Od 7 lipca na granicach Polski z Niemcami oraz Litwą zaczęły obowiązywać czasowe kontrole graniczne. Choć oficjalnie przyczyną ich przywrócenia były problemy migracyjne, to trudno było nie zauważyć, że przez ponad półtora roku od objęcia władzy rząd Donalda Tuska nie palił się do podjęcia działań, a konkretne rozwiązania zostały wprowadzone dopiero, kiedy w przestrzeni publicznej zaczął działać Ruch Obrony Granic, któremu zresztą rząd warszawski wypowiedział wojnę.
Na początku lipca Tusk zapowiedział, że na granicach naszego urokliwego bantustanu z Niemcami oraz Litwą czasowo zostaną przywrócone kontrole, tym samym realizując postulat zgłaszany przez polityków Konfederacji Wolność i Niepodległość. Ogłaszając decyzję, która ostatecznie weszła w życie w poniedziałek 7 lipca, szef rządu warszawskiego wyraził nadzieję, iż „ewentualne negatywne konsekwencje z punktu widzenia interesów polskich obywateli zostaną zminimalizowane”, czym zająć się miała Straż Graniczna oraz inne służby, które zostały także „zobowiązane do logistycznego przygotowania tej operacji”. W przypadku naszych zachodnich sąsiadów było to działanie symetryczne, bowiem Berlin już na jesieni 2023 roku zarządził policyjne kontrole na granicy z Polską. W całym 2024 r. zawrócono kilka tysięcy osób próbujących dostać się do kraju położonego nad Menem, a w ramach readmisji oraz na mocy unijnego rozporządzenia Dublin III odesłano wówczas do naszego kraju 690 osób. To mniej niż rok wcześniej, kiedy w ostatnim roku rządów grupy rekonstrukcji historycznej sanacji z Żoliborza „zwrócono” Polsce blisko tysiąc osób.
Pierwsze miesiące 2025 r. obrodziły z kolei w informacje na temat szczególnie bezczelnych zachowań niemieckich służb. Według medialnych relacji potrafiły one poinformować naszą Straż Graniczną o readmisji w ostatniej chwili, po czym zostawiały przybyszów na moście granicznym, nie czekając na przybycie polskich funkcjonariuszy. Pojawiły się także nagrania niemieckich radiowozów, które zapędzały się w głąb naszego kraju i – jak się zdaje – „bez żadnego trybu” wysadzały niechcianych gości na ulicach polskich miast. Zdaniem dziennikarza Tomasza Duklanowskiego niemieckie służby każdego dnia przerzucają kilku migrantów tylko na teren województwa zachodniopomorskiego, co w gorzkich słowach skomentował wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak. „Rząd PO-PSL-PL2050-Lewicy zrobił z Polski bufor ludnościowy dla Niemiec. Pojemnik na odrzuty” – napisał w swoich mediach społecznościowych. Jednocześnie wraz z rosnącą liczbą nielegalnych migrantów, coraz częściej zaczęły się pojawiać doniesienia na temat śmiertelnych ataków ze strony przybyszów. Najgłośniejszy przypadek miał miejsce w Toruniu, gdzie 19-latek z Wenezueli brutalnie napadł na 24-letnią Klaudię, która w efekcie ataku zmarła.
Co chce ukryć rząd?
Pomimo tego że problemy migracyjne, z jakimi musi mierzyć się nasz umęczony kraj, nie zaczęły się wczoraj, ale zostały zapoczątkowane nieodpowiedzialną polityką gabinetów Beaty Szydło oraz Mateusza Morawieckiego, to przez kilkanaście miesięcy rządów uśmiechniętej koalicji nie zrobiono szczególnie wiele, by zapobiec ich nasilaniu. Co prawda w październiku 2024 r., odpowiadając na troski i rosnące zaniepokojenie obywateli, rząd warszawski przyjął strategię migracyjną „Odzyskać kontrolę. Zapewnić bezpieczeństwo”, jednak dokument – jak na rządową strategię przystało – miał charakter ogólnikowy i bez idących za nim konkretnych rozwiązań na niewiele się zdał. Podejście uśmiechniętej władzy zmieniło dopiero powstanie Ruchu Obrony Granic na czele z Robertem Bąkiewiczem. Powołana organizacja zaczęła patrolować przejścia graniczne i pilnować, by nikt niepożądany nie dostał się na teren Polski, czym właściwie wyręczała państwowe służby. Propagandowe wykorzystywanie działań ROG w środowisku pisowskim i konfederackim sprawiło, iż Tusk nie mógł już dłużej zwlekać i musiał podjąć jakieś kroki.
Niemal tydzień po ogłoszeniu decyzji przez premiera, w nocy z niedzieli na poniedziałek rozpoczęto kontrole obejmujące nie tylko przejścia graniczne, ale także zieloną granicę oraz checkpointy na drogach w pobliżu granicy. Jednocześnie, wprowadzając przepisy, szef rządu warszawskiego zapowiedział, że wszystkie przejścia na granicy z Niemcami będą obiektami infrastruktury krytycznej, co zapewni im szczególną ochronę. Ogłaszając kontrowersyjną decyzję, Tusk podkreślił, że „funkcjonariusze Straży Granicznej i policji mają jasne polecenie twardego reagowania na wszelkie próby zakłócenia kontroli granicznej”. Były „król Europy” przestrzegł także, iż „szczególnie podszywanie się pod służby państwowe i utrudnianie czynności będą surowo karane”, grożąc surowym palcem sprawiedliwości nie tylko mandatami, ale też stosowaniem środków przymusu bezpośredniego. Nie sposób było nie zauważyć, że postanowienie Tuska było wymierzone przede wszystkim w tzw. obrońców granic, bowiem podobny manewr premier wykonał już w 2024 r., kiedy podczas rolniczych protestów na wschodzie za infrastrukturę krytyczną uznał przejścia graniczne z Ukrainą, co miało utrudnić wyrażanie niezadowolenia zbuntowanym chłopom.
Objęcie przejść granicznych ochroną przysługującą infrastrukturze granicznej sprawiło m.in., że zakazane stało się uwiecznianie panującej tam sytuacji poprzez robienie zdjęć i nagrywanie filmów, a tym bardziej udostępnianie ich w mediach społecznościowych. Zdaniem jednego z liderów Konfederacji Sławomira Mentzena rząd chce w ten sposób „ukryć przed Polakami to, co się dzieje na granicy, Niemcy mają przerzucać nam imigrantów tak, żebyśmy nawet nie mogli się od tym dowiedzieć”. Według byłego kandydata na prezydenta Polski „zamiast bronić naszej granicy przed Niemcami i imigrantami, Tusk walczy z Polakami, którzy chcą nas chronić”. Głosy płynące ze strony rządu warszawskiego wskazywały bowiem, że nasi umiłowani przywódcy przystąpili nie tylko do walki z nielegalnymi imigrantami, lecz także do rozprawienia się z obrońcami granic, których działalność zdecydowanie nie przypadła do gustu Niemcom.
Negatywne reakcje słychać było za Odrą także już po przywróceniu kontroli granicznych przez Polskę. Łatwo można było odnieść wrażenie, że zdaniem niemieckich polityków nasz urokliwy bantustan nie miał prawa do podjęcia symetrycznego działania wobec rozwiązania, które Berlin wprowadził już blisko dwa lata temu. Wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Katarina Barley zżymała się, iż jest to „efekt domina, który oczywiście doprowadza cały system Schengen do granic możliwości”. Z kolei pełnomocnik niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych ds. współpracy z Polską Knut Abraham, wyrażając zrozumienie, użył pobłażliwego sformułowania o „demonstracji suwerenności”, a także wskazał, że „problem jest tylko w tym, że kontrole po obu stronach granicy to ślepa uliczka”. Widać zatem wyraźnie, że Berlin dopiero teraz dostrzegł trudność, a dopóki kontrole odbywały się jednostronnie, Niemcy nie mieli z tym żadnego problemu.
Wolnościowa granica
Co do zasady wolnościowcy są zwolennikami swobodnego przepływu osób, jednak nie oznacza to, iż w żadnym przypadku rząd nie powinien interweniować. Po pierwsze należy odnotować, że obecny kryzys migracyjny nie jest spowodowany dobrowolnym przemieszczaniem się, ale z jednej strony podrzucaniem niechcianych przybyszów przez niemieckie państwowe służby, z drugiej zaś zorganizowanym przez Białoruś naporem nielegalnych imigrantów oraz próbami przerzucania ich przez kurierów wjeżdżających na terytorium Polski z Litwy. Po drugie, o ile każdy powinien mieć możliwość wyjazdu i zmiany miejsca zamieszkania, o tyle nikt nie ma obowiązku przyjęcia go. Przybycie do naszego kraju dużej liczby osób ograniczyło wolność Polaków w wielu wymiarach, a przede wszystkim właśnie na jej straży powinny stać kolejne rządy.
Praktyka polityki imigracyjnej zarówno Zjednoczonej Prawicy, jak i uśmiechniętej koalicji, okazywała się jednak zupełnie inna. Już w wytycznych dotyczących funkcjonowania Centrów Integracji Cudzoziemców zapowiedziano „szkolenia dla pracowników oświaty i administracji publicznej: integracja i praca ze społeczeństwem wielokulturowym”, co w praktyce oznaczało, że – nie zważając na oczekiwania Polaków – a priori założono, iż nasz urokliwy bantustan zostanie przekształcony w kraj multikulturowy, ze wszystkimi tego pozytywnymi, jak i negatywnymi konsekwencjami. Obecne trudności, z jakimi warszawskie władze mierzą się na granicach, są jedynie przejawem większego problemu, którego prawdziwą skalę dopiero poznamy.