Strona głównaMagazynBraun: To jest współczesne niewolnictwo! Mam nadzieję, że Polska wróci i to...

Braun: To jest współczesne niewolnictwo! Mam nadzieję, że Polska wróci i to ustali

-

- Reklama -

Poniżej publikujemy obszerne fragmenty prelekcji Grzegorza Brauna wygłoszonej w Gnieźnie i poświęconej 1000. rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego.

Trwa kampania wyborcza, prezydencka. Obchodzimy także tysiąclecie podniesienia Korony Królestwa Polskiego. Orzeł Biały sprzed 100 lat, którego nasi pradziadkowie przyjęli za godło Rzeczypospolitej Polskiej, tak wyglądał w pierwszej połowie lat 20. Potem pojawiły się podejrzane gwiazdki na bardziej już rozczapierzonych skrzydłach orła, ale z Bożą i ludzką pomocą i do tego orła wrócimy i ten orzeł wróci na swoje miejsce. Ten orzeł, który towarzyszy mi w kampanii prezydenckiej (czy raczej ja jemu towarzyszę), pomagał mi wytłumaczyć to, co jest oczywiste. Szczególnie pomaga mi niewielki krzyżyk wieńczący koronę orła.

Prędzej czy później bowiem w rozmowach politycznych o Polsce, o świecie, o narodzie, o państwie, docieramy do sedna sprawy. Dochodzimy do tego, co niektórych bardzo boli i uwiera – ten krzyż. Krzyż zdejmowany ze ścian w urzędach, w sądach już dawno tego krzyża nie ma i już tam nie wrócił. Jak dobrze poskrobać i porozmawiać z poczciwym Polakiem (który chce być Polakiem, a nie eurokołchoźnikiem), to bardzo często ten krzyżyk go również uwiera. W moim publicznym działaniu stykam się z krytyczną recenzją nawet ze strony osób najbardziej mi życzliwych, takich które mnie komplementują. Mówią, że na przykład w realu jestem większy niż w telewizorze (na co odpowiadam: sami Państwo widzą, jak telewizja kłamie); nawet życzliwi ludzie od czasu do czasu otwarcie mi mówią: całkiem do sensu pan gada, gdyby nie ten krzyżyk… To znaczy – mówią – to „katolstwo”, to chrześcijaństwo, pozdrowienie w Imię Boże: Laudetur Jesus Christus. Pokazując ten krzyżyk, mogę zwrócić uwagę, że w naszym godle i w naszym państwie ten krzyż jest nie tylko wyrazem orientacji religijnej czy aktem pobożności. Ba! Dla niektórych to w ogóle nie jest akt pobożności, ponieważ niektórzy mają do Kościoła dalej niż bliżej. Ale kto Polak rozumny, ten zrozumie, że krzyż jest też znakiem standardu prawnoustrojowego, że jest znakiem standardu cywilizacyjnego, że ten krzyż to jest – czego oczywiście każdemu życzę – pacierz nauczony w domu (a nie na starość; lepiej późno niż wcale). To jest tradycja, to jest pobożność polska, ale to jest też standard prawnoustrojowy.

Europa Suwerennych Narodów

Krzyż znamionuje standardy

W godle państwowym, kiedy orzeł awansuje do rangi znaku, logotypu, który jest prawnie potwierdzony, o to właśnie chodzi. Bez względu na to, jak dawno i czy w ogóle słuchał ktoś ostatniego kazania własnego księdza proboszcza czy biskupa i czy je ocenił krytycznie, czy przyjął bezkrytycznie, na poziomie politycznym powinniśmy się zgadzać, że krzyż jest dobrem narodowym, właśnie dlatego że znamionuje standardy. Jakie standardy? Dobre dla wszystkich – wierzących i niewierzących. Standard podstawowy – równość wobec prawa. Jesteśmy tak oswojeni z tym konceptem, że nam się zdaje, że jest tak zawsze i wszędzie. Nie! Nie zawsze i nie wszędzie. Uwaga! Tylko w dziejach ludzkości tam, gdzie znak krzyża został podniesiony, uszanowany i przyjęty przez rządzących (jak nie z pobożności, to z ostrożności), tylko tam koncept równości wobec prawa został awansowany do rangi zasady prawnoustrojowej.

Nie ma równości wobec prawa pod świecznikiem chanukowym. Tam są ludzie i podludzie. Są Żydzi i goje – bydło, mierzwa historii. Nie tylko w historii, gdzieś w mrokach Talmudu, ale dziś żydowskie ludobójstwo na Palestyńczykach w Gazie jest otwarcie definiowane jako akt sprawiedliwy, ponieważ Palestyńczycy to nie ludzie. Ministrowie, generałowie i rabini państwa położonego w Palestynie mówią, że Palestyńczycy to nie ludzie! Tak mówił rabin Mazuz czy rabin Owadia Josef kilkanaście lat temu spopularyzowany przez media (a nawet szerzej) właśnie dlatego, że mówił to, co przez pokolenia mówią mędrcy tego narodu, przekazując swoim dzieciom, że goje jak zwierzęta są od tego, żeby służyć Żydom i tylko w ten sposób – wg ich nauki – mogą usprawiedliwić niejako swoją bydlęcą egzystencję. Jeśli służą Żydom. Widzimy zatem, że nie wszędzie panuje równość wobec prawa. Pod znakiem dżihadu też nie ma równości wobec prawa.

Od kiedy zwyciężyła demokracja w Syrii (celowo odwołuję się do świeżych przypadków, nie z głębi dziejów), trwają polowania na chrześcijan. Nie ma równości wobec prawa. Każdy, kto ceni, a każdy powinien cenić równość wobec prawa, niechże zrozumie, że „tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem” mamy te fajne rzeczy. Mamy też rozdzielenie władzy duchownej i świeckiej. Precz z cezaropapizmem. Ważne, że cesarz nie jest papieżem, że biskup nie jest królem w naszych dziejach. Bardzo wcześnie, chwała Bogu, to napięcie się ujawniło w sposób szczytowy, kiedy nasz król Bolesław Śmiały vel Szczodry kazał lub też nawet osobiście się zaangażował w posiekanie świętego biskupa Stanisława na kawałki. To właśnie było to napięcie, czyje będzie górą. W naszej cywilizacji niczyje nie jest górą. Górą mają być zasady. Jedna władza nie wchodzi drugiej na głowę. Przelana krew świętego biskupa Stanisława przypieczętowała ten zdrowy podział i ten balans i bilans wpływów władz świeckiej i duchownej. Jakże współcześnie cierpimy na tym, że ten balans jest zakłócony przez abdykację władzy duchowej, która wszedłszy na garnuszek czy nawet garniec władzy świeckiej (dotacje europejskie, pensje dla katechetów), abdykowała ze swojej funkcji krytycznego recenzenta władzy świeckiej. Władza duchowna, zwłaszcza w ostatnich latach, dekadach, sukcesywnie stała się bezkrytycznym żyrantem samowoli władzy świeckiej.

Samowoli i totalitaryzmu, zamordyzmu eurokonchozowego, pandemicznego, podżegania do wojny, wreszcie marginalizacji Polaków we własnym kraju poprzez ukrainizację, banderyzację, poprzez zaangażowanie Caritasu w budowę Centrum Integracji Cudzoziemców, czyli w zalew migrantów, uchodźców, nachodźców, subsaharyjskich inżynierów z nożami w zębach. Jeżeli nasze państwo doznaje tragicznego przechyłu, to właśnie na skutek absencji, nieobecności, braku głosu biskupa Stanisława i jego prawych dziedziców. Mówię to jako polityk świecki, grzesznik rzecz jasna. Dopominam się o to, żeby nasi biskupi wyjęli głowę z piasku i wypluli wodę z ust, żeby się odezwali. Nawet jeśli dla mnie osobiście będzie to miało takie przejawy, jak hiperkrytyczny wobec mnie, a nawet potępiający głos eminencji Rysia w owczej skórze. Bardzo proszę o to, żeby nikt nie zakłócał działania naszej konstrukcji prawnoustrojowej poprzez współistnienie tych władz, nie zaś masoński rozdział kościoła od państwa. To jest frazes, który do dziś bardzo skutecznie służy rugowaniu głosu władzy duchownej z naszego życia publicznego.

Ten krzyż to coś więcej niż ornament, to coś więcej niż tylko akt konfesyjny, pobożnościowy. To jest standard prawnoustrojowy, standard cywilizacyjny. Kto ten standard ustalił i komu my go zawdzięczamy? Piękna rocznica, więc od razu przyspieszają się procesy myślowe. Wielkopolska, jesteśmy w Gnieźnie, przyjechaliśmy z moimi towarzyszami walki i pracy z Poznania, gdzie dzisiaj jest piękny korowód, piękna rocznica.

Bolesław Twardziel

Bolesław Chrobry nie był władcą, na wieść o którym wszyscy wpadali w entuzjazm i rozanielenie. To był twardy, nieprzyjemny człowiek, ale opatrznościowo zostawił nam nie tylko państwo, ale też zręby władzy duchownej. Być może przeinwestował na czerwony chodnik dla cesarza Ottona, bo impreza trwała non stop, póki Otton nie wyjechał z Gniezna. Utrzymanie Bolesławowej drużyny to była kosztowna rzecz. Stałe wojsko oznacza stałe koszta. A pretensje wojów, którzy nie chodzą na wojnę i nie przechodzą naturalnej selekcji, rosną. Rosną oczekiwania rewaloryzacji ich drużynniczych pensji. Więc Bolesław Twardziel przeinwestował. Państwo po inwestycjach, które pozaciągał Bolesław, miało tyle do popłacenia, że Mieszko nie wytrzymał. I od razu wszyscy rzucili na to Królestwo. Nastąpiły napaści z zewnątrz oraz – ciągle sporna między historykami – wewnętrzna zawierucha. Starszy brat, wykluczony w pierwszym rozdaniu – Bezprym – zafunkcjonował zaledwie przez parę miesięcy na początku lat trzydziestych XI wieku i sprawa się rypła. Insygnia Królewskie, korony (dyskusyjne, czy jedna, czy dwie: druga być może była koroną królowej małżonki) zostały odesłane czy też osobiście odwiezione przez królową, która tymczasem wzięła rozwód ze swoim małżonkiem Mieszkiem II. Insygnia zostały oddane cesarzowi, ale… zostały biskupstwa.

Zostały filary suwerennego, niepodległego państwa, nawet kiedy to państwo na jakiś czas zanikło i nie było koronacji królewskich, a książęta uznawali nad sobą zwierzchnictwo cesarza, stając się na powrót jednymi z grafów, panków, peryferyjnych książąt na skale Wielkiego Cesarstwa. Ale biskupstwa zostały: Poznań, Kołobrzeg, Kraków, Wrocław, Kamień Pomorski. Dzięki temu że zostały, już nie zanikła dynamika niepodległościowa. Kazimierz Odnowiciel odnawia na licencji niemieckiej już nie królestwo, lecz księstwo, marchię wschodnią. Ale idea, myśl, koncepcja Korony Królestwa Polskiego przeżyje i za dwa, trzy stulecia ta myśl już będzie bardzo intensywnie wracać, będzie obecna na rynku politycznym między wzmocnionymi książętami udzielnymi, w okresie tak zwanego rozbicia dzielnicowego. Trzy stulecia później znowu skutecznie sięgnie po tę koronę mały Łokietek. Łokietek – bo był krótki, nieduży. Łokietek nie sięgnął po koronę sam z siebie, bo by nie udźwignął, nie dosięgnąłby jej. To był konsensus. Ogromną, decydującą rolę odegrali tu biskupi.

Dziedzictwo Zajazdu w Sulejowie

Na zjeździe w Sulejowie dogadali się świeccy, duchowni i rycerstwo ziem polskich, że chcą się zrzucić na Koronę, że konieczna jest ściepa, jeśli chcemy mieć własne państwo, bo brak własnego państwa doskwiera. Wprawdzie hulaj dusza, piekła nie ma, ale jednak są takie zagrożenia i wyzwania, że warto być u siebie na swoim. Żeby mieć Koronę, trzeba się zrzucić. Panowie zgodzili się zatem na płacenie skokowo wyższego świętopietrza i biskup Gerward z Sulejowa pogalopował do Awinionu. Papież wprawdzie nie wydał wprost licencji na reaktywację Korony Królestwa Polskiego, tylko wymijająco, dyplomatycznie (żeby się cesarz na niego za bardzo nie gniewał) nie sprzeciwił się. Tymczasem biskup Gerward wrócił, nastąpiła koronacja w katedrze wawelskiej i Korona wróciła. Potem cudownie się rozmnożyła, ponieważ ten standard cywilizacyjny, czyli nie samowładztwo, caryzm czy rewolucja protestancka (która de facto kasuje władzę duchowną i zostawia samowolę władzy świeckiej), ale zdrowy balans i bilans. Jak są dwie władze. Między Scyllą a Charybdą, choćby w wydaniu ludzkim to byli nawet najokropniejsi ludzie, nam, poddanym łatwiej jest się prześlizgnąć i nie zostać startym na pył przez monolit władzy, jeżeli te centra wzajemnie się mitygują.

Okazało się, że nie siłą podboju, lecz siłą atrakcji rozszerzamy franczyzę. I ludzie pchają się drzwiami i oknami. Pchają się bojarzy ruscy, litewscy do Unii Horodelskiej, nawet jeżeli jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej nas najeżdżali. To jest paradoks: unia w Krewie była dogadana, a tu ciągle trwały jeszcze wyprawy łupieżcze, jak u Mickiewicza z „Trzech Budrysów”. Nawet Moskwa na początku XVII wieku poszła na urok tej franczyzy cywilizacyjnej. To był piękny projekt, żeby jeśli nie Zygmunt III, to jego syn Władysław IV obrany przez większość miast Rosji carem zaprowadzał tę franczyzę. Ale już wtedy nam nie starczyło tchu. Nie starczyło pary Polakom, ponieważ wielu z nich zdążyło się zbisurmanić, poszło na rewolucję protestancką i straciliśmy charyzmat naszego Władcy Pierścieni zdolnego do związywania wszystkich innych pierścieni władz doczesnych. Straciliśmy to.

Zygmunt III został stracony przez elity Rzeczpospolitej Polskiej. Ale wcześniej, przez pierwszą połowę dziejów Korony Królestwa Polskiego trwał bezprecedensowy sukces zawarty w sformułowaniu: „nie siłą podboju, a siłą atrakcji cywilizacyjnej”. Wszyscy chcieli być dopuszczeni do herbu szlachty polskiej. Dlaczego? Dlatego że to była fajna rzecz, nie być zdanym na łaskę i niełaskę samodzierżawia. Jan Długosz zapisał, że kiedyś dwóch Litwinów splądrowało kościółek na terenie państwa krzyżackiego. To były straty wizerunkowe nie do odrobienia. W związku z tym książę Witold kazał im się powiesić. Idąc na szafot, podobno jeden ponaglał drugiego: „Wieszajmy się szybciej, bo jak nie, to kniaź się naprawdę rozgniewa”.

To był istotny wybór cywilizacyjny. Nie abstrakcyjna niepodległość, suwerenność, rzewne pieśni, wewnętrzny kod patriotyczny, narodowy. To były konkretne wybory: czy wolimy więcej wolności, czy mniej wolności. Czy wolimy bardziej bezpiecznie się dorabiać, zarabiać, rozwijać. Tutaj też władza duchowna odegrała kluczową rolę.

Na Synodzie Łęczyckim w 1180 roku szala dziejowa przechyliła się na korzyść cywilizowanego prawa, cywilizacji łacińskiej właśnie z tym standardem. W jakiej dziedzinie? W dziedzinie poszanowania praw jednostki do decydowania o majątku. „Poezji nikt nie zji”, liczy natomiast się to, kto czym dysponuje, jaką majętnością. We wcześniejszych wiekach w poprzedniej fazie naszego istnienia narodowego mieliśmy do czynienia z reliktami prawa rodowego, klanowego. Żeby na przykład zbyć albo nabyć nieruchomość, włości, posiadłość, nie wystarczała decyzja właściciela głowy rodziny. Potrzebna była rada familijna, klanowa. Żeby kupić, sprzedać, muszę zapytać wujków, stryjków, czy mi wypada i czy to się opłaci. Na Synodzie Łęczyckim panowie, a zwłaszcza duchowieństwo (którego wtedy było znacznie mniej, za to działało efektywniej) wyjednało zobowiązanie władzy świeckiej, że książę będzie egzekwował prywatne zapisy testamentalne. O co chodziło? Zdarzało się, że ktoś coś zapisał na klasztor proboszczowi czy biskupowi. Zapisał, umarł a tu zajazd, jak w Panu Tadeuszu, rada familijna konno i zbrojno mówi: nieboszczyk najwyraźniej majaczył, nie wiedział, co robi, nie zgadzamy się na to, żeby przeor czy biskup władał naszym, bo sprawiedliwość musi być po naszej stronie.

Najwyraźniej nierespektowanie prywatnych zapisów testamentalnych było poważnym problemem, skoro na synodzie (czyli takim protosejmiku, protosejmie ziem polskich) władcy świeccy zobowiązali się, że będą egzekwować takie zapisy. Może ktoś powiedzieć: biskupi po prostu upomnieli się o swoje. Na tym jednak polega ów opatrznościowo piękny mechanizm, że bez względu na to, jakie motywacje kierowały biskupami, którzy zjechali do Łęczycy w 1180 roku, to oni utorowali drogę do standardu, który gwarantuje większą mobilność kapitału. A większa mobilność kapitału jest dobra dla wszystkich. Interes się kręci, rynek pracuje. Tylko Kościół mógł o tym przesądzić. Bywają takie momenty w dziejach, że tylko jeden biskup Stanisław albo biskup Becket w Anglii postawi się władcy świeckiemu. Czasem może to przypłacić własną głową, ale tą głową toruje drogę i zabezpiecza wolność także dla nas, świeckich, dla ogółu, dla narodu.

(…)

Opowiadam o tym po to, żeby na koniec spuentować: misja państwa polskiego, cel i sens niepodległej państwowości po 1000 lat pozostaje niezmieniona, pozostaje ta sama. Po to nam Najjaśniejsza Rzeczpospolita, po to nam jest potrzebne, niezbędne niepodległe państwo, żeby miał kto nas bronić przed handlarzami niewolników. Nie powinno nikogo zmylić, że dzisiaj formy niewolnictwa ewoluowały, że są rzeczy, o których nikomu nawet się nie śniło w najczarniejszych snach. Ani Świętemu Wojciechowi, ani jego adwersarzom. Mamy dzisiaj polskie dzieci sprzedawane w lichwiarską niewolę, zanim się jeszcze urodzą; mamy polskie dzieci sprzedawane na części, na tuziny; mamy handel niewolnikami na całego, który idzie przez polskie ziemie. Mamy Oleśnicki wierzchołek góry lodowej z panią doktor Gizelą Mengele, której zaplecze dopiero pozostaje do odsłonięcia. Mam nadzieję, że Polska wróci i to ustali. To jest współczesne niewolnictwo. Tysiąc lat temu nasi pradziadowie, praszczurowie, niezbędnie potrzebowali tej samoorganizacji i Korony Królestwa Polskiego, żeby nimi nie handlowali łowcy niewolników. Tak samo dziś potrzebujemy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, żeby nas nie sprzedawano na raty, na części, żeby nie traktowano nas jak bydła roboczego, które o tyle tylko ma prawo istnieć, o ile służy starszym i mądrzejszym. Do tego potrzebujemy państwa polskiego. Z tego właśnie powodu staję do wyborów prezydenckich i jestem do państwa dyspozycji 18 maja.

Najnowsze