale pracy wyniszczającej, obozem zagłady. Aleksander Sołżenicyn pisze, że Sołowki były „polarnym Oświęcimiem”. Zdaniem Lichaczowa Sołowki stały się „mogiłą rosyjskiej kultury”. Niewątpliwie większość ofiar SŁON-a stanowili przedstawiciele rosyjskiej, wychowanej jeszcze w czasach carskich, inteligencji.

Wśród ofiar Sołowek było też wielu mieszkających w Rosji katolików, a zwłaszcza księży rzymskokatolickich, głównie Polaków. Początkowo odnoszono się do nich po „ludzku”. Latem 1929 r. 23 duchownych katolickich przewieziono do karnej kompanii „Troickaja” na wyspie Anzer i umieszczono ich w ciasnym pomieszczeniu. Jak wspomina ks. Donat Nowicki „23 księży znajdowało się teraz w pomieszczeniu 3–4 metry długości i około 2 metrów szerokości. Stłoczeni, niektórzy (…) na wysokości około metra od podłogi, zupełnie jak »śledzie w beczce«”.

Część księży katolickich zmarło, nie wytrzymując reżimu na Sołowkach. Część zostało przeniesionych na budowę Kanału Białomorsko-Bałtyckiego. Niektórzy w drodze wymiany mogli wrócić do Polski, a w trakcie „wielkiego terroru” w październiku i listopadzie rozstrzelano 32 księży o polskich nazwiskach.

Marzenia o łagrze

W czerwcu 1937 r. SŁON został przemianowany na Sołowieckie Więzienie Specjalnego Przeznaczenia. Otrzymywało ono kontyngent 1200 więźniów do rozstrzelania. W ramach tego kontyngentu zamordowano Pawła Aleksandrowicza Floreńskiego, wybitnego prawosławnego teologa.

Przemianowanie SŁON-a z łagru w więzienie znacząco pogorszyło położenie aresztowanych. Przestano używać ich nazwisk, więźniowie stali się numerami. Jak wynika ze wspomnień osadzonych, zaczęli oni tęsknić za… łagrem. Boris Oliker, chirurg, zastępca komisarza ds. ochrony zdrowia Białorusi wspomina, że „wszyscy marzą o jednym – do łagru! Jeszcze nie popróbowaliśmy łagru, ale po przeżyciach w więzieniu, w naszej wyobraźni łagier wydaje się rajem! Ale czy dostaniemy się do ŁAGRU? Co by to było za szczęście…”.

2 listopada 1939 r. Ławrientij Beria podpisał rozkaz „O zamknięciu więzienia na Wyspach Sołowieckich”. Jego „lokatorzy” zostali przeniesieni do łagrów. Marzenie Borisa Olikera zostało zrealizowane…

Najnowsze